29 listopada 2013

Chapter Seven

 Bańka mydlana. Otaczamy się nią wszyscy. Dla bezpieczeństwa, ze strachu, z potrzeby samotności. Każdy z nas ma inny powód, a jednak kryjemy się w nich. Staramy się nie robić tego zbyt często, ponieważ mimo potrzeby samotności mamy tą drugą, dominującą. Potrzebę bliskości. Nie ma na świecie istoty, która nie szuka swojej drugiej połówki jabłka, pomarańczy, czy po prostu bratniej duszy. Tej jednej jedynej osoby, która rozumie nas bez słów i zna nas tak samo dobrze ja my sami. Wie, kiedy cierpimy lub wręcz przeciwnie. Człowieka, z którym będziemy mogli spędzić resztę naszego życia, wiedząc, że nie popełniliśmy błędu wybierając tą osobę.

Willow wiedziała jak wygląda taka bańka. Otaczała się nią już wielokrotnie i nie sądziła by kolejny raz miał pomóc. Zamknęła się w niej po śmierci matki, a wcześniej, gdy nie radziła sobie z samotnością w szkole. Tym razem to było coś zupełnie innego. Pozwoliła sobie myśleć, że jest ktoś, kto interesuje się nią tak po prostu. Nie sądziła, że człowiek, który tak bardzo ją zaintrygował, jest tym samym, który chce ją zniszczyć. Nadal starała się zrozumieć jak mogła pozwolić mu się do siebie tak zbliżyć. Dziewczyna parsknęła ironicznym śmiechem, gdy przypomniała sobie ich rozmowę podczas kolacji. Aż zbyt wyraźnie dała mu do zrozumienia, co myśli o nowym właścicielu kamienic, czyli o nim. Policzki paliły ją z zakłopotania. Ruda spojrzała na wyświetlacz telefonu i westchnęła opadając głową w poduszkę. Louis nie poddawał się. Nadal dzwonił do niej kilkanaście razy dziennie, chcąc z nią porozmawiać. Pod tym względem Willow była jednak stanowcza. Kategorycznie odrzucała każdy, choćby najmniejszy kontakt z Tomlinsonem, bojąc się własnej reakcji. Wystarczył fakt, że w nocy nie mogła panować nad uczuciami. Kraina snu raz spełniała jej najskrytsze myśli, po to by następnego dnia zaprowadzić ją w najgorszy koszmar. Co chwilę budziła się w środku nocy, oblana zimnym potem w przekonaniu, że ktoś ją obserwuje. Po kilku dniach uznała, że popada w paranoję. Z ogromnym poczuciem winy wzięła kilka dni zaległego urlopu i wyjechała poza Londyn. Postanowiła spędzić parę dni w całkowitym odosobnieniu, odetchnąć od kłopotów i Louisa, który codziennie rano pojawiał się w antykwariacie. Dziewczyna zamknęła oczy przypominając sobie jedną z ich pierwszych rozmów po jej wyjściu z restauracji. 

Willow dotarła do domu prawie godzinę po wyjściu z restauracji. Łzy nadal spływały jej po policzkach. Nie umiała ich zatrzymać. A może organizm chciał wypłukać z jej ciała cały ból, jaki w sobie tłumiła? Nie wiedziała tego. Ciemne okna wyglądały dość przygnębiająco, jednak wolała nie dzwonić po przyjaciół. Obaj byli nadopiekuńczy i mogli narobić sobie kłopotów przez męskie porachunki z Louisem. Podświadomie czuła, że Louis nie podda się tak szybko. Jednak, gdy zobaczyła znajomy samochód, uniosła brwi zdumiona. Szybki jest, pomyślała. Ruda z uniesioną głową minęła samochód, ostentacyjnie ignorując chłopaka opartego o maskę. 
-Porozmawiasz ze mną? 
Willow pozwoliła by jego pytanie przeleciało pomiędzy jej uszami. Nawet przez sekundę nie przeszło jej przez myśl by dać mu szansę na wyjaśnienie wszystkiego. Louis jednak też nie umiał dać za wygraną. Odepchnął się od samochodu i ruszył za dziewczyną. Ta tylko przyspieszyła kroku. Kroki Louisa odbijały się echem w głowie Willow, która bezskutecznie starała się to wyciszyć. W końcu nie wytrzymała. Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła napięcie stając twarzą twarz ze swoim prześladowcą. 
