15 czerwca 2014

Chapter Fourteen

Mówią, że sztuką jest wybaczyć, sztuką jest ponownie zaufać.”


Dziewczyna uniosła niespokojnie rękę i przetarła podpuchnięte oczy. Płakała od kilku godzin, jednak nadal nie była w stanie przestać. Pociągnęła żałośnie nosem dla podkreślenia swojego stanu. Bała się zamknąć powieki, ponieważ gdy tylko to robiła, od razu widziała Louisa. Jego niebieskie oczy nawiedzały ją we śnie i nie wiedziała jak się go pozbyć. Za dnia znajdywała sobie coraz to nowsze zajęcia, żeby nie myśleć o chłopaku. Niestety noce nie były tak łatwe do zagłuszenia. Serce, które nie było dopuszczane do głosu za dnia odbijało to sobie w nocy. Wtedy właśnie cierpiała podwójnie. Rude kosmyki przyklejały się do policzków. Każda część ciała emanowała niesamowitym bólem. Najbardziej serce. To ono odebrało wszystkie mentalne ciosy. Pozwoliła sobie na otwarcie się i zaufanie a teraz płaciła cenę ze naiwność. Gdy usłyszała ciche głosy na korytarzu, szybko przykryła twarz rękawem, udając, że śpi. W tym stanie nie chciała przyjmować jakichkolwiek gości, a już zwłaszcza przyjaciół. Po chwili drzwi cichutko skrzypnęły.

-Willow? To tylko ja. Chciałam sprawdzić czy czegoś nie potrzebujesz…

Ciepły głos Maury dotarł do uszu rudowłosej powodując, że wstrząsnął nią cichy szloch. Troska i ciepło kobiecego głosu sprawiło, że Willow pękła niczym bańka mydlana. Maura podbiegła do łóżka i z całej siły przytuliła najlepszą przyjaciółkę swojego młodszego syna. Gdy przyjechała kilka dni wcześniej wyglądała jak wrak człowieka. Nawet nie próbowała ukrywać, że ktoś zranił ją do żywego. Nie chciała jeść, rozmawiać czy wychodzić z pokoju. Jedyne co robiła, to płakała. Często przechodząc obok pokoju w którym nocowała Willow kobieta słyszała jak powtarzała jedno imię przez sen lub szlochała. Starszej kobiecie serce pękało gdy widziała jak ruda cierpi, jednak nie umiała przedostać się przez mur jaki zbudowała wokół siebie zaraz po przyjeździe. Do tej pory radosna, gadatliwa i pełna wigoru dziewczyna stała się cieniem. Istotą wypełnioną powietrzem która egzystowała dookoła całej reszty czekając aż ktoś odda jej popękane serce by mogła je poskładać. Niestety ten dzień nadal nie nastąpił. Maura usiadła na brzegu łóżka delikatnie kołysząc Willow w ramionach niczym małe dziecko. Zauważyła, że miarowe głaskanie po głowie sprawia, że dziewczyna staje się spokojniejsza.

-Wiem, że boli. Kiedyś przestanie. Z dnia na dzień ten ból stanie się mniejszy.

-Czy to kiedykolwiek minie?

-To zależy jak bardzo ci na nim zależało. Ale taki ból nigdy nie mija. Zanika czasami pod nakładem spraw codziennych, jednak pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Chcesz może gorącej czekolady? Nie sprawi, ze ból zniknie, ale może go odrobinę ukoić.

