25 października 2013

Chapter Two

Czasami serce podpowiada nam, którą wybrać drogę. Stawiasz mu po drodze barykady, bojąc się tego, co ci pokazuje. Jednak po jakimś czasie w końcu zaczyna do ciebie docierać, że to wszystko, co podsuwało ci twoje serce jest oczywiste. Uczucia, które do tej pory były obce stają się codziennością. A ty zadajesz sobie pytanie jak to wszystko poukładać, ponieważ w twoim życiu nagle zapanował niezwykły chaos. 
Willow odgarnęła z czoła włosy i spojrzała na monitor. Efekt bezsenności majaczył jej się na ekranie laptopa. Odkąd poznała Louisa, jej życie stało się jednym wielkim kłębkiem nerwów. Nigdy nie wiedziała, kiedy i gdzie go spotka. Był jak cień i to ją trochę przerażało. Miała wrażenie, że zawsze jest gdzieś w pobliżu, a jednak czuła, że obserwuje ją z dystansu. Chore, prawda? Nie wyjaśnił jej jak tamtego dnia jak dostał się do antykwariatu. Zaczął plątać się we własnych wyjaśnieniach, po czym niespodziewanie odwrócił się napięcie i po prostu odszedł z rękoma wciśniętymi głęboko w kieszenie swojej kurtki. Dziewczyna przez długi czas zastanawiała się jak ma to odebrać. W końcu zrezygnowała z jakiejkolwiek próby wyjaśnienia całego zamętu, jaki Lou wprowadził swoją obecnością w życie. Przyjęła, że jest i tyle musiała wiedzieć. Wzięła głęboki wdech i wróciła do pracy. Tam jednak także czekała ją walka z wiatrakami. Nadopiekuńczy przyjaciel najwidoczniej uznał, że to on musi zaopiekować się przemęczoną według niego Willow. Ruda miała po dziurki w nosie nadskakiwania szefa, więc po godzinie pracy zabrała swoją torbę i wyszła, chłodno żegnając się z blondynem. Wiedziała, że musi wyrzucić z siebie całą frustrację wywołaną wszystkimi zdarzeniami dnia dzisiejszego. Dziękowała w duchu opatrzności za nieobecność ojca w domu. Kochała go najmocniej na świecie, jednak wiedziała, że zaniepokoiłby się jej wcześniejszym powrotem. Otworzyła drzwi i automatycznie odgarnęła z czoła nieznośne kosmyki, które irytowały ją dzisiaj bardziej niż zwykle. Gdy w końcu uporała się z niesfornymi włosami, rzuciła klucze na stolik w przedpokoju i z radością włączyła muzykę. W między czasie zdążyła zdjąć mało wygodne obuwie i teraz tańczyła na boso w kuchni, manewrując pomiędzy szafkami. Szybko opłukała sałatę i sprawnym ruchem zaczęła ją siekać. Po chwili dołączyły do niej grzanki, pomidory i kawałki kurczaka, które miała już przygotowane. Z uśmiechem sięgnęła po ostatniego pomidora, który czekał na swoją kolej. Ten jednak nie miał zamiaru dołączyć do sałatki. Sprawnym ruchem wyśliznął się z palców dziewczyny, lądując po przeciwnej stronie kuchni. 
-Cholera! Czy to zawsze muszę być ja? 
Ruda sapnęła zirytowana, jednak nie mogła pozwolić, żeby mały pomidorek ją pokonał. Chwilę później leżała na podłodze, próbując sięgnąć po warzywo. Gdy w końcu jej się to udało, aż klasnęła z radości. Już miała wstawać, gdy coś przykuło jej uwagę. Odłożyła pomidora i ze zmarszczonym czołem sięgnęła po kopertę leżącą pod stertą papierów. Wyglądała, jakby ktoś na siłę próbował ją tam ukryć, pomyślała. Bez zastanowienia otworzyła kopertę i zaczęła czytać dokumenty zaadresowane do ojca. Była tak pochłonięta czytaniem, że nie usłyszała otwierających się drzwi. Dopiero głos ojca przywrócił ją do rzeczywistości.