-Zostaw mnie.
-Daj mi wyjaśnić…
Ruda zmrużyła niebezpiecznie oczy przyglądając się chłopakowi. 
-Tutaj nie ma nic do wyjaśniania. Wszystko jest już tak jasne, że bardziej być nie może. 
-Willow, daj mi…
-Szansę? Na co? Kolejne kłamstwo? Co tym razem przede mną zataisz Louis? A może powinnam się do ciebie zwracać ‘panie Tomlinson’? 
-Wystarczy Lou. Nie chcę, żeby sprawa z kamienicami popsuła nasze relacje…
-Sprawa z kamienicami? Chyba zapominasz o trzech bardzo ważnych aspektach. Po pierwsze ja mieszkam w jednej z tych kamienic, po drugie, wyrzucasz mojego najlepszego przyjaciela na bróg bez skrupułów, a po trzecie… Nie mamy żadnych relacji. Jesteś potworem i chcę, żebyś zniknął z mojego życia. 
-Willow przestań, zanim powiesz coś, czego będziesz potem żałować. 
-Jak na przykład to? Nienawidzę cię Louisie Tomlinsonie i żałuję, że kiedykolwiek pojawiłeś się w moim życiu. Chciałabym, żebyś był martwy. 
Zanim Louis zdążył cokolwiek powiedzieć, Willow odwróciła się napięcie, bojąc się, że chłopak zobaczy łzy skrzące się w jej oczach. Wiedziała, że zraniła go tymi słowami do żywego, jednak nie mogła się teraz cofnąć. Zacisnęła dłonie w pięści i zaczęła biec tak szybko, jak potrafiła. Gdy dobiegła do drzwi swojego mieszkania, była cała czerwona a w płucach czuła nieprzyjemne kłucie. Zastanawiała się czy to zmęczenie, czy może jej sumienie dawało o sobie znać. Szybko wygrzebała z kopertówki klucze i drżącymi rękami otworzyła drzwi. Gdy tylko zamknęły się za nią Ruda osunęła się po ścianie na podłogę, czując jak wszystkie siły ją opuszczają. Biła się z własnymi uczuciami, do końca nie wiedząc jak sobie z nimi poradzić. Poczuła się bezpiecznie dopiero za drzwiami sypialni, odgrodzona od świata zewnętrznego i Louisa. Wiedziała, że to nie będzie trwało wiecznie. Louis umiał ją znaleźć nawet na końcu świata, więc Londyn nie stanowił dla niego zbytniego wyzwania. Zwłaszcza, że wiedział gdzie mieszka i pracuje. Łzy bezradności spłynęły po jej policzkach i mimo usilnych prób nie chciały zniknąć. Dziewczyna podskoczyła w ciemności jak oparzona, gdy telefon zaczął dzwonić. Spojrzała na wyświetlacz i odetchnęła z ulgą widząc zdjęcie przyjaciela.
-Christoph?
-Jak randka z duchem? 
-On nie jest duchem… 
-Co się stało? Brzmisz, jakbyś płakała. 
-Mam katar, to wszystko. 
-Naprawdę uważasz, że jestem równie naiwny, co Niall? Znam cię od lat. Powiedz mi, co się stało. 
-Ja… Po prostu jestem zmęczona to wszystko. 
-Dobrze się bawiłaś? 
Dziewczyna przez chwilę myślała nad odpowiedzią. 
-Jak nigdy w życiu… 
-Cieszę się, w takim razie odeśpij zarwany wieczór i widzimy się jutro w pracy, tak? 
-Jak zawsze, do zobaczenia jutro szefie. 