Dziewczyna pokiwała twierdząco głową i powoli podniosła się z łóżka. Nie chciała schodzić na dół, wiedząc, że tam czeka na nią Niall. Jednak domyślała się, że to metoda Maury na ściągnięcie jej na dół. Była równie uparta jak jej syn, więc nawet nie próbowała walczyć. Obawiała się, że jeśli po kilku minutach nie zeszłaby do salonu, Maura osobiście by po nią przyszła i ściągnęła siłą. Westchnęła głęboko i skierowała się na dół. Na moment przystanęła na schodach próbując zebrać myśli i wynaleźć jakiekolwiek dobre argumenty na swoją obronę. Szybko jednak odpuściła i pokonała kilka ostatnich stopni. Spojrzała na chłopaka siedzącego w salonie. Nie miała odwagi popatrzeć przyjacielowi w oczy. Nie po tym jak po prostu spakowała się i uciekła, zostawiając go z każdym problemem samego. Wiedziała, że postąpiła jak tchórz, jednak wolała zrobić to niż cierpieć każdego dnia. Widywanie Louisa tak często było jednak zbyt dużym wyzwaniem dla jej zranionego serca. Chciała się odciąć od wszystkiego co było związane z niebieskookim chłopakiem. Czuła się okropnie, że nie pozwoliła sobie pomóc i zataiła prawdę przed Christophem, który zamartwiał się o nią w Anglii. Wiedziała, że to jest zbyt intymne żeby o tym opowiadać. A prawda była taka, że zachowała się, jak zakochana nastolatka i pozwoliła sercu decydować o swoim życiu i o tym jak ma ono wyglądać. To był jej pierwszy błąd. Drugim było zaufanie Louisowi. Pozwoliła sobie na stracenie czujności, a teraz przez to cierpiała. Gdy tylko zamykała oczy, przypominała sobie obrazy z ich wspólnej nocy. Często zastanawiała się na tym, co było bardziej bolesne. Fakt, że oddała mu najcenniejszy dar jaki dziewczyna może podarować chłopakowi, czy to, że ją oszukał. Po zastanowieniu dochodziła do wniosku, że obie sprawy są równie bolesne.

-Wiedziałam, że mnie znajdziesz.
-Nie musiałem szukać. Gdy tylko zrozumieliśmy, że uciekłaś, wiedziałem gdzie cię szukać…
-Niall ja…
-Nic nie mów. Jak mogłaś nam to zrobić?
Łzy wezbrały się w szarych oczach dziewczyny. Widząc jego zmęczoną i zatroskaną twarz zapomniała o kłótni jaką odbyli przed jej wyjazdem.
-Jak mogłaś nas tak zostawić bez żadnej konkretnej wiadomości? Wiesz jak się martwiliśmy? Christoph odchodzi od zmysłów w Londynie! I proszę cię, nie mów mi, że ten skrawek papieru, który zostawiłaś wyjeżdżając nazywasz wiadomością!
Ruda skuliła się słysząc pretensję w głosie przyjaciela. Wiedziała, że gdy ją znajdzie nie będzie miała łatwo.
-Powiedziałam mu, że potrzebuję kilka dni urlopu.
-Żaden z nas nie pomyślał, że tak po prostu się spakujesz i polecisz do Irlandii, na litość boską!
-Wiem i przepraszam za to, ale…
-Ale co?! Jesteśmy przyjaciółmi do jasnej cholery! A ty tak po prostu się spakowałaś, powiedziałaś, że potrzebujesz urlopu i zniknęłaś. Poza tym...
Dziewczyna poczuła rosnącą frustrację. Gdyby tylko wiedzieli jak się czuję po tym wszystkim, pomyślała. Odwróciła się i spojrzała Niallowi prosto w oczy po raz pierwszy odkąd przyjechał.
-Wybacz, że wyjechałam tak bez konkretnego słowa, jednak dusiłam się w Londynie i nie mogłam tam wytrzymać ani minuty dłużej. Proszę, powiedz, że mnie rozumiesz…
Chłopak wyglądał na ogromnie zdenerwowanego, jednak słysząc słowa przyjaciółki westchnął głęboko i przygarnął rudzielca do siebie.
-Rozumiem. Obecność dwóch walczących o ciebie samców stała się dla ciebie zbyt przytłaczająca. Mogłaś jednak powiedzieć coś więcej, chociażby gdzie się wybierasz. Nie chcesz wiedzieć, jak Louis zachowywał się odkąd wyjechałaś.
Na wzmiankę o chłopaku dziewczyna poczuła bolesny skurcz w okolicy serca.
-Proszę cię, nie wspominaj o nim.
Blondyn zmarszczył brwi jednak po chwili uniósł ręce do góry.
-Niech ci będzie. Jest jednak coś o czym musimy porozmawiać...
Willow patrzyła na chłopaka nic nie rozumiejąc. Jeszcze przed chwilą jego ton był chłodny i ostry, a teraz mówił cicho i delikatnie jakby nie chciał jej skrzywdzić.
-O czym chcesz porozmawiać?
-Chodzi o Christopha...
Ruda odgarnęła włosy z czoła i kiwnęła głową dając do zrozumienia chłopakowi, żeby kontynuował.
-On nie chciał żebym ci o tym mówił, ale Watrin miał wypadek.
-Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz!? Co się stało? Jak on się czuje?
Niall położył dłoń na ramieniu roztrzęsionej przyjaciółki. Wiedział, że ta wiadomość ją zdenerwuje, jednak musiał jej to powiedzieć.
-Jego stan jest stabilny, wszystko jest pod kontrolą. Jest jednak coś co musisz wiedzieć...
-Coś więcej niż to, że mój przyjaciel jest w szpitalu i miał wypadek!? Jak to się w ogóle stało?
-To ma związek z tym co chcę ci powiedzieć. W zeszłym tygodniu Christoph chciał zrobić drobne przemeblowanie w antykwariacie. Przyszedł wcześniej i zajął się wszystkim. Wydawało mu się że czuje gaz, jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Potem... Wszystko potoczyło się tak szybko...
Niall przetarł twarz nie będąc w stanie kontynuować. Pamiętał co czuł, gdy dostał telefon ze szpitala. Przerażenie wymieszane z wściekłością. Willow przyłożyła dłoń do ust by powstrzymać szloch paniki. Łzy wezbrały się w jej niebieskich oczach.
-Co z nim? Jak on się czuje?
-Lepiej. Już się wybudził. Jest poparzony, ale wyliże się z tego. Jak to Watrin, zawsze spada na cztery łapy.
Ruda uśmiechnęła się przez łzy. Widziała w oczach Nialla, że to nie wszystko co jej powiedział.
-Niall... Jest coś jeszcze? Jakaś rzecz o której mi nie mówisz?
Horan uniósł głowę i kiwnął bez przekonania.
-Policja twierdzi, że ten wybuch nie był przypadkowy.
Willow popatrzyła na przyjaciele szczerze zdziwiona.
-O czym ty mówisz?
-Will... Świadkowie widzieli w okolicy szczupłego, ciemnego blondyna ubranego w wytartą skórzaną kurtkę w kolorze brązowym.
Dziewczyna otworzyła oczy ze zdumienia i cofnęła się gwałtownie.
-To niemożliwe!
Niall zrobił krok w kierunku Willow, jednak ta szybko się cofnęła. W jej oczach malowało się przerażenie a twarz zrobiła się szara z przejęcia. Sądziła, że ten fragment przeszłości ma już za sobą. Miała nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiała bać się własnego cienia. Najwidoczniej się myliła