-Co robisz? 
Willow podskoczyła jak oparzona, sprawiając, że list i koperta wypadły jej z rąk. Chciała się schylić po to szybciej niż Ralph, mając nadzieję, że ojciec nie zauważył nadawcy. Jednak on był szybszy. Jednym ruchem wgarnął korespondencję i spojrzał na córkę wyraźnie rozzłoszczony. 
-To jest moja prywatna poczta. Dlaczego ją czytałaś? 
Willow uniosła wysoko brodę i hardo spojrzała ojcu w oczy.
-Więc może najpierw ty mi wyjaśnisz, dlaczego to leżało tam a nie tam gdzie zwykle leży cała poczta? Masz coś do ukrycia? 
-Ja… Nie bądź śmieszna! Poza tym jestem dorosły i nie muszę ci się spowiadać z każdego listu. Kiedy ostatni raz sprawdzałem, to ja płaciłem większość rachunków, więc zmień ton.
-Jestem po prostu ciekawa. Ostatnio zachowujesz się bardzo dziwnie. 
-Dziwnie?  To znaczy jak? 
-Zrobiłeś się strachliwy, nerwowy… Ciągle coś czytasz albo liczysz. I chowasz listy. A to, co przyszło dzisiaj rano? Wyglądałeś na zmartwionego…
Phil podszedł do córki i delikatnie położył jej ręce na ramionach.
-Willow, kochanie… To ja jestem dorosłym a nie ty. Nie musisz się tak o mnie zamartwiać. 
-Wiem, po prostu… Zostałeś mi tylko ty. Nie mogę cię stracić przez jakąś głupotę…
Łzy pojawiły się w jasnych oczach dziewczyny. Bez zastanowienia wtuliła się w ojca wdychając znajomy zapach, który zawsze potrafił ją uspokoić. Ralph pogłaskał córkę po włosach uśmiechając się pod nosem.
-Ok, tym razem zapomnijmy o tym, ale nie możesz grzebać w mojej poczcie. Jak ty byś się poczuła, gdybym na przykład… czytał twój pamiętnik? 
-Tato! Skąd w ogóle wiesz czy mam pamiętnik? 
-Strzelałem, ale widząc twoje poruszenie myślę, że trafiłem w dziesiątkę. Pomyśl o tym następnym razem, gdy sięgniesz po moją korespondencję.
Mężczyzna pocałował córkę w czoło i skierował się w stronę łazienki, po drodze zabierając kopertę i list. Zdenerwowana Willow dokończyła sałatkę i schowała się w swoim pokoju. Postawiła miskę na biurku i włączyła komputer. Zawsze, gdy coś ją trapiło, wylewała wszystko na papier. Albo w tym przypadku na czystym dokumencie worda. Kursor migał, irytując przy tym dziewczynę. Zamknęła na moment oczy, starając się nie myśleć o niczym konkretnym. Niestety jej mózg miał inne plany. Natychmiast pod powiekami ukazał jej się obraz zakapturzonego Louisa. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jest taki skryty i co było w nim takiego, że bez przerwy o nim myślała. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Musiała wyjść, ponieważ czuła, że jeśli spędzi w pokoju jeszcze dziesięć minut to po prostu się udusi. Ubrała swoje najwygodniejsze buty, zgarnęła telefon oraz słuchawki i bez słowa wyszła z domu. Sama nawet dokładnie nie wiedziała gdzie się kieruje. Pozwoliła by nogi same prowadziły ją do celu, ponieważ najwidoczniej w przeciwieństwie do niej, one doskonale wiedziały gdzie mają się kierować. Jej palce wybijały rytm znanej melodii, sprawiając, że mimowolnie się uśmiechnęła. Gdy przekroczyła bramę parku do którego zawsze przychodziła z matką, poczuła, że nie jest jeszcze na to gotowa. Wciskając dłonie w kieszenie, ominęła znajomą ławkę szerokim łukiem, jakby bała się, że ta ją do siebie przyciągnie. Uczucia buzowały w niej próbując