12 lutego 2015

Chapter Fifteen

NOTKA POD ROZDZIAŁEM BARDZO WAŻNE!PRZECZYTAJCIE! X

"Czasami zdarza się, że chwila stabilizuje się, zatrzymuje się i trwa o wiele dłużej niż chwila. Dźwięki się zatrzymują, ruchy się zatrzymują, na wiele dłużej niż chwile. I wtedy ta chwila mija."


Słońce z oknem chyliło się ku zachodowi. Wszystko spowijało pomarańczowe światło i ciemność. Samolot wystartował już ponad godzinę temu, jednak Willow nie odezwała się do blondyna siedzącego obok ani słowem. Bała się, że jeśli coś powie, zepsuje i tak cienką nić porozumienia jaką nawiązali. Dziewczyna wpatrywała się w widok za oknem, starając się zebrać skołatane myśli. Gdy tylko zamykała oczy, widziała wysokiego chłopaka ubranego w charakterystyczną brązową skórzaną kurtkę i wszystkie krzywdy jakie jej wyrządził. Blaine Evans był osobą, o której nie myślała przez długi czas. Sądziła, że po ostatniej jego wizycie w Anglii i odesłaniu go do zakładu psychiatrycznego w Sydney, będzie miała spokój. Westchnęła głęboko, starając się opanować drżenie rąk. Jeśli to rzeczywiście był Blaine, żadne z przyjaciół Willow nie było bezpieczne. Zwłaszcza Christoph.
-Niall? Skąd pewność, że to Blaine?
Blondyn otworzył oczy i spojrzał z zatroskaniem na przyjaciółkę.
-Powtarzam tylko co widzieli świadkowie. Poza tym doskonale obydwoje wiemy do czego ten psychol jest zdolny.
-Czy ktoś opiekuje się Christophem?
Niall spojrzał w drugą stronę, wyraźnie unikając spojrzenia w oczy dziewczynie.
-Niall? Pytałam o coś.
-Tak. Watrin jest bezpieczny, nie musisz się martwić.
-Dlaczego czuję, że jest zupełnie inaczej? Co ukrywasz?
Blondyn westchnął zrezygnowany i popatrzył na rudą.
-Przepraszam. Nie chciałem go zostawiać samego, a nie miałem do kogo zadzwonić.
Willow zmrużyła oczy nic nie rozumiejąc z wypowiedzi chłopaka.
-Kto pilnuje Chrisa?
-Eva...
Ruda podskoczyła na fotelu i popatrzyła na Horana zdumiona.
-Sprowadziłeś Evę Watrin z Koloni!? Zwariowałeś!
-Nie miałem wyboru Will... Twój ojciec wraca dopiero za dwa tygodnie a ja musiałem pojechać po ciebie... Więc jego siostra była jedynym wyborem.
-Skąd w ogóle miałeś jej numer?
-Wyobraź sobie, że nie tak trudno jest znaleźć Evę Watrin mieszkającą w Kolonii. Poza tym...
-Jeszcze jakieś nowości? Czyżbyś sprowadził całą rodzinę Watrin?
-Louis mi pomógł.
Willow parsknęła ironicznym śmiechem.
-Oczywiście, że tak. Zapomniałam, że jeśli już ktoś miałby znaleźć kogoś w taki sposób to tylko pan Tomlinson... Powiedz mi Niall, od kiedy jesteście BFF's?
Niall wywrócił oczami słysząc słowa przyjaciółki.
-Był jedyną osobą, która mogła mi pomóc. Poza tym nie wiem czy cię to zainteresuje, ale kupiec wycofał się po pożarze.
-Co to oznacza?
-Że kamienice zostają u Louisa, przynajmniej do momentu, gdy nie znajdzie się nowy kupiec.
Willow uśmiechnęła się i mocno przytuliła Nialla, szybko jednak przypomniała sobie o Watrinie, znajdującym się w szpitalu. Irlandczyk ścisnął jej dłoń, jakby czytał jej w myślach.
-Spokojnie. Zobaczysz, że z Christophem wszystko będzie w porządku. Może się prześpisz?
Ruda nie zdążyła powiedzieć słowa, ponieważ w tym samym momencie pojawiła się stewardessa prosząca o zapięcie pasów. Willow zapięła pasy i wbiła palce w siedzenie fotela. Niall zaśmiał się cicho, jednak natychmiast zamilkł widząc jej chłodne spojrzenie. Kręcąc głową wziął jej rękę i pozwolił by wbijała paznokcie w jego ramie. Chwilę później, byli już na lotnisku odbierając bagaż. Willow rozglądała się bacznie po lotnisku, jakby Blaine miał wyskoczyć z któregokolwiek zakamarka i zaatakować ich. Niall klepnął przyjaciółkę w plecy.
-Spokojnie, Blaine się tu nie zjawi.
-Skąd masz tą pewność? Ostatnim razem znalazłam go w swoim mieszkaniu.
-Sprawdziłem twoje mieszkanie, jest czyste. Poza tym zadbaliśmy o opiekę.
-My? Niall co ty znowu...
Ruda urwała w połowie zdania widząc w oddali znajomą twarz. Wściekła spojrzała najpierw na Nialla a potem na Waltera.
-Poważnie!?
-Przykro mi Will... Mogę go nie znosić, ale jest jedyną osobą, która może zapewnić ci bezpieczeństwo a to jest dla mnie najważniejsze.
-Willow...
-Witaj Walterze. Jak rozumiem twój szef nie ma tyle odwagi by pokazać się samemu?
Szofer uśmiechnął się pod nosem, jednak prawie natychmiast przybrał ponownie poważną minę.
-Pan Tomlinson uznał, że lepiej będzie jeśli ja przyjadę po państwa. Poza tym zmienił pannę Watrin przy Christophie. Dokąd jedziemy?
-Szpital.
-Will, na pewno nie chcesz odpocząć albo czegoś zjeść?
-Szpital. Muszę zobaczyć Christopha.
Niall wzruszył ramionami i wsiadł do samochodu. Wiedział, że kłótnia nie ma sensu. Jeśli Willow na coś się uparła, dążyła do tego ślepo. Zwłaszcza jeśli chodziło o bliskich czy przyjaciół. Ruda całą drogę milczała, wpatrując się w okno. Gdy w końcu podjechali pod szpital, była cała roztrzęsiona. Wiedziała, że konfrontacja z Lou jest nieunikniona, jednak nie sądziła, że nastąpi to tak szybko. Wzięła głęboki wdech i przekroczyła drzwi szpitala, myśląc o Christophie. Szybko minęła recepcję, wiedząc w którym pokoju znajdował się jej przyjaciel. Czuła mdłości gdy do jej nosa dotarł aż za bardzo znajomy zapach szpitalny. Nienawidziła szpitali i z reguły omijała je szerokim łukiem. Niestety zdawała sobie sprawę z tego, że tym razem nie ma wyjścia. W pewien sposób Christoph trafił tu przez nią. Jeśli rzeczywiście to Blaine był odpowiedzialny za wypadek w antykwariacie, to ona była odpowiedzialna za stan blondyna. Wdychając głęboko powietrze i otworzyła drzwi do sali Watrina. Chłopak znajdował się w pozycji w pół siedzącej. Siniaki pokrywały jego twarz a na lewej ręce znajdował się gips. Zanim Christoph zdążył cokolwiek powiedzieć, Willow znalazła się tuż obok niego przytulając go niepewnie. Usłyszenie od Nialla o wypadku to jedno, ale zobaczenie swojego najlepszego przyjaciela w takim stanie to coś zupełnie innego. Widok ten sprawił, że w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Słysząc ciche szlochanie blondyn odsunął dziewczynę na wyciągnięcie ramion.
-Hey, żyję spokojnie. Tyle razy ci mówiłem, że złego diabli nie biorą. Teraz przynajmniej masz dowód.
-Watrin ty debilu! Nawet nie waż się tak mówić!
-Też się cieszę że cię widzę, ale czy możesz puścić moją szyję? Trochę mi duszno odkąd zaczęłaś ją ściskać.
Zakłopotana Willow odsunęła się odrobinę od chłopaka i jeszcze raz przyjrzała mu się uważnie.
-Jak się czujesz?
-Całkiem nieźle jak na faceta, którego ktoś próbował spalić. Właściwie to, że żyję zawdzięczam Louisowi.
Christoph machnął ręką w kierunku jednego z zacienionych kątów. Dziewczyna dopiero po chwili zauważyła fotel a w nim, właśnie Louisa.
-Już mówiłem, to przypadek że akurat tam byłem. Czekałem mając nadzieję, że Willow się zjawi. Wszystko działo się tak szybko, że w sumie nie wiedziałem co mam właściwie robić.
-A jednak zaryzykowałeś własne życie i wszedłeś po mnie do środka.
-Drobiazg...
Willow otworzyła oczy ze zdumienia wpatrując się zszokowana na wyraźnie skrępowanego chłopaka.
-Czekaj... Żebym dobrze to zrozumiała... Czekałeś pod antykwariatem na mnie a gdy wybuchł pożar tak po prostu wszedłeś do środka chcąc ratować mojego przyjaciela?
-W tamtym momencie nie liczyło się kto tam jest. Wiedziałem, że Christophowi grozi niebezpieczeństwo a straż była dopiero w drodze. Nie zdążyliby go wyciągnąć.
-Mogłeś zginąć...
-Owszem, ale zginąłbym wiedząc że chociaż próbowałem go uratować. Nigdy bym nie mógł spojrzeć ci w oczy, gdybym bezczynnie stał przed budynkiem i patrzył jak umiera ktoś na kim ci zależy.
Willow podeszła do chłopaka i niepewnie położyła mu dłoń na ramieniu. Czuła jak zadrżał pod wpływem tego dotyku.
-Dziękuję. On jest dla mnie wszystkim. Umarłabym gdyby coś mu się stało. Mam u ciebie dług wdzięczności.
-Nie ma o czym mówić. Chociaż chciałbym z tobą porozmawiać w wolnej chwili.
-Oczywiście. Ale to później. Aktualnie chcę się upewnić, że Christoph czuje się dobrze.
-Jest jeszcze jedna rzecz na jaką musisz się przygotować...
-Niall powiedział mi o świadku, który widział prawdopodobnie Blaisie...
-A powiedział ci też, że jadąc po ciebie do Irlandii skazał mnie na moją siostrę?
-Tak, wspomniał, że nie miał cię z kim zostawić i Eve była...
-Jedyną deską ratunku, która mogłaby uratować mojego brata od twojej zgubnej osoby? Cóż miał rację.
Willow odwróciła się słysząc znajomy głos z ciężkim niemieckim akcentem.
-Eve, witaj. Miło cię...
-Daruj sobie. Mogłabym udawać kulturalną i zachowywać się przyzwoicie tak jak prosił mnie mój młodszy braciszek, ale po co? Obie wiemy aż za dobrze, że cała moja rodzina cię znosi więc po co wprowadzać tą obłudę.
-Eve, chcę żebyś była pewna, że nie pozwolę żeby twojemu bratu stało się cokolwiek więcej, rozumiesz mnie?
-Niby jak chcesz tego dokonać? Gdy zdarzył się ten wypadek ty nawet nie przebywałaś w Anglii. Zrobiłaś sobie wakacje w Irlandii.
-Znajdę osobę, która jest odpowiedzialna za wybuch kamienicy i sprawię, żeby odpowiedziała za to co zrobiła Christophowi.
-Widzisz i tu pojawia się problem... Ponieważ nikt z rodziny Watrin ci nie ufa. No może oprócz naszego biednego małego i zakochanego w tobie po uszy Chrisa. Prawda Heinie?
Christoph zacisnął usta słysząc imię, którego już dawno nie używał oraz ksywkę z dzieciństwa.
-Eve, daj spokój. Willow nie miała z tym nic wspólnego. Zdarzył się wypadek, to wszystko. Aktualnie chcę w spokoju dojść do siebie i wrócić do domu.
Usta Eve ułożyły się w lekko ironiczny uśmieszek, jak gdyby wiedziała coś, czego cała reszta nie była świadoma.
-I niby gdzie to ma być Chris? Tutaj? Przecież mieszkanie w którym do tej pory mieszkałeś jest zniszczone. Wybuch z antykwariatu dosięgnął też pierwsze piętro budynku. Wszystkie mieszkania na tym piętrze właściwie trzeba całkiem odremontować. Straciłeś wszystko, kiedy to zrozumiesz? Nie masz mieszkania ani pracy która pozwoli ci się utrzymać. Dotrze do ciebie, że wyjazd do Anglii był jednym wielkim błędem? Przestań zachowywać się jak uparty bachor i wróć ze mną do Koloni.
Oczy Willow i Christopha skierowały się na szczupłą blondynkę, na której twarzy malowała się troska. Obydwoje jednak byli przekonani, że była ona równie złudna jak wszystko wokół dziewczyny.
-Słucham?
-To co słyszałeś. Rodzice powiedzieli że wybaczą ci wszystko, tylko żebyś wrócił. Tęsknimy za tobą. W Koloni masz rodzinę i przyjaciół, a tutaj nie masz nic.
Christoph poczuł jak zdenerwowanie obecnością siostry przemienia się we wściekłość.
-Żeby było jasne... Co niby rodzice mają mi wybaczać? Czy zrobiłem coś co sprawiło, że muszą mi wybaczać? Może mój wyjazd do Anglii? Albo fakt, że chciałem w końcu się uwolnić od ich nadopiekuńczości i tego jak dyktowali mi każdy krok w moim życiu? Niby jak miałoby wyglądać moje życie w Koloni? Niech zgadnę... Pierwsze dwa tygodnie miałbym spokój, ponieważ dopiero co wyszedłem ze szpitala więc mama nie pozwoliłaby mnie denerwować. A potem by się zaczęło, prawda? Obydwoje wiemy jaki ojciec potrafi być nieustępliwy a mama nigdy mu się nie sprzeciwi. Będzie ode mnie żądał pójścia na studia, bo przecież to wstyd, żeby którykolwiek z Watrinów miał tak niskie wykształcenie. Niestety według naszego kochanego tatusia studia które ja chciałbym wybrać są nieodpowiednie. To on wybrałby mi odpowiedni według niego kierunek a potem przez całą wieczność przypominał mi jak uratował mnie przed nędzną przyszłością wysyłając na możliwe z najdroższych studiów w całych Niemczech i oczywiście płacąc za nie. Czyż nie tak?
-Chris... Oni się zmienili...
-Nie mów do mnie Chris! Nie znoszę gdy tak do mnie mówicie! Nie mam ochoty sprawdzać czy się zmienili! Sprawili, że moje wcześniejsze życie było piekłem a ja nie mogłem podejmować jakichkolwiek samodzielnych decyzji! A teraz... jeśli przyjechałaś tylko po to, możesz wracać do Koloni i przekazać rodzicom, że nie mam zamiaru tam wrócić. Nigdy!
Willow widząc w jakim stanie znajduje się jej przyjaciel natychmiast do niego podeszła i lekko przytuliła. Christoph czując znajomy zapach jej perfum zrelaksował się odrobinę i pozwolił żeby wszystkie emocje z niego opadły. Dziewczyna delikatnie wplotła palce w jasne włosy przyjaciela i powoli głaskała go.
-Już, spokojnie. Wiesz że nie możesz się teraz denerwować.
Eve patrzyła jak jej brat, który jeszcze kilka sekund temu wyglądał jak bomba z opóźnionym zapłonem, teraz zmienił się nie do poznania. Wściekłość zastąpił spokój, a zaciśnięte ze złości usta ułożyły się w chłopięcy uśmiech, który mogła kiedyś podziwiać na jego twarzy. Zrozumiała, że rozmawiała ze złą osobą. To nie jej brat musiał być przekonany do wyjazdu, tylko jego najdroższa przyjaciółka.
-Willow, jeśli zależy ci na moim bracie a widzę że tak jest... Przekonaj go do wyjazdu. Sama zauważyłaś pewnie, że Chris nie jest tutaj bezpieczny. W Koloni może nie będzie...
Eve nie zdążyła dokończyć, ponieważ Willow odsunęła się od Christopha i szybkim krokiem podeszła do dziewczyny. Z jej oczu dosłownie sypały się iskry wściekłości.
-Teraz to ty posłuchaj mnie uważnie. Gdy Christoph przyjechał tu po raz pierwszy był wrakiem. Załamany, wręcz zdruzgotany tym jak potraktowali go właśni rodzice. Długi czas zajęło mi żeby przemienić go w człowieka którego kiedyś znałam, ale mi się udało. Przywróciłam w niego wiarę, chęć do życia i nadzieję, że bez poparcia rodziny też może dać sobie radę. Stworzyliśmy razem coś wyjątkowego i nikt, nawet ty nie jesteś w stanie tego zrozumieć. Nigdy, nawet za cenę mojego własnego życia nie będę namawiała go do powrotu do tego piekła, jakie mu już niejednokrotnie zgotowaliście. A teraz... Wynoś się, zanim tutejsza opieka medyczna będzie musiała się tobą zająć!
Wyraźnie przestraszona tą groźbą Eve podskoczyła i w mgnieniu oka skierowała się do wyjścia.
-I żebym cię tu już więcej nie widziała bo nie będę taka miła!
Z kąta w którym znajdował się Louis dobiegło ciche chichotanie. Willow natychmiast spojrzała w tamtym kierunku z morderczym wyrazem twarzy.
-Masz coś do powiedzenia Tomlinson?
-Ja? A skąd! Boję się, że tutejsza opieka medyczna nie będzie mi w stanie pomóc jeśli ty się mną zajmiesz...
Dziewczyna jeszcze przez chwilę starała się utrzymać powagę, jednak widząc przerażony wyraz twarzy Watrina, nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
-Cóż, jak widzę muszę być częściej taka bo nawet was to wystraszyło.
Christoph dumnie wypiął pierś, jednak prawie natychmiast syknął z bólu.
-Kto jak kto, ale ja się nie boję!
-Czyżby?
Mówiąc to Will podeszła stanowczym krokiem do łóżka blondyna. Ten tylko lekko się skulił i spojrzał na Louisa.
-Stary.. Coś czuję że następną rzeczą jaką trzeba będzie remontować, to twój dom. Zwłaszcza po jej wprowadzce do ciebie!
Cofnęłam się o krok i spojrzałam najpierw na jednego a potem na drugiego chłopaka, jakbym się przesłyszała.
-Proszę powiedzcie mi że się przesłyszałam...
Zdziwiony Christoph spojrzał na przyjaciółkę, nie wiedząc o co jej chodzi. Wiedząc jednak jej osłupienie wymalowane na twarzy zrozumiał, że Niall nic jej nie powiedział.
-Will tylko się nie denerwuj okey?
-Przestań mi mówić żebym się nie denerwowała bo to sprawia że denerwuję się jeszcze bardziej! Gadaj o co chodzi!
W tym momencie do rozmowy włączył się Louis.
-A więc po tym wybuchu zgłosił się do nas świadek który mówił że widział całe zajście i to kto to zrobił.
-I co to ma do rzeczy z mieszkaniem u ciebie!?
-Daj mi dokończyć... Z początku nie wiedziałem skąd to zdenerwowanie jakimś chłystkiem...
Z ust dziewczyny wydobyło się ciche prychnięcie, jednak Louis skrzętnie to zignorował.
-Ale Niall i Christoph opowiedzieli mi co nieco o tym chłopaku. Zaniepokoiłem się, że rzeczywiście to może być on więc uruchomiłem swoje źródła informacji w Australii. Okazuje się, że twój były wyszedł z zakładu kilka tygodni temu, ponieważ lekarze uznali, że nie stwarza żadnego zagrożenia dla społeczeństwa.
-To chyba jakieś wolne żarty...
-Niestety nie Will, wysłuchaj go do końca.
-Mów!
-A więc po tym jak Blaine został wypuszczony, spędził może trzy dni w Sydney a potem przyleciał tutaj... Jest zdeterminowany żeby się na tobie zemścić w jakikolwiek sposób. A że wie, jaki jest twój słaby punkt...
Tutaj Louis spojrzał na blondyna leżącego na łóżku.
-Więc będzie próbował uderzyć we mnie poprzez nich...
-Dokładnie. Dlatego musimy zrobić co w naszej mocy, żeby trzymać cię z dala od tego psychola.
-Ale co z Niallem? Co z Christophem? Co z moim ojcem!? Jak niby mam mu wyjaśnić, że tak po prostu mam zamiar zamieszkać z facetem, który chce zniszczyć nasze dotychczasowe życie!?
-Zostaw to mnie. Załatwię to.
-Nie zgadzam się! Nie ma opcji, że zostawię chłopaków pod ostrzałem tego niezrównoważonego psychicznie faceta.
-Spokojnie. Zarówno Niall jak i Christoph dostaną odpowiednią ochronę. Walter będzie ich osobistym kierowcą a w czasie pracy będziemy wszyscy razem, więc...
-Poczekaj sekundę... Jak to wszyscy razem!?
-Aktualnie z powodu pożaru wszyscy kupcy wycofali się z oferty więc jestem właścicielem, co oznacza, że mogę zatrudniać tam kogo chcę. Dla twojego bezpieczeństwa nie mam zamiaru spuszczać cię z oka choćby na sekundę.
Dziewczyna odwróciła się patrząc na Watrina z niedowierzaniem.
-Zgodziłeś się na to!?
-Nie miałem wyboru. Po pierwsze Louis może zrobić co chce z naszym antykwariatem a po drugie tu chodzi o twoje bezpieczeństwo. Dla tego powodu jestem w stanie zrobić wszystko.
W tym momencie drzwi sali otworzyły się i stanął w nich Niall w objęciach trzymając całą stertę jedzenia. Willow widząc to podeszła do Horana i spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
-Jesteś martwy Horan! Może nie dzisiaj bo nie mam już an to siły, ale obiecuję że zemszczę się na tobie! I na tobie też Watrin!
Po tych słowach dziewczyna wyszła trzaskając drzwiami. Niall spojrzał za nią, jakby nie mógł zrozumieć jej wybuchu.
-Czyżby dowiedziała się o tymczasowym mieszkaniu z Louisem?
-Wyobraź sobie że tak idioto! Dlaczego jej nie powiedziałeś?
-Pojechałem tam myśląc że znajdę wściekłą Willow. Znalazłem załamaną Willow. Nie wiem co jej zrobiłeś stary...
Tutaj Niall urwał i spojrzał na Louisa.
-Ale to złamało jej serce. Gdy tam przyjechałem nie mogłam tak po prostu zasypać jej informacjami. Już sama wiadomość o twoim wypadku i Blainie sprawiła, że stała się jednym wielkim kłębkiem nerwów. Gdybym jeszcze jej powiedział, że na bliżej nieokreślony czas ma zamieszkać u faceta który złamał serce, jak myślisz jakby zareagowała?
Christoph potarł twarz i opadł na poduszki wyraźnie zmęczony.
-Masz rację. Pewnie byłoby jeszcze gorzej.

Willow w pośpiechu wybiegła ze szpitala, nawet nie próbując uważać na ludzi, których potrącała na korytarzu. Czuła, że jeśli w ciągu kilku sekund nie złapie głębokiego wdechu świeżego powietrza, to po prostu się udusi. Gdy w końcu znalazła się na zewnątrz, opadła na pobliską ławkę i łapczywie nabrała powietrza w płuca. Łzy spływały po jej policzkach, a ona nie znała nawet konkretnego powodu dla którego płakała w tym momencie. Czuła, że w ciągu jednego dnia wydarzyło się zbyt wiele, żeby mogła to tak po prostu w sobie trzymać. Pozwoliła im więc spływać swobodnie, nie trudząc się nawet żeby je wytrzeć. W jej głowie bez przerwy pojawiało się pytanie 'Jak to możliwe żeby w tak krótkim czasie pojawiło się aż tyle komplikacji w jednym życiu?' Odpowiedź była prosta. Trzeba było być Willow i mieć jej życiowego pecha, inaczej nic z tego. Starała się pocieszać, że to rozwiązanie jest tylko tymczasowe a ona wcale nie musiała spotykać się z Louisem w tym ogromnym domu. Wiedziała jednak, że próbuje przekonać samą siebie. Z całych sił starała się wmówić sobie, że będzie dobrze chociaż zapowiadało się na to, że czeka ją jeden z najcięższych okresów w jej dotychczasowym życiu. A jakby tego było mało... Jej przyjaciele w tej sprawie byli przeciwko niej... 

-----------------------------
Jak widzicie nastąpił WIELKI COME BACK! Nie wiem czy jesteście tutaj wciąż ze mną, mam nadzieję że tak! ♥ Nie wiem także, czy jest też ktoś kto równie mocno cieszy się ze mną z tego powrotu. Długo zbierałam się w sobie żeby dokończyć i opublikować ten rozdział, jednak ciągle coś mnie powstrzymywało. Może to kwestia zmiany otoczenia,miejsca zamieszkania a może zwykłe lenistwo? Nie wiem, ale teraz jestem! Jak widzicie zmieniła się także szata graficzna bo przecież czasem warto coś zmieniać, prawda? A mnie zwyczajnie znudził się stary nagłówek:P 
Tak więc proszę was o pomoc! Rozlekamujcie tego bloga gdzie tylko potraficie! Chciałabym żeby pod tym rozdziałem znalazło się tyle komentarzy ile to tylko możliwe. Bardzo zależy mi na waszej opinii zarówno na temat rozdziału jak i nowego wyglądu bloga, więc zapraszam do czytania i komentowania! ♥ Enjoy! xx