----------------------
No i jest! Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję,że wam się spodoba. Następny rozdział zostanie dodany przed sobotą napewno, ponieważ potem będę po prostu niedostępna a nie chciałabym was zawieść jeśli chodzi o datę publikowania. Sądzę,że należy wam się małe wyjaśnienie. Owszem był moment gdy rozdziały nie pojawiały się systematycznie, jednak już się skończył. Rozumiem,że mogliście poczuć się zawiedzeni bądź przestać wchodzić z tego powodu na bloga. Jednak nie dodawałam żadnej notatki o zawieszeniu,ponieważ wiedziałam,że to jeszcze bardziej mnie spowolni.A więc mam zamiar dodawać notatki systematycznie.Jeśli jednak z jakiegoś powodu nie dam rady napisać rozdziału,powiadomię was o tym na twitterze.Dlatego proszę,jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił wejdźcie w zakładkę informowani i zostawcie tam jakieś namiary na siebie!<3 Ten rozdział ma odrobinkę dreszczyku!Nie chciałam krzywdzić nikogo,ale niestety musiałam.Padło na Watrina.Biedny Chris...Pojawiła się też nowa postać! Kto to? Zajrzyjcie do bohaterów. Prawie zapomniałam!Dziękuję osobie,która wypowiedziała się z anonima.Nie uważam,że jesteś hejterem,wręcz przeciwnie!Cieszę się,że ktoś powiedział mi coś ode serca.Postaram się nie zawieść xx Chyba to tyle,więc zapraszam do czytania! Enjoy! xx