wydostać się na zewnątrz. Mimowolnie zaczęła myśleć nad całym swoim życiem. Robiła to za każdym razem, gdy wychodziła na jakikolwiek spacer. Jej myśli pędziły z prędkością odrzutowca a ona nie umiała, a może nie chciała ich zatrzymywać. Gdy była małą dziewczynką mama czytała jej bajki. Piękne baśnie z cudownym zakończeniem, gdzie książę pojawiał się na białym rumaku, ratując królewnę z opresji w mgnieniu oka. Ona oczywiście zakochiwała się w nim od pierwszego wejrzenia, po czym następował ślub szybszy niż w „Modzie na sukces” i żyli długo i szczęśliwie. Willow westchnęła przypominając sobie swoją dziecięcą naiwność. Jak każda mała dziewczynka wierzyła, że pewnego dnia i po nią przyjdzie książę, i sprawi, że jej serce zabije szybciej. Jednak z biegiem lat dziecięca naiwność odchodziła, ustępując miejsca smutkowi i samotności, jaką odczuwała dosyć boleśnie na tle rówieśników. Któregoś dnia w końcu zrozumiała jedną bardzo ważną rzecz. Bajki nie istnieją. Tak samo jak szczęśliwe zakończenia. Łudzenie się, że gdzieś tam jest książę z bajki, który oddycha tylko po to, żeby któregoś dnia nas uszczęśliwić, jest wręcz naiwne. Nie powinniśmy wierzyć w happy endy. A jednak… wierzymy. Podświadomie szukamy osoby, przy której poczujemy, że żyjemy. Przy której rozłożymy ręce i skoczymy wiedząc, że nas złapie. Bezpieczeństwo i radość, każdy z nas chciałby to poczuć…
Pionowa zmarszczka pojawiła się na czole rudowłosej dziewczyny, gdy uświadomiła sobie tok swojego myślenia. Ze złością przyspieszyła krok, chcąc jak najszybciej wydostać się z parku, który aż kipiał od wspomnień. Mimowolnie dotknęła złotego wisiorka, który odziedziczyła po matce. W jej szarych oczach wezbrały się łzy, które próbowała powstrzymać. Zacisnęła palce na zimnej zawieszce, mając nadzieję, że w ten sposób odgoni od siebie smutek i łzy. Gdy pojedyncza łza spłynęła po jej rozgrzanym policzku, Willow natychmiast ją starła. Zacisnęła wargi chcąc powstrzymać szloch chcący wydobyć się z jej gardła. Walczyła z całej siły ze spazmami, które nagle dopadły jej ciało. Po kilku nieudanych próbach poddała się. Opadła na najbliżej stojącą ławkę i zaszlochała niczym zranione zwierzę. Tak bardzo różniła się od dziewczyny którą kiedyś była, roześmianej i wesołej. Pełnej życia. Oraz z towarzystwa matki. Owszem kłóciły się, nie było idealnie, ale nigdy nie chciała zostać sama. Tak wiele zmieniło się w ciągu jednego roku. Wydawałoby się, że to aż jeden rok lub dopiero jeden rok. Dla jednych jest to wieczność a innym mija w sekundę. 365 długich dni. Łzy spływały po twarzy Willow, znacząc wilgotną ścieżkę po jej podbródku i szyi. Co jakiś czas jej drobnym ciałem wstrząsał dreszcz, jak gdyby było jej zimno. Palce kurczowo zaciskały się na wisiorku, jakby bała się rozstać ze wspomnieniami dni, gdy była szczęśliwa. Słysząc kroki chciała się podnieść, jednak nie umiała znaleźć w sobie odpowiednio dużo siły zarówno psychicznej jak i fizycznej. Gdy poczuła na swoich ramionach ciepło czyjejś dłoni, na moment się uspokoiła, czując, że znalazł się ktoś, kogo interesuje jej osoba. Powoli, jakby bojąc się rozczarowania osobą stojącą naprzeciwko, uniosła głowę i spojrzała wprost w najbardziej niebieski tęczówki, jakie widziała kiedykolwiek w życiu. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Jednak zdumienie wymalowane na twarzy chłopaka stojącego naprzeciwko, dało jej do zrozumienia, że on także nie spodziewał się akurat jej. Dopiero po chwili zauważyła, że Louis jest bez kaptura w którym do tej pory widywała go za każdym razem. Rudowłosa otworzyła usta by coś powiedzieć, ale zanim zdążyła się odezwać, Lou odwrócił się napięcie i odszedł szybkim krokiem. Zdumiona Willow patrzyła za oddalającym się chłopakiem, nie będąc w stanie zrozumieć Jego zachowania. Otarła ostatnie łzy i ruszyła w odwrotną stronę niż Louis. Ten chłopak był dla niej zagadką, mimo to postanowiła, że to właśnie ona zrozumie, dlaczego Louis jest tak skryty i wręcz dziki w stosunku do ludzi. Willow uśmiechnęła się pod nosem zapominając o wcześniejszym smutku. Miała zadanie do wykonania i było ono bardzo trudne, zważając na to, że nie wiedziała o nim nic…


----------------------------------------------

A więc to znowu ja! :D Chciałam wam serdecznie podziękować za wszystkie te cudowne komentarze <3 Nawet nie wiecie ile radości sprawia mi czytanie takich słów :D Poza tym dziękuję też każdej osobie która wchodzi na mojego bloga.Kochani do tej pory jest was ponad 1,600 <3 Jesteście niesamowici :D Ok,rozdział osobiście mi się nie podoba,jakiś taki bezsensowny,ale cóż,moja opinia się nie liczy. :P Nadal zbieram wasze zamówienia na piosenki do Playlisty :) Cóż,to chyba tyle,więc czytajcie i komentujcie :D Enjoy! 

21 października 2013

Chapter One

Rok wcześniej:
Dziewczyna wpatrywała się w dokument nic z niego nie rozumiejąc. Ciasny kok, który miała zawiązany do pracy rozsupłał się, sprawiając, że kosmyki łaskotały ją po policzkach. Odgarnęła włosy i podniosła wzrok na ojca siedzącego w fotelu.
-Tato, co to oznacza?
-To tylko przejściowe problemy, córeczko…
Willow wywróciła oczami słysząc słowa ojca. Odkąd matka dziewczyny zmarła dwa lata wcześniej, Ralph traktował córkę ponownie jak małą dziewczynkę.
-Tato, proszę cię powiedz mi, o co chodzi.
-Willow, to naprawdę nie jest twoja sprawa. Skończ śniadanie i idź po rzeczy, bo spóźnisz się do pracy.
Dziewczyna z pełnymi ustami mrugnęła do ojca i pobiegła na górę po torbę. Szybko wrzuciła do środka strój roboczy, słuchawki i zbiegła na dół, gdzie ojciec już czekał. Droga minęła w dość krępującej ciszy. Willow nie potrafiła odpuścić tematu, a ojciec zdecydował nie ciągnąć dyskusji. Gdy podjechali pod antykwariat, dziewczyna prychnęła zirytowana i trzaskając drzwiami z całej siły, wyszła z samochodu. Ojciec uśmiechnął się pod nosem, obserwując rozzłoszczoną córkę. Była dokładnie taka sama jak jej matka. Zadziorna i uparta. Mężczyzna spojrzał w niebo mrużąc oczy. Wiele razy mając kłopoty, modlił się do Boga i żony o pomoc. Tym razem jednak problem był dużo większy i wątpił by wiara i modlitwa mogły mu pomóc. Nie bał się o siebie. Przeżył wystarczająco dużo by w spokoju odejść z tego świata. Była jeszcze jego córka. Miała raptem 21 lat i nie mógł pozwolić by w jakikolwiek sposób cierpiała, zwłaszcza, że w ciągu dwóch lat życie jej nie rozpieszczało. Zacisnął wargi i powoli wycofał samochód. Musiał walczyć, dla Willow.