Ciepły śmiech chłopaka pożegnał Willow. Ruda przymknęła oczy zastanawiając się, dlaczego skłamała. Po chwili uznała, że nie ma potrzeby bardzie martwić Christopha. Miał na głowie wystarczająco własnych problemów, by nie zamartwiać się nieudaną randką czy pogruchotanym ego swojej przyjaciółki. Całą noc starała się zasnąć, jednak, gdy tylko przymykała oczy, pod powiekami pojawiała się twarz Louisa. Tak jakby, ten obraz miał prześladować ją do końca życia. Gdy w końcu zasnęła wyczerpana wierceniem się, był to sen niespokojny i pełen zawirowań. Nad ranem miała już wszystkiego serdecznie dość. Była niewyspana, zestresowana i wiedziała, że to nie koniec. Już z daleka widziała spiętego Christopha, który wyraźnie na kogoś czekał. Gdy podeszła bliżej, chłopak tylko wskazał na ciemny samochód zaparkowany kilka metrów dalej i z zaciśniętymi wargami wszedł do środka. Willow zmrużyła oczy i wpatrywała się w auto, czekając. Po chwili wyszedł z niego nie, kto inny jak Louis. Dziewczyna uniosła wysoko brwi i odwróciła głowę ostentacyjnie. 
-Czego tu chcesz? 
-Chciałem porozmawiać… 
-Nie mamy, o czym. A teraz bądź tak dobry i odjedź stąd. Wkurzasz mojego szefa i przyjaciela. 
Na twarzy Louisa pojawił się ironiczny uśmieszek. 
-Ah tak… Cudowny Christoph Watrin. Zapomniałbym. A więc leć, zajmij się swoim cudownym „przyjacielem” … 
Chłopak pokazał cudzysłów w powietrzu. Willow prychnęła zdenerwowana. 
-Co to miało znaczyć? 
-Chyba nie zdajesz sobie sprawy, że Christoph chce być dla ciebie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Otwórz oczy dziewczyno...
-Daj spokój! Wszędzie widzisz podstępy… 
-Nie, po prostu jestem jedyną osobą, która jest w stanie ci to powiedzieć prosto w oczy. 
-A teraz ja będę taką osobą w stosunku do ciebie. Jesteś podłym kłamcą i oszustem. Wybacz, że jestem jedyną osobą w twoim towarzystwie, która może ci to powiedzieć. 
Willow zrozumiała, że powiedziała o jedno zdanie za dużo o sekundę za późno. Chciała coś powiedzieć, jednak chłopak odwrócił się napięcie i odszedł. W połowie drogi jednak się zatrzymał. Powoli, jakby wahał się przed powrotem, odwrócił się. 
-Pamiętaj o jednym Willow. Radzę trzymać ci język za zębami, bo wciąż jestem właścicielem tej kamienicy… 
Po tych słowach odwrócił się i odszedł, zanim ruda zdążyła cokolwiek powiedzieć. Dziewczyna stała zdumiona, nie wiedząc, co powiedzieć. Wiedziała, że przesadziła używając tych słów, jednak Louis także nie był fair. W końcu dała za wygraną i weszła do środka. Tak jak się spodziewała Christoph siedział z ponurą miną za kasą i wpatrywał się pustym wzrokiem w przestrzeń przed sobą.
-Christoph? 
Chłopak na moment podniósł głowę, jednak zaraz znów spojrzał w punkt znajdujący się za dziewczyną.
-Wszystko w porządku? 
-Chciałbym abyś się nie spóźniała, oraz jeśli możesz powiedz swojemu… chłopakowi, że w tych godzinach pracujesz i nie masz czasu na romanse.
Willow zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc zachowania przyjaciela. 
-Mogę wiedzieć, co cię ugryzło? 
W tym momencie z zaplecza wyszedł uśmiechnięty Niall. 
-Ja mogę ci powiedzieć, co go ugryzło… 
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Horan pewnie dawno padłby pod wpływem morderczego wzroku Watrina. 
-Zamknij się! 
Zdumiona Willow spojrzała najpierw na jednego, potem na drugiego. Wiedziała, że Niall i Christoph za sobą nie przepadają, jednak nigdy nie słyszała by tak się do siebie odzywali nawzajem. 
-Ok, kto mi wyjaśni, co stało się podczas weekendu? 
Ruda spojrzała na Nialla, który jedynie uśmiechał się chłodno. 
-Niall? 
Irlandczyk uniósł dwie ręce i pokręcił przecząco głową.
-Zapomnij. Wy dwoje musicie to sobie wyjaśniać miedzy sobą. Ja się w to nie mieszam.
-Niall! 
Chłopak jednak pokręcił głową i bez słowa zniknął ponownie za drzwiami. Dziewczyna spojrzała pytająco na Christopha.
-Może w takim razie ty mi wyjaśnisz, o co w tym chodzi? 
-Lepiej powiedz jak minęła ci randka z panem cudownym… 
W uszach rudzielca zadźwięczały ironiczne słowa Louisa. Nagle dziwne zachowanie Christopha zaczęło do siebie pasować.
-Chris, czy ty… Jesteś o mnie zazdrosny? 
Chłopak uniósł głowę i spojrzał na przyjaciółkę wyraźnie poruszony.
-Nigdy nie mówisz do mnie Chris… 
-Bo tego nie znosisz. 
-Nigdy tego nie powiedziałem. Po prostu zawsze…
-Zawsze mówiłam do ciebie Christoph. Byłam przekonana, że irytuje cię, gdy mówię do ciebie Chris… Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. 
Chłopak wstał z krzesła i podszedł do dziewczyny. Powoli położył jej ręce na ramionach i uśmiechnął się lekko. 
-Jesteś dla mnie jak siostra. Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić…
-Odpowiedz na pytanie. Jesteś o mnie zazdrosny? 
-A gdybym był? Co wtedy? 
-Christoph… 
-Zapomnij. Po prostu powiedz jak randka. 
Dziewczyna usiadła na najbliższym krześle i dmuchnięciem starała się odgarnąć pojedyncze kosmyki opadające jej na oczy. 
-Właściwie wszystko było dobrze. 
-Więc, dlaczego masz minę, która mówi coś zupełnie innego.
-Było cudownie, do momentu, gdy przyszedł moment zapłaty za rachunek.
-Tylko mi nie mów, że wyciął numer pod tytułem „zapomniałem portfela”! To byłby skandal. 
-Nie, nie to zupełnie nie to. Możesz zawołać Nialla? 
Zdziwiony Christoph bez słowa przyprowadził Irlandczyka.
-Co się dzieje? 
-Nie wiem… Kazała mi po ciebie pójść, sam nic nie wiem. 
-Możecie usiąść? 
-Ok, teraz nas przerażasz. Co się dzieje? 
-Jak wiecie, byłam wczoraj na randce z Louisem.
-Wybacz, że nie czytaliśmy pierwszej strony gazet, ale tak się składa, że wiemy o tym.
Willow wywróciła oczami ignorując złośliwy komentarz Christopha. Spojrzała na Nialla szukając w nim sojusznika. Ten tylko uśmiechnął się zachęcająco. Dziewczyna odetchnęła głęboko i kontynuowała. 
-Poszłam z nim na kolację do restauracji. Po kolacji podeszliśmy zapłacić rachunek, ponieważ Louis nie chciał czekać zanim nam go doniosą.
-Ktoś tu jest niecierpliwy.
-Christophie Richardzie Watrin czy możesz się zamknąć i dać mi skończyć!? 
Chłopak natychmiast zamilkł. Ruda uśmiechnęła się lekko, wyraźnie zadowolona ze zmieszania, jakie wywołała u przyjaciela. 
-Chciałam wam tylko powiedzieć, że facet, z którym poszłam wczoraj na randkę i który dzisiaj rano czekał na mnie pod antykwariatem to nikt inny jak nowy właściciel kamienic…
Niall otworzył szeroko swoje niebieskie oczy nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. 
-Żartujesz, prawda? 
-Chciałabym Niall. Niestety widziałam jak podpisuje rachunek swoim nazwiskiem. Tym samym, które jest na papierach i które ciągle powtarzał mój ojciec przez telefon. 
Christoph siedział nieruchomo, nie mówiąc ani słowa. Jego oczy były puste a wyraz twarzy nieobecny. Wyglądał, jakby nie docierały do niego słowa Willow. 
-Christoph, słyszałeś mnie?
Blondyn przez chwilę jeszcze nie podnosił głowy. W końcu, gdy to zrobił, jego oczy