06 czerwca 2014

Chaper Thirteen

Blondyn krążył po okolicy już ponad godzinę. Temperatura powoli spadała a on czuł nieprzyjemny chłód rozchodzący się po całym ciele. Czuł wściekłość wymieszaną z wyrzutami sumienia. Był zły, że Willow wykręciła im taki numer, z drugiej jednak strony nie sądził, żeby do tej pory dziewczyna go pytała o opinię gdy chce z kimś spędzić noc. Przez chwilę chciał zawrócić i przeprosić przyjaciółkę ale uznał, że to może poczekać. Westchnął głęboko i skierował się z powrotem na ulicę rudej. Na jego twarzy malowało się mocne postanowienie. Wiedział, że to co chce zrobić jest szczeniackie, ale musiał jakoś zareagować. Nie chciał by Louis myślał, że może bezkarnie krzywdzić jego przyjaciółkę. I nawet jeśli nie popierał w stu procentach jej wyborów, nie znaczyło, że ktoś tak po prostu mógł ją ranić. Z zaciśniętymi zębami podszedł do samochodu i bez wahania zastukał w szybę. Miał nadzieję, że nikt mu nie otworzy. Niestety kilka sekund później przednia szyba powoli się uchyliła, ukazując zmęczoną twarz Tomlinsona. Jeśli ktoś by zapytał Nialla kto na tej dziwacznej kłótni wychodzi gorzej, powiedziałby, że definitywnie jest to Louis. Podkrążone oczy, które patrzyły na niego smutnym wzrokiem były jeszcze bardziej podkreślone bladą skórą twarzy. Wyglądał jakby był chory lub niewyspany. A może po części jedno i drugie, pomyślał Nialll. 
-Jak rozumiem odbyłeś rozmowę z Willow. Czego chcesz? 
-Powiedziałbym, że porozmawiać, ale chyba nie mamy sobie niczego do powiedzenia. Wyjdziesz z auta, czy może będziesz chował się cały dzień za tymi swoimi przyciemnianymi szybami? 
Zaskoczony Louis uniósł brwi słysząc w głosie blondyna czystą agresję. Po chwili jednak wzruszył ramionami i wyszedł z samochodu. Nie zdążył się jeszcze porządnie odwrócić, gdy poczuł silne uderzenie na twarzy. Nie był zdziwiony, że dostał, tylko, że Horan ma tyle siły. Chłopak sprawiał mylne wrażenie nie groźnego przeciwnika. Brunet cofnął się o krok w razie gdyby jego przeciwnik chciał poprawić swój prawy sierpowy. Uniósł dłonie do góry by osłonić twarz. Niall kiwnął głową i zmierzył Tomlinsona chłodnym wzrokiem. 
-Zasłużyłem sobie. Pewnie jeszcze na coś więcej niż to, ale dasz mi w mordę następnym razem. 
-Powinienem tak cię skopać, żebyś nie mógł wstać! 
-Powiem, że mnie zaskoczyłeś. Nie spodziewałem się, że umiesz tak przywalić. No i sądziłem, że to Watrin jest taki w gorącej wodzie kąpany...
-Zdajesz sobie sprawę co zrobiłeś, prawda? 
Louis spojrzał w stronę drzwi i westchnął odgarniając włosy.
-Jak ona się czuje? 
-Jak dziewczyna ze złamanym sercem. Nie wiem co zaszło dokładnie między wami i proszę, oszczędź mi szczegółów. Wiem tylko, że zraniłeś ją naprawdę mocno. Dawno nie widziałem jej w takim stanie. 
-Nie chciałem tego zrobić. To wszystko jedno wielkie nieporozumienie!
Horan pokręcił głową słysząc te słowa. Głupota chłopaka sprawiała, że irytował się jeszcze bardziej. 
-Może po prostu los daje wam do zrozumienia, że nie macie szans i pora odpuścić?
-Do tej pory wygrywałem z losem. Tym razem też nie mam zamiaru się poddać. 
-Dlaczego? Czemu aż tak bardzo zależy ci na Willow? Prawie jej nie znasz! 
Niebieskie oczy Louis pociemniały pod wpływem rosnącej irytacji. 
-Znam ją lepiej niż ci się wydaje. 
-Ponieważ się z nią przespałeś i śledzisz każdy jej ruch? Faktycznie, związek roku! Zaufanie macie opanowane do perfekcji. Zarówno ty jak i ona.