Dziewczyna wpatrywała się w odjeżdżający samochód z niepokojem wypisanym na twarzy. Po chwili poprawiła uwierającą ją torbę i weszła do środka. Dzwoneczek nad drzwiami poinformował o jej obecności cały sklep. Ruda uśmiechnęła się krótko widząc jasne włosy przyjaciela wystające zza drzwi.
-Niall, jeśli znowu okradasz naszą lodówkę to wezwę policję…
Chłopak wyszedł z rękami uniesionymi wysoko w górze.
-Wasza lodówka powinna się wstydzić, ponieważ jest tak pusta, że nawet ja nie mam czego w niej szukać.
Willow zaśmiała się słysząc pretensję w głosie blondyna. Podeszła do chłopaka i mocno go przytuliła.
-Stęskniłam się za tobą i twoim nieposkromionym… optymizmem.
-Chciałaś powiedzieć apetytem, prawda?
-Jak ty mnie dobrze znasz Horan. Jak Irlandia?
-Piękna. Jak zawsze o tej porze roku. Mama prosiła by cię uściskać.
Dziewczyna zmrużyła swoje szare oczy patrząc na niebieskookiego przenikliwym wzrokiem. W końcu chłopak nie wytrzymał i sięgnął po spore zawiniątko, które trzymał za plecami.
-Ok, prosiła też żebym przekazał ci to. Twoje ulubione.
Ruda wywróciła oczami i zabrała ciasto z rąk przyjaciela. Widziała jego wygłodniały wzrok podążający za opakowaniem, jednak była nieugięta.
-Zapomnij. Najadłeś się w domu, to jest dla mnie.
Niall wygiął dolną wargę starając się przybrać smutny wyraz twarzy. Willow złapała się za brzuch nie mogąc powstrzymać wybuchu śmiechu. Po chwili uchyliła kawałek folii i skierowała przysmak w stronę swojego nienajedzonego przyjaciela.
-Wies, ze jesteś nalepsa przyjacolka na swiece?
-A ty wiesz, że z pełnymi ustami się nie mówi? W razie czego to ty będziesz się tłumaczył Christophowi dlaczego nie pracuję, tylko objadam się ciastem twojej mamy.
Blondyn skrzywił się słysząc imię szefa dziewczyny, jednak nie odezwał się słowem. Żadne z nich nie usłyszało cichego dzwoneczka przy drzwiach.
-Czy ja czuję cudowne ciasto pani Horan?
Willow odwróciła się napięcie i stanęła twarzą w twarz ze swoim pracodawcą.
-Christoph, ja…
-Przyjmujesz swojego przyjaciela z ciastem na zapleczu zamiast przygotowywać sklep do otwarcia…
Dziewczyna spuściła wzrok czując zakłopotanie pod wpływem przenikliwego spojrzenia blondyna.
-Na szczęście masz coś, czym możesz mnie przekupić…
Zdumiona dziewczyna podążyła wzrokiem za spojrzeniem szefa. Uśmiechnęła się widząc ten sam wygłodniały wyraz twarzy, który chwilę temu widziała u Nialla.
-Boże, mężczyźni! Czy wy macie tasiemca czy to po prostu coś w rodzaju zachcianek jak u kobiet w ciąży! To ciasto miało być dla mnie, a tymczasem nie zjem ani grama.
-Jestem twoim szefem…
-To brzmi jak przekupstwo. Ok, weź sobie kawałek. Ale Christoph, kawałek!
Blondyn wyraźnie nie słuchał co Willow ma do powiedzenia, ponieważ już kierował się w stronę ciasta. Dziewczyna machnęła na to ręką i skierowała się do wyjścia by przygotować antykwariat do otwarcia. Układała książki na miejscu, gdy nagle usłyszała kroki. Odwróciła się na pięcie i podskoczyła widząc mężczyznę w kapturze. Odetchnęła głęboko kilka razy starając się utrzymać spokój.
-Przepraszam, jeszcze mamy zamknięte.
Chłopak zmrużył oczy patrząc na dziewczynę nieodgadnionym wzrokiem.
-Przestraszyłem cię.
Willow zadrżała słysząc jego głos. Czuła jak przez całe ciało przebiegają jej ciarki połączone z nieznanym do tej pory uczuciem. Nie potrafiła określić czy to dobre, czy złe uczucie.
-Owszem, wszedł pan tutaj gdy jest jeszcze zamknięte. Nie wiedziałam o pańskiej obecności, co lekko mnie zaniepokoiło. Byłabym wdzięczna, gdyby pan poczekał na zewnątrz do otwarcia.
Chłopak zaśmiał się cicho a kaptur na jego głowie zakołysał się lekko.
-Aż tak staro wyglądam?
Kąciki ust dziewczyny podjechały lekko do góry. Starała się zachować powagę, jednak było coś w tym tajemniczym chłopaku, co sprawiało, że był zabawny.
-Może to kwestia kaptura. Nie mogę określić czyjegoś wieku, jeśli pół twarzy zakrywa mu kaptur.
Willow od razu zauważyła zmianę w zachowaniu nieznajomego. Chłopak zesztywniał i złapał za kaptur, jakby bał się, że dziewczyna zerwie mu go z głowy.
-Przepraszam, nie powinienem…
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chłopak przeszedł między półkami, kierując się w stronę wyjścia. Dziewczyna nie wiedziała jak zareagować, czuła jednak, że nie chce jeszcze rozstawać się z nieznajomym.
-Przepraszam, jeśli powiedziałam coś, co pana uraziło!
Zdziwiony chłopak zatrzymał się na moment, jakby nie mógł się zdecydować co robić.
-Jeśli mamy przejść na ‘ty’ to chciałabym poznać pańskie imię. Moje jest na plakietce, więc ma pan ułatwione zadanie.
Rudowłosa była przekonana, że chłopak się uśmiechnął, mimo, że nie widziała jego twarzy. 
-Jestem Louis.
-Willow. Miło mi cię…
Dziewczyna nie dokończyła zdania, ponieważ z zaplecza wyszli Niall z Christophem płosząc chłopaka. Gdy chwilę później odwróciła się by dokończyć to co powiedziała, Louisa już nie było. Westchnęła zrezygnowana, jednak nie miała czasu myśleć o tajemniczym osobniku.
-Hey Will, czy ty mówiłaś sama do siebie?
-Nie, ja… Był tu chłopak.
-To gdzie jest teraz? Chyba go nie wystraszyłaś?
-Nie, wszedł gdy byliśmy na zapleczu.
-To niemożliwe, zamknąłem drzwi.
Christoph dla podkreślenia swoich słów podszedł do drzwi i nacisnął klamkę.
-Widzisz? Zamknięte.
-No nieźle Will, nie jesteś czasami za stara na wyimaginowanych przyjaciół?
-Nie wymyśliłam go sobie. I nie mów do mnie Will!
-Willow, wybacz, ale jak nazwiesz kogoś, kogo nie widać i nie słychać i do tego wygląda na to, że przechodzi przez zamknięte drzwi…
Dziewczyna wywróciła oczami i przeszła przez korytarz ignorując swoich przyjaciół. Przygryzła nerwowo wargę zastanawiając się jak Louis dostał się do środka. W końcu jednak dała za wygraną i zajęła się klientami, którzy powoli zaczęli się schodzić do otwartego już antykwariatu. Kilkakrotnie złapała Christopha na tym, że przygląda się jej uważnie. W końcu nie wytrzymała. Podczas przerwy na lunch złapała blondyna za rękę i praktycznie siłą wciągnęła na zaplecze.
-Mała, rozumiem, że mnie kochasz, ale nie w miejscu pracy ok? Możemy umówić się po pracy, ale…
Dziewczyna spojrzała na niego niezrozumiałym wzrokiem. Gdy w końcu zrozumiała do czego chłopak zmierza, wykrzywiła się lekko.
-Christoph wybacz, ale nawet za milion lat moje odpowiedź wciąż będzie taka sama…
-Jaka?
-Odbiło ci!?
-To w takim razie, po co mnie tu ściągnęłaś?
-Wybacz mój drogi przyjacielu erotomanie, ale chciałam się zapytać, dlaczego przez pół dnia gapisz się na mnie tym swoim wzrokiem…
-Jakim „moim” wzrokiem?
-Zawsze masz tą minę, gdy coś cię martwi…
-Brawo, właśnie sama sobie odpowiedziałaś na pytanie.
-Co cię martwi?
-Ty, Will. Nigdy do tej pory nie zdarzyło ci się widzieć czegoś, a raczej kogoś, kogo nie ma.
-A ty dalej swoje… Mówiłam wam tysiące razy, że on istnieje. Wszedł do środka, gdy byliśmy na zewnątrz. Przecież… Na pewno jest na to jakieś wytłumaczenie!
Na czole chłopaka pojawiła się pozioma zmarszczka oznajmiająca zmartwienie.
-Niby jakie mała? Drzwi były zamknięte, sam je zamykałem, gdy przyszedłem. Nikt, kto nie ma klucza nie dostałby się do środka.
-Wy naprawdę myślicie, że zmyśliłam sobie Louisa?
-Louis? Tak miał na imię?
-Owszem. Przedstawił mi się.
Christoph przeczesał palcami swoje włosy, sprawiając, że na jego głowie zagościł artystyczny bałagan. Kilka pojedynczych kosmyków opadło mu na czoło, dodając mu uroku.
-Może… Idź już dzisiaj do domu, co?
-Zwalniasz mnie?
-Skąd! Po prostu uważam, że jesteś przemęczona i zasługujesz na odpoczynek.
-Nie jestem zmęczona! I nie mam zamiaru iść do domu!
Wzburzona dziewczyna wyszła z antykwariatu trzaskając drzwiami. Mroźne powietrze schodziło jej rozpalone policzki. Z każdym krokiem zdenerwowanie mijało, aż we końcu wyparowało całkowicie. Po części rozumiała Christopha. Drzwi rzeczywiście były zamknięte a ona przez całe przedpołudnie zachodziła w głowę jak Louis dostał się do środka. Powoli zaczynała wierzyć w to, co próbowali wmówić jej chłopcy. Może faktycznie była tak przemęczona, zestresowana albo po prostu samotna, że wymyśliła Louisa… Sama już nie wiedziała, w co ma wierzyć. Była tak zajęta swoimi myślami, że nawet nie zauważyła chłopaka, który szedł z naprzeciwka. Najwidoczniej nieznajomy także był głęboko zamyślony, ponieważ chwilę później obydwoje leżeli na zaśnieżonym chodniku, nie zdając sobie sprawy z tego, co się stało. Willow czuła jak jej zdenerwowanie powraca. Nie unosząc głowy podniosła się zaciskając wargi ze złości.
-Można uważać jak się chodzi, prawda? Poza tym należą mi się jakieś…
Dziewczyna urwała w pół zdania, gdy zobaczyła, kto przed nią stoi. Przez chwilę miała wątpliwości czy dobrze widzi, ponieważ duży kaptur zasłaniał większość twarzy jednak, gdy przyjrzała się uważniej, jej wątpliwości zostały rozwiane. Z jednej strony była zła, ponieważ łokieć, którym zamortyzowała upadek boleśnie dawał o sobie znać. Jednak z drugiej strony właśnie udowodniła samej sobie, że nie zwariowała a Louis istnieje naprawdę a nie tylko w jej wyobraźni.
-Przepraszam.
Ruda po raz drugi w ciągu jednego dnia poczuła ciarki przebiegające przez całe jej ciało. Było w tym chłopaku coś nieznanego, ale jednocześnie pociągającego.
-Myślę, że oboje mamy, za co przepraszać, ale to dobrze, że cię spotkałam…
-Tak? A to dlaczego?
Dziewczyna poprawiła nerwowo pasek od spodni i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
-Musimy porozmawiać o twojej porannej wizycie w antykwariacie…
Widziała grymas wykrzywiający usta chłopaka i wiedziała, że coś jest nie tak. Bała się zadać odpowiednie pytanie na głos, ponieważ nie wiedziała czy odpowiedź ją zadowoli. W głębi duszy musiała przyznać, że Louis zaczynał ją intrygować, mimo tego, że wcale go nie znała.

-------------------------------------------------
Aaa,prawie zapomniałam! :P Jak wam się podoba nowy wygląd bloga?:) Jestem w nim zakochana i siedziałam nad nim okropnie długo więc mam nadzieję że wam się spodoba :) Oprócz tego,jeśli macie jakieś propozycje kawałków które według was powinny zagościć na liście Soundtrack to dajcie znać :) Zostawiajcie swoje propozycje w komentarzach i obiecuję je dodać :) A więc miłego czytania.Enjoy! :)

19 października 2013

Prolog

Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się widząc chłopaka leżącego obok. Włosy rozrzucone na poduszce wokół Jego głowy tworzyły artystyczny nieład. Delikatnie, żeby go nie obudzić odgarnęłam kilka kosmyków z czoła. Nigdy bym nie pomyślała, że mój oprawca stanie się moim bohaterem. Cichy pomruk, który dotarł do moich uszu wyrwał mnie z zamyślenia.
-Dzień dobry…
Poczułam ciarki przebiegające przez całe moje ciało. Jego głos zawsze wywoływał we mnie takie uczucie. Nie byłam nigdy pewna czy to dobre, czy złe uczucie. Wtuliłam nos w szyję Louisa i odetchnęłam głęboko znajomym zapachem.
-Stało się coś?
Pokręciłam przecząco głową. Doskonale wiedziałam, jaką minę robił Lou w tej chwili. Uniosłam powoli głowę i zaśmiałam się cicho widząc zmarszczone czoło i lekko przygryzioną wargę. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
-Wszystko w porządku?
-Tak, po prostu..
-Po prostu co?
Spojrzałam w Jego niebieskie tęczówki przepełnione niepokojem.
-Po prostu Cię kocham.
Niepokój zniknął z oczu chłopaka. Przytulił mnie mocno, a ja poczułam, jakbym znalazła się w najbezpieczniejszym miejscu na świecie.
-Myślisz czasem o tamtym dniu?
Spojrzałam zdziwiona na Louisa. Zaskoczyło mnie to pytanie.
-Czasami.
-Żałujesz swojej decyzji?
Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc.
-Louis, o co ci chodzi? Coś się stało?
-Po prostu ostatnio dużo myślałem o tym jak to wszystko się zaczęło.
Bez słowa złapałam twarz chłopaka i przysunęłam tak, że dzieliły nas milimetry. Przez chwilę wpatrywałam się głęboko w Jego oczy, upewniając się, że mnie słucha.
-Nie wiem co za głupoty chodzą ci po głowie, ale wbij sobie jedno. Kocham Cię. Fakt, nasze początki nie były idealne, a wręcz koszmarne, ale teraz mamy siebie i nikt nas nie rozłączy.
Louis pokonał dzielącą nas odległość i delikatnie musnął moje usta. Zawarł w tym pocałunku wszystko co czuł. Strach i niepewność aż buzowały dookoła bruneta. Rozumiałam go doskonale, ponieważ nasza historia nie wyglądała na taką, która kończy się happy endem. Nikt nie pomyślałby, że zdołam pokochać człowieka, który chciał zniszczyć moich bliskich. A jednak od nienawiści do miłości jest bardzo cienka granica…

-----------------------------------------------------------------
Witam wszystki serdecznie na moim blogu :) Mam nadzieję,że spodoba wam się historia którą postanowiłam opublikować.Długo nad tym myślałam ale w końcu ktoś mnie przekonał :) Rozdziały będą pojawiały się wtedy,gdy moja wena nie będzie mieć humorów.Postaram się to robić przynajmniej raz w tygodniu. Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was do czytania i komentowania. Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach,zostawcie w komentarzach swoje twittery :) Enjoy!