NOTKA POD ROZDZIAŁEM BARDZO WAŻNE!PRZECZYTAJCIE! X
"Czasami zdarza się, że chwila stabilizuje się, zatrzymuje się i trwa o wiele dłużej niż chwila. Dźwięki się zatrzymują, ruchy się zatrzymują, na wiele dłużej niż chwile. I wtedy ta chwila mija."
Słońce z oknem chyliło się ku
zachodowi. Wszystko spowijało pomarańczowe światło i ciemność.
Samolot wystartował już ponad godzinę temu, jednak Willow nie
odezwała się do blondyna siedzącego obok ani słowem. Bała się,
że jeśli coś powie, zepsuje i tak cienką nić porozumienia jaką
nawiązali. Dziewczyna wpatrywała się w widok za oknem, starając
się zebrać skołatane myśli. Gdy tylko zamykała oczy, widziała
wysokiego chłopaka ubranego w charakterystyczną brązową skórzaną
kurtkę i wszystkie krzywdy jakie jej wyrządził. Blaine Evans był
osobą, o której nie myślała przez długi czas. Sądziła, że po
ostatniej jego wizycie w Anglii i odesłaniu go do zakładu
psychiatrycznego w Sydney, będzie miała spokój. Westchnęła
głęboko, starając się opanować drżenie rąk. Jeśli to
rzeczywiście był Blaine, żadne z przyjaciół Willow nie było
bezpieczne. Zwłaszcza Christoph.
-Niall? Skąd pewność, że to
Blaine?
Blondyn otworzył oczy i spojrzał
z zatroskaniem na przyjaciółkę.
-Powtarzam tylko co widzieli
świadkowie. Poza tym doskonale obydwoje wiemy do czego ten psychol
jest zdolny.
-Czy ktoś opiekuje się
Christophem?
Niall spojrzał w drugą stronę,
wyraźnie unikając spojrzenia w oczy dziewczynie.
-Niall? Pytałam o coś.
-Tak. Watrin jest bezpieczny, nie
musisz się martwić.
-Dlaczego czuję, że jest
zupełnie inaczej? Co ukrywasz?
Blondyn westchnął zrezygnowany
i popatrzył na rudą.
-Przepraszam. Nie chciałem go
zostawiać samego, a nie miałem do kogo zadzwonić.
Willow zmrużyła oczy nic nie
rozumiejąc z wypowiedzi chłopaka.
-Kto pilnuje Chrisa?
-Eva...
Ruda podskoczyła na fotelu i
popatrzyła na Horana zdumiona.
-Sprowadziłeś Evę Watrin z
Koloni!? Zwariowałeś!
-Nie miałem wyboru Will... Twój
ojciec wraca dopiero za dwa tygodnie a ja musiałem pojechać po
ciebie... Więc jego siostra była jedynym wyborem.
-Skąd w ogóle miałeś jej
numer?
-Wyobraź sobie, że nie tak
trudno jest znaleźć Evę Watrin mieszkającą w Kolonii. Poza
tym...
-Jeszcze jakieś nowości?
Czyżbyś sprowadził całą rodzinę Watrin?
-Louis mi pomógł.
Willow parsknęła ironicznym
śmiechem.
-Oczywiście, że tak.
Zapomniałam, że jeśli już ktoś miałby znaleźć kogoś w taki
sposób to tylko pan Tomlinson... Powiedz mi Niall, od kiedy
jesteście BFF's?
Niall wywrócił oczami słysząc
słowa przyjaciółki.
-Był jedyną osobą, która
mogła mi pomóc. Poza tym nie wiem czy cię to zainteresuje, ale
kupiec wycofał się po pożarze.
-Co to oznacza?
-Że kamienice zostają u Louisa,
przynajmniej do momentu, gdy nie znajdzie się nowy kupiec.
Willow uśmiechnęła się i
mocno przytuliła Nialla, szybko jednak przypomniała sobie o
Watrinie, znajdującym się w szpitalu. Irlandczyk ścisnął jej
dłoń, jakby czytał jej w myślach.
-Spokojnie. Zobaczysz, że z
Christophem wszystko będzie w porządku. Może się prześpisz?
Ruda nie zdążyła powiedzieć
słowa, ponieważ w tym samym momencie pojawiła się stewardessa
prosząca o zapięcie pasów. Willow zapięła pasy i wbiła palce w
siedzenie fotela. Niall zaśmiał się cicho, jednak natychmiast
zamilkł widząc jej chłodne spojrzenie. Kręcąc głową wziął
jej rękę i pozwolił by wbijała paznokcie w jego ramie. Chwilę
później, byli już na lotnisku odbierając bagaż. Willow
rozglądała się bacznie po lotnisku, jakby Blaine miał wyskoczyć
z któregokolwiek zakamarka i zaatakować ich. Niall klepnął
przyjaciółkę w plecy.
-Spokojnie, Blaine się tu nie
zjawi.
-Skąd masz tą pewność?
Ostatnim razem znalazłam go w swoim mieszkaniu.
-Sprawdziłem twoje mieszkanie,
jest czyste. Poza tym zadbaliśmy o opiekę.
-My? Niall co ty znowu...
Ruda urwała w połowie zdania
widząc w oddali znajomą twarz. Wściekła spojrzała najpierw na
Nialla a potem na Waltera.
-Poważnie!?
-Przykro mi Will... Mogę go nie
znosić, ale jest jedyną osobą, która może zapewnić ci
bezpieczeństwo a to jest dla mnie najważniejsze.
-Willow...
-Witaj Walterze. Jak rozumiem
twój szef nie ma tyle odwagi by pokazać się samemu?
Szofer uśmiechnął się pod
nosem, jednak prawie natychmiast przybrał ponownie poważną minę.
-Pan Tomlinson uznał, że lepiej
będzie jeśli ja przyjadę po państwa. Poza tym zmienił pannę
Watrin przy Christophie. Dokąd jedziemy?
-Szpital.
-Will, na pewno nie chcesz
odpocząć albo czegoś zjeść?
-Szpital. Muszę zobaczyć
Christopha.
Niall wzruszył ramionami i
wsiadł do samochodu. Wiedział, że kłótnia nie ma sensu. Jeśli
Willow na coś się uparła, dążyła do tego ślepo. Zwłaszcza
jeśli chodziło o bliskich czy przyjaciół. Ruda całą drogę
milczała, wpatrując się w okno. Gdy w końcu podjechali pod
szpital, była cała roztrzęsiona. Wiedziała, że konfrontacja z
Lou jest nieunikniona, jednak nie sądziła, że nastąpi to tak
szybko. Wzięła głęboki wdech i przekroczyła drzwi szpitala,
myśląc o Christophie. Szybko minęła recepcję, wiedząc w którym
pokoju znajdował się jej przyjaciel. Czuła mdłości gdy do jej
nosa dotarł aż za bardzo znajomy zapach szpitalny. Nienawidziła
szpitali i z reguły omijała je szerokim łukiem. Niestety zdawała
sobie sprawę z tego, że tym razem nie ma wyjścia. W pewien sposób
Christoph trafił tu przez nią. Jeśli rzeczywiście to Blaine był
odpowiedzialny za wypadek w antykwariacie, to ona była
odpowiedzialna za stan blondyna. Wdychając głęboko powietrze i
otworzyła drzwi do sali Watrina. Chłopak znajdował się w pozycji
w pół siedzącej. Siniaki pokrywały jego twarz a na lewej ręce
znajdował się gips. Zanim Christoph zdążył cokolwiek powiedzieć,
Willow znalazła się tuż obok niego przytulając go niepewnie.
Usłyszenie od Nialla o wypadku to jedno, ale zobaczenie swojego
najlepszego przyjaciela w takim stanie to coś zupełnie innego.
Widok ten sprawił, że w oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
Słysząc ciche szlochanie blondyn odsunął dziewczynę na
wyciągnięcie ramion.
-Hey, żyję spokojnie. Tyle razy
ci mówiłem, że złego diabli nie biorą. Teraz przynajmniej masz
dowód.
-Watrin ty debilu! Nawet nie waż
się tak mówić!
-Też się cieszę że cię
widzę, ale czy możesz puścić moją szyję? Trochę mi duszno
odkąd zaczęłaś ją ściskać.
Zakłopotana Willow odsunęła
się odrobinę od chłopaka i jeszcze raz przyjrzała mu się
uważnie.
-Jak się czujesz?
-Całkiem nieźle jak na faceta,
którego ktoś próbował spalić. Właściwie to, że żyję
zawdzięczam Louisowi.
Christoph machnął ręką w
kierunku jednego z zacienionych kątów. Dziewczyna dopiero po chwili
zauważyła fotel a w nim, właśnie Louisa.
-Już mówiłem, to przypadek że
akurat tam byłem. Czekałem mając nadzieję, że Willow się zjawi.
Wszystko działo się tak szybko, że w sumie nie wiedziałem co mam
właściwie robić.
-A jednak zaryzykowałeś własne
życie i wszedłeś po mnie do środka.
-Drobiazg...
Willow otworzyła oczy ze
zdumienia wpatrując się zszokowana na wyraźnie skrępowanego
chłopaka.
-Czekaj... Żebym dobrze to
zrozumiała... Czekałeś pod antykwariatem na mnie a gdy wybuchł
pożar tak po prostu wszedłeś do środka chcąc ratować mojego
przyjaciela?
-W tamtym momencie nie liczyło
się kto tam jest. Wiedziałem, że Christophowi grozi
niebezpieczeństwo a straż była dopiero w drodze. Nie zdążyliby
go wyciągnąć.
-Mogłeś zginąć...
-Owszem, ale zginąłbym wiedząc
że chociaż próbowałem go uratować. Nigdy bym nie mógł spojrzeć
ci w oczy, gdybym bezczynnie stał przed budynkiem i patrzył jak
umiera ktoś na kim ci zależy.
Willow podeszła do chłopaka i
niepewnie położyła mu dłoń na ramieniu. Czuła jak zadrżał pod
wpływem tego dotyku.
-Dziękuję. On jest dla mnie
wszystkim. Umarłabym gdyby coś mu się stało. Mam u ciebie dług
wdzięczności.
-Nie ma o czym mówić. Chociaż
chciałbym z tobą porozmawiać w wolnej chwili.
-Oczywiście. Ale to później.
Aktualnie chcę się upewnić, że Christoph czuje się dobrze.
-Jest jeszcze jedna rzecz na jaką
musisz się przygotować...
-Niall powiedział mi o świadku,
który widział prawdopodobnie Blaisie...
-A powiedział ci też, że jadąc
po ciebie do Irlandii skazał mnie na moją siostrę?
-Tak, wspomniał, że nie miał
cię z kim zostawić i Eve była...
-Jedyną deską ratunku, która
mogłaby uratować mojego brata od twojej zgubnej osoby? Cóż miał
rację.
Willow odwróciła się słysząc
znajomy głos z ciężkim niemieckim akcentem.
-Eve, witaj. Miło cię...
-Daruj sobie. Mogłabym udawać
kulturalną i zachowywać się przyzwoicie tak jak prosił mnie mój
młodszy braciszek, ale po co? Obie wiemy aż za dobrze, że cała
moja rodzina cię znosi więc po co wprowadzać tą obłudę.
-Eve, chcę żebyś była pewna,
że nie pozwolę żeby twojemu bratu stało się cokolwiek więcej,
rozumiesz mnie?
-Niby jak chcesz tego dokonać?
Gdy zdarzył się ten wypadek ty nawet nie przebywałaś w Anglii.
Zrobiłaś sobie wakacje w Irlandii.
-Znajdę osobę, która jest
odpowiedzialna za wybuch kamienicy i sprawię, żeby odpowiedziała
za to co zrobiła Christophowi.
-Widzisz i tu pojawia się
problem... Ponieważ nikt z rodziny Watrin ci nie ufa. No może
oprócz naszego biednego małego i zakochanego w tobie po uszy
Chrisa. Prawda Heinie?
Christoph zacisnął usta słysząc
imię, którego już dawno nie używał oraz ksywkę z dzieciństwa.
-Eve, daj spokój. Willow nie
miała z tym nic wspólnego. Zdarzył się wypadek, to wszystko.
Aktualnie chcę w spokoju dojść do siebie i wrócić do domu.
Usta Eve ułożyły się w lekko
ironiczny uśmieszek, jak gdyby wiedziała coś, czego cała reszta
nie była świadoma.
-I niby gdzie to ma być Chris?
Tutaj? Przecież mieszkanie w którym do tej pory mieszkałeś jest
zniszczone. Wybuch z antykwariatu dosięgnął też pierwsze piętro
budynku. Wszystkie mieszkania na tym piętrze właściwie trzeba
całkiem odremontować. Straciłeś wszystko, kiedy to zrozumiesz?
Nie masz mieszkania ani pracy która pozwoli ci się utrzymać.
Dotrze do ciebie, że wyjazd do Anglii był jednym wielkim błędem?
Przestań zachowywać się jak uparty bachor i wróć ze mną do
Koloni.
Oczy Willow i Christopha
skierowały się na szczupłą blondynkę, na której twarzy malowała
się troska. Obydwoje jednak byli przekonani, że była ona równie
złudna jak wszystko wokół dziewczyny.
-Słucham?
-To co słyszałeś. Rodzice
powiedzieli że wybaczą ci wszystko, tylko żebyś wrócił.
Tęsknimy za tobą. W Koloni masz rodzinę i przyjaciół, a tutaj
nie masz nic.
Christoph poczuł jak
zdenerwowanie obecnością siostry przemienia się we wściekłość.
-Żeby było jasne... Co niby
rodzice mają mi wybaczać? Czy zrobiłem coś co sprawiło, że
muszą mi wybaczać? Może mój wyjazd do Anglii? Albo fakt, że
chciałem w końcu się uwolnić od ich nadopiekuńczości i tego jak
dyktowali mi każdy krok w moim życiu? Niby jak miałoby wyglądać
moje życie w Koloni? Niech zgadnę... Pierwsze dwa tygodnie miałbym
spokój, ponieważ dopiero co wyszedłem ze szpitala więc mama nie
pozwoliłaby mnie denerwować. A potem by się zaczęło, prawda?
Obydwoje wiemy jaki ojciec potrafi być nieustępliwy a mama nigdy mu
się nie sprzeciwi. Będzie ode mnie żądał pójścia na studia, bo
przecież to wstyd, żeby którykolwiek z Watrinów miał tak niskie
wykształcenie. Niestety według naszego kochanego tatusia studia
które ja chciałbym wybrać są nieodpowiednie. To on wybrałby mi
odpowiedni według niego kierunek a potem przez całą wieczność
przypominał mi jak uratował mnie przed nędzną przyszłością
wysyłając na możliwe z najdroższych studiów w całych Niemczech
i oczywiście płacąc za nie. Czyż nie tak?
-Chris... Oni się zmienili...
-Nie mów do mnie Chris! Nie
znoszę gdy tak do mnie mówicie! Nie mam ochoty sprawdzać czy się
zmienili! Sprawili, że moje wcześniejsze życie było piekłem a ja
nie mogłem podejmować jakichkolwiek samodzielnych decyzji! A
teraz... jeśli przyjechałaś tylko po to, możesz wracać do Koloni
i przekazać rodzicom, że nie mam zamiaru tam wrócić. Nigdy!
Willow widząc w jakim stanie
znajduje się jej przyjaciel natychmiast do niego podeszła i lekko
przytuliła. Christoph czując znajomy zapach jej perfum zrelaksował
się odrobinę i pozwolił żeby wszystkie emocje z niego opadły.
Dziewczyna delikatnie wplotła palce w jasne włosy przyjaciela i
powoli głaskała go.
-Już, spokojnie. Wiesz że nie
możesz się teraz denerwować.
Eve patrzyła jak jej brat, który
jeszcze kilka sekund temu wyglądał jak bomba z opóźnionym
zapłonem, teraz zmienił się nie do poznania. Wściekłość
zastąpił spokój, a zaciśnięte ze złości usta ułożyły się w
chłopięcy uśmiech, który mogła kiedyś podziwiać na jego
twarzy. Zrozumiała, że rozmawiała ze złą osobą. To nie jej brat
musiał być przekonany do wyjazdu, tylko jego najdroższa
przyjaciółka.
-Willow, jeśli zależy ci na
moim bracie a widzę że tak jest... Przekonaj go do wyjazdu. Sama
zauważyłaś pewnie, że Chris nie jest tutaj bezpieczny. W Koloni
może nie będzie...
Eve nie zdążyła dokończyć,
ponieważ Willow odsunęła się od Christopha i szybkim krokiem
podeszła do dziewczyny. Z jej oczu dosłownie sypały się iskry
wściekłości.
-Teraz to ty posłuchaj mnie
uważnie. Gdy Christoph przyjechał tu po raz pierwszy był wrakiem.
Załamany, wręcz zdruzgotany tym jak potraktowali go właśni
rodzice. Długi czas zajęło mi żeby przemienić go w człowieka
którego kiedyś znałam, ale mi się udało. Przywróciłam w niego
wiarę, chęć do życia i nadzieję, że bez poparcia rodziny też
może dać sobie radę. Stworzyliśmy razem coś wyjątkowego i nikt,
nawet ty nie jesteś w stanie tego zrozumieć. Nigdy, nawet za cenę
mojego własnego życia nie będę namawiała go do powrotu do tego
piekła, jakie mu już niejednokrotnie zgotowaliście. A teraz...
Wynoś się, zanim tutejsza opieka medyczna będzie musiała się
tobą zająć!
Wyraźnie przestraszona tą
groźbą Eve podskoczyła i w mgnieniu oka skierowała się do
wyjścia.
-I żebym cię tu już więcej
nie widziała bo nie będę taka miła!
Z kąta w którym znajdował się
Louis dobiegło ciche chichotanie. Willow natychmiast spojrzała w
tamtym kierunku z morderczym wyrazem twarzy.
-Masz coś do powiedzenia
Tomlinson?
-Ja? A skąd! Boję się, że
tutejsza opieka medyczna nie będzie mi w stanie pomóc jeśli ty się
mną zajmiesz...
Dziewczyna jeszcze przez chwilę
starała się utrzymać powagę, jednak widząc przerażony wyraz
twarzy Watrina, nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła
niepohamowanym śmiechem.
-Cóż, jak widzę muszę być
częściej taka bo nawet was to wystraszyło.
Christoph dumnie wypiął pierś,
jednak prawie natychmiast syknął z bólu.
-Kto jak kto, ale ja się nie
boję!
-Czyżby?
Mówiąc to Will podeszła
stanowczym krokiem do łóżka blondyna. Ten tylko lekko się skulił
i spojrzał na Louisa.
-Stary.. Coś czuję że następną
rzeczą jaką trzeba będzie remontować, to twój dom. Zwłaszcza po
jej wprowadzce do ciebie!
Cofnęłam się o krok i
spojrzałam najpierw na jednego a potem na drugiego chłopaka, jakbym
się przesłyszała.
-Proszę powiedzcie mi że się
przesłyszałam...
Zdziwiony Christoph spojrzał na
przyjaciółkę, nie wiedząc o co jej chodzi. Wiedząc jednak jej
osłupienie wymalowane na twarzy zrozumiał, że Niall nic jej nie
powiedział.
-Will tylko się nie denerwuj
okey?
-Przestań mi mówić żebym się
nie denerwowała bo to sprawia że denerwuję się jeszcze bardziej!
Gadaj o co chodzi!
W tym momencie do rozmowy włączył
się Louis.
-A więc po tym wybuchu zgłosił
się do nas świadek który mówił że widział całe zajście i to
kto to zrobił.
-I co to ma do rzeczy z
mieszkaniem u ciebie!?
-Daj mi dokończyć... Z początku
nie wiedziałem skąd to zdenerwowanie jakimś chłystkiem...
Z ust dziewczyny wydobyło się
ciche prychnięcie, jednak Louis skrzętnie to zignorował.
-Ale Niall i Christoph
opowiedzieli mi co nieco o tym chłopaku. Zaniepokoiłem się, że
rzeczywiście to może być on więc uruchomiłem swoje źródła
informacji w Australii. Okazuje się, że twój były wyszedł z
zakładu kilka tygodni temu, ponieważ lekarze uznali, że nie
stwarza żadnego zagrożenia dla społeczeństwa.
-To chyba jakieś wolne żarty...
-Niestety nie Will, wysłuchaj go
do końca.
-Mów!
-A więc po tym jak Blaine został
wypuszczony, spędził może trzy dni w Sydney a potem przyleciał
tutaj... Jest zdeterminowany żeby się na tobie zemścić w
jakikolwiek sposób. A że wie, jaki jest twój słaby punkt...
Tutaj Louis spojrzał na blondyna
leżącego na łóżku.
-Więc będzie próbował uderzyć
we mnie poprzez nich...
-Dokładnie. Dlatego musimy
zrobić co w naszej mocy, żeby trzymać cię z dala od tego
psychola.
-Ale co z Niallem? Co z
Christophem? Co z moim ojcem!? Jak niby mam mu wyjaśnić, że tak po
prostu mam zamiar zamieszkać z facetem, który chce zniszczyć nasze
dotychczasowe życie!?
-Zostaw to mnie. Załatwię to.
-Nie zgadzam się! Nie ma opcji,
że zostawię chłopaków pod ostrzałem tego niezrównoważonego
psychicznie faceta.
-Spokojnie. Zarówno Niall jak i
Christoph dostaną odpowiednią ochronę. Walter będzie ich
osobistym kierowcą a w czasie pracy będziemy wszyscy razem, więc...
-Poczekaj sekundę... Jak to
wszyscy razem!?
-Aktualnie z powodu pożaru
wszyscy kupcy wycofali się z oferty więc jestem właścicielem, co
oznacza, że mogę zatrudniać tam kogo chcę. Dla twojego
bezpieczeństwa nie mam zamiaru spuszczać cię z oka choćby na
sekundę.
Dziewczyna odwróciła się
patrząc na Watrina z niedowierzaniem.
-Zgodziłeś się na to!?
-Nie miałem wyboru. Po pierwsze
Louis może zrobić co chce z naszym antykwariatem a po drugie tu
chodzi o twoje bezpieczeństwo. Dla tego powodu jestem w stanie
zrobić wszystko.
W tym momencie drzwi sali
otworzyły się i stanął w nich Niall w objęciach trzymając całą
stertę jedzenia. Willow widząc to podeszła do Horana i spojrzała
na niego morderczym wzrokiem.
-Jesteś martwy Horan! Może nie
dzisiaj bo nie mam już an to siły, ale obiecuję że zemszczę się
na tobie! I na tobie też Watrin!
Po tych słowach dziewczyna
wyszła trzaskając drzwiami. Niall spojrzał za nią, jakby nie mógł
zrozumieć jej wybuchu.
-Czyżby dowiedziała się o
tymczasowym mieszkaniu z Louisem?
-Wyobraź sobie że tak idioto!
Dlaczego jej nie powiedziałeś?
-Pojechałem tam myśląc że
znajdę wściekłą Willow. Znalazłem załamaną Willow. Nie wiem co
jej zrobiłeś stary...
Tutaj Niall urwał i spojrzał na
Louisa.
-Ale to złamało jej serce. Gdy
tam przyjechałem nie mogłam tak po prostu zasypać jej
informacjami. Już sama wiadomość o twoim wypadku i Blainie
sprawiła, że stała się jednym wielkim kłębkiem nerwów. Gdybym
jeszcze jej powiedział, że na bliżej nieokreślony czas ma
zamieszkać u faceta który złamał serce, jak myślisz jakby
zareagowała?
Christoph potarł twarz i opadł
na poduszki wyraźnie zmęczony.
-Masz rację. Pewnie byłoby
jeszcze gorzej.
Willow w pośpiechu wybiegła ze
szpitala, nawet nie próbując uważać na ludzi, których potrącała
na korytarzu. Czuła, że jeśli w ciągu kilku sekund nie złapie
głębokiego wdechu świeżego powietrza, to po prostu się udusi.
Gdy w końcu znalazła się na zewnątrz, opadła na pobliską ławkę
i łapczywie nabrała powietrza w płuca. Łzy spływały po jej
policzkach, a ona nie znała nawet konkretnego powodu dla którego
płakała w tym momencie. Czuła, że w ciągu jednego dnia wydarzyło
się zbyt wiele, żeby mogła to tak po prostu w sobie trzymać.
Pozwoliła im więc spływać swobodnie, nie trudząc się nawet żeby
je wytrzeć. W jej głowie bez przerwy pojawiało się pytanie 'Jak
to możliwe żeby w tak krótkim czasie pojawiło się aż tyle
komplikacji w jednym życiu?' Odpowiedź była prosta. Trzeba było
być Willow i mieć jej życiowego pecha, inaczej nic z tego. Starała
się pocieszać, że to rozwiązanie jest tylko tymczasowe a ona
wcale nie musiała spotykać się z Louisem w tym ogromnym domu.
Wiedziała jednak, że próbuje przekonać samą siebie. Z całych
sił starała się wmówić sobie, że będzie dobrze chociaż
zapowiadało się na to, że czeka ją jeden z najcięższych okresów
w jej dotychczasowym życiu. A jakby tego było mało... Jej
przyjaciele w tej sprawie byli przeciwko niej...
-----------------------------
Jak widzicie nastąpił WIELKI COME BACK! Nie wiem czy jesteście tutaj wciąż ze mną, mam nadzieję że tak! ♥ Nie wiem także, czy jest też ktoś kto równie mocno cieszy się ze mną z tego powrotu. Długo zbierałam się w sobie żeby dokończyć i opublikować ten rozdział, jednak ciągle coś mnie powstrzymywało. Może to kwestia zmiany otoczenia,miejsca zamieszkania a może zwykłe lenistwo? Nie wiem, ale teraz jestem! Jak widzicie zmieniła się także szata graficzna bo przecież czasem warto coś zmieniać, prawda? A mnie zwyczajnie znudził się stary nagłówek:P
Tak więc proszę was o pomoc! Rozlekamujcie tego bloga gdzie tylko potraficie! Chciałabym żeby pod tym rozdziałem znalazło się tyle komentarzy ile to tylko możliwe. Bardzo zależy mi na waszej opinii zarówno na temat rozdziału jak i nowego wyglądu bloga, więc zapraszam do czytania i komentowania! ♥ Enjoy! xx