-Do niczego jej nie zmuszałem. Sama tego chciała. A może po prostu to była jej próba odegrania się za waszą nadopiekuńczość?
-Sugerujesz, że to nasza wina, moja i Christopha, że ukrywała przed nami prawdę? Może jeszcze powiesz mi, że zmusiliśmy ją do przespania się z tobą!? 
-Tego nie powiedziałem. Chciałem jej powiedzieć o tej rozmowie i umowie, ale... 
-Niech zgadnę... Pożądanie wzięło górę i zapomniałeś wspomnieć o tym drobnym detalu?
-Wiem, że mnie nienawidzisz i uważasz, że naprawdę złego człowieka, ale zależy mi na twojej przyjaciółce i zrobię co w mojej mocy by była szczęśliwa. 
-Więc dlaczego jesteś tutaj? Skoro ci na niej zależy to idź i walcz o nią! Nie wierzę, że to mówię... 
Louis uśmiechnął się pod nosem, czując, że gdyby nie sytuacja w jakiej się znajdowali, mógłby zaprzyjaźnić się z tym sympatycznym i nadopiekuńczym Irlandczykiem.
-Myślisz, że nie próbowałem? Wczoraj pukałem tak długo, aż sąsiadka powiedziała, że wezwie policję jeśli nie przestanę.
Niall parsknął śmiechem, jednak widząc poważny wyraz twarzy chłopaka, natychmiast przestał. Skierował wzrok na czubki swoich butów nie wiedząc jak zadać kolejne pytanie. W końcu zdecydował się postawić na szczerość i bezpośredniość.
-Naprawdę chcesz sprzedać te kamienice? 
Louis zacisnął usta szukając właściwej odpowiedzi. 
-To nie jest takie proste Niall... Okazuje się, że mogę nie mieć wyboru. Moi rodzice zostawili mi całą masę długów które muszę spłacić. Jedyną opcją jest sprzedanie kamienic. 
Niall przez chwilę się nad czymś głęboko zastanawiał.
-Jesteś pewien, że to jedyna opcja? Może prawnik tak tylko mówi by cię nastraszyć i skłonić do szybszej sprzedaży. Poza tym są inne opcje. Możesz zacząć pracować i spłacać je w ratach. Pamiętaj także, że jeśli zatrzymasz kamienice, będziesz miał z nich zyski i to nie małe. 
-Niall ja... 
-Powiedziałeś, że zależy ci na Willow. Nie każ mi myśleć, że chodziło ci tylko o zaciągnięcie jej do łóżka. Już mam wystarczająco kiepskie zdanie o tobie. Robię to tylko i wyłącznie dla niej. 
-Ale czy...
Louis jednak nie skończył, ponieważ przerwał mu dzwonek telefonu. Spojrzał na blondyna, który dopiero po chwili uświadomił sobie, że to jego telefon dzwoni. 
-Tak Christoph, o co chodzi? Tak byłem u niej. No wiem, przecież wzięła kilka dni urlopu. Co takiego!? I mówisz mi to dopiero teraz!? Jestem po drugiej stronie ulicy, zaraz do niej zajrzę. Odezwę się jak będę coś wiedział, na razie. 
Zdezorientowany Louis patrzył na Nialla, który krążył dookoła własnej osi kompletnie spanikowany. W końcu nie wytrzymał i przystopował Horana. 
-Co się dzieje?
Zdziwiony blondyn spojrzał na chłopaka, jakby zapomniał o jego obecności. 
-Dzwonił do mnie Christoph... 
-Tego się domyśliłem. 
Niall spojrzał na niego z politowaniem i kontynuował, ignorując sarkazm w głosie Tomlinsona. 
-Powiedział, że Willow zadzwoniła i poprosiła o urlop. 
-Co w tym dziwnego? 
-Willow wzięła już urlop na kilka dni. Jutro miała wrócić do pracy.
-Więc po co jej wolne? 
-Christoph powiedział, że gdy jej o to zapytał zaczęła coś kręcić. Watrin twierdzi, że nasza ruda ptaszyna ucieka. 
-Ucieka? 
-Wyjeżdża tak, żeby nikt, a zwłaszcza ty jej nie znalazł.
Louis wsunął palce we włosy, czując wyrzuty sumienia. To on spowodował, że dziewczyna chciała uciec od swojego dotychczasowego życia. Może Horan miał rację i przeznaczenie rzeczywiście chciało ich rozdzielić. Szybko jednak odgonił od siebie te myśli.
-Co chcesz zrobić?
-Zatrzymać Willow, zanim zaszyje się na dobre.
-Na dobre?
-Znam Willow nie od dzisiaj. Jeśli chce się schować, żeby nikt jej nie znalazł, to zrobi to doskonale.
-Więc musimy...
Louis wcisnął ręce do kieszeni i ze zdeterminowaną miną ruszył w stronę mieszkania.
Willow POV:
Dziewczyna odgarnęła z czoła włosy i rozejrzała się nerwowo po pokoju, sprawdzając czy wzięła wszystkie niezbędne rzeczy. Kątem oka spojrzała na telefon, który wibrował na łóżku. Celowo unikała spojrzenia w tamtą stronę, wiedząc kto do niej dzwoni. W końcu nie wytrzymała. Sięgnęła po komórkę i nacisnęła zieloną słuchawkę. Nie zdążyła się nawet odezwać, gdy usłyszała cichy głos.
-Nie wyjeżdżaj...
Przez sekundę była tak zdumiona, że nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Szybko się jednak pozbierała.
-Czego chcesz?
-Możemy porozmawiać?
-Nie mamy o czym rozmawiać, panie Tomlinson.
-Willow... Nie utrudniaj mi tego, proszę. To co wtedy widziałaś to była...
-Umowa sprzedaży kamienic. Może jestem naiwna, ale nie głupia.
-Chciałem powiedzieć, że to była pomyłka. Owszem, rozmawiałem z adwokatem o możliwości sprzedaży,ale nic nie podpisałem. Proszę cię, musisz mi...
-Zaufać? Już raz to zrobiłam. Pożałowałam tego zaraz następnego dnia. I niczego nie zmieni fakt, że od rana do wieczora przesiadujesz pod moim domem.
-Więc uciekniesz? To jest z twojej strony dość tchórzliwe, nie uważasz?
-Do widzenia, panie Tomlinson.
Dziewczyna usiadła na łóżku i zapłakała cicho. W końcu otarła mokre od łez policzki i zamknęła torbę. Przez okno widziała dwóch chłopaków stojących po drugiej stronie ulicy, dyskutujących żywo. Szybko napisała krótką wiadomość do Nialla, którą zostawiła w przedpokoju. Słysząc głośne pukanie, szybko wyszła z domu tylnym wyjściem, mając nadzieję, że żaden z chłopaków nie wpadnie na tą drogę ucieczki. Odetchnęła z ulgą i skierowała się na najbliższy postój taksówek. Trzydzieści minut później siedziała niecierpliwie na lotnisku, czekając na swój samolot. Zestresowana dziewczyna co chwilę patrzyła na tablicę przylotów. W końcu usłyszała upragniony komunikat. Cierpliwie stanęła w kolejce, czekając na sprawdzenie biletu i dokumentów. Gdy uśmiechnięta stewardessa sprawdziła wszystko, Willow odetchnęła głębiej. Nie wiedziała jak wielkie wpływy miał Louis i chyba nie chciała tego sprawdzać. Uspokoiła się w pełni dopiero w momencie, gdy samolot wystartował. Zaśmiała się cicho, przypominając sobie jak z nerwów wydawało się, że widzi kogoś, kto nie mógł przebywać w Anglii. Pokręciła głową i przymknęła powieki. Czekało ją prawie półtorej godziny lotu. Zmęczenie przyszło szybciej niż sądziła. Zanim się zorientowała, ktoś delikatnie telepał ją za ramię. Zdezorientowana uniosła powieki i rozejrzała się dookoła.
-Nareszcie! Już się bałam, że pani nie dobudzę. Za dziesięć minut lądujemy. Proszę zapiąć pasy.
Młoda dziewczyna stojąca nad Willow uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Przepraszam, czy mogę dostać szklankę wody lub soku?
-Oczywiście, zaraz podam.
Ruda kiwnęła w podziękowaniu i szybko wypiła wodę, pozbywając się suchości w gardle. Słysząc znajomy komunikat o lądowaniu zapięła pasy i przymknęła oczy. Nigdy nie lubiła momentu lądowania. Jej żołądek podskoczył nieprzyjemnie, gdy koła samolotu dotknęły podłoża. Z nie małą ulgą wyszła z samolotu i skierowała się do wyjścia z lotniska. Zaciskając usta, żeby się nie rozpłakać, przywołała taksówkę. Zapomniała już jak pięknie wyglądał ten kraj o tej porze roku. Nawet tak duże miasto jak to, w którym aktualnie się znajdowała, nie przytłaczało jej swoim ogromem. Niemal automatycznie wsiadła w pociąg w kierunku małej miejscowości oddalonej od stolicy raptem 60 km. Ze strachem myślała co powie matce przyjaciela, stając na jej progu. Uznała, że zbyt pochopnie podjęła decyzję o wylocie z Anglii. Niestety teraz było już za późno na gdybania. Była w połowie drogi i nie miała zamiaru się wycofać. Miała tylko nadzieję, że przyjaciele zrozumieją, że nie miała wyboru i nie będą mięli jej tego za złe. Łzy spływały jej po policzkach, gdy mijała coraz to bardziej znajome miejsca. Szlochała na tylnym siedzeniu taksówki, rozpoznając osiedla, na których jako dziecko bawiła się z Niallem. W końcu samochód zatrzymał się przy niewysokim szarym domu z trawnikiem i brązowymi drzwiami. Willow szybko wytarła policzki i wyszła z auta. Powoli podeszła do drzwi i zapukała. Przez chwilę myślała, że nikogo nie ma, jednak gdy usłyszała kroki, wzięła głęboki wdech. Chwilę później stała twarzą w twarz z niską blondynką.
-Willow! Dziecko co ty tu robisz?
-Dzień dobry pani Horan. Chciałam się zapytać, czy pani oferta jest nadal aktualna?
Kobieta w mig zrozumiała o co chodziło dziewczynie.
-Kochanie, kiedy zmarła twoja matka powiedziałam ci, że możesz tu przyjechać zawsze i czuć się jak u siebie w domu.
-To dobrze. Czy mogę zostać tutaj przez pewien czas?
-Ależ oczywiście! Przecież wiesz, że jesteś dla mnie jak córka. Właź, na co czekasz?
Willow zapłaciła taksówkarzowi i z uczuciem ulgi weszła do domu. W progu kuchni zobaczyła uśmiechniętego Bobby'ego.
-Cześć kruszyno. Co sprowadza cię w nasze strony?
Słysząc ciepły i znajomy głos dziewczyna nie wytrzymała. Rozpłakała się niczym małe dziecko. Szlochała przez chwilę, po czym utonęła w ciepłych ramionach Maury. Kobieta głaskała ją po plecach, starając się uspokoić.
-Bobby nie stój tak. Weź walizkę i zanieś ją do pokoju Nialla. Chcesz coś jest Will? A może gorąca czekolada?
Ruda kiwnęła głową nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa. W końcu odchrząknęła i spojrzała na Maurę.
-Ja...
-Na wszystko przyjdzie czas kochanie. Jesteś tu bezpieczna. I możesz mi nie wierzyć, ale wszystko się ułoży.
Willow uśmiechnęła się smutno i na nowo wtuliła się w ramiona kobiety. Teraz właśnie tego najbardziej jej brakowało. Pocieszenia i matczynej miłości. I tylko tutaj mogła to znaleźć. Jeśli gdziekolwiek miała poskładać swoje złamane serce i zapomnieć o Louisie, to Mullingar było idealnym miejscem do tego.
-----------------------------
Kolejny rozdział za nami! Jak pewnie zauważyliście zmieniłam wygląd bloga i prawdopodobnie zostawię go ponieważ póki co jest to mój ulubiony. Chciałam wam serdecznie podziękować za te 6000 wejść! Jesteście cudowni ;') Może nie mam tysięcy komentarzy,wielu wspomnień na twitterze z hashtagiem, jednak cieszę się, że aż tyle osób zajrzało na mojego bloga.Moje życzenie? Chciałabym aby chociaż połowa tych osób komentowała to co piszę,ale do niczego was nie zmuszam. Następny rozdział już jest gotowy, jednak mam zamiar odeczekać chwilę zanim go opublikuję. Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie w komentarzach, lub łapcie mnie na twitterze. Chętnie z wami wszystkimi pogadam. A więc nie pozostało mi nic innego jak zaprosić was do czytania. Enjoy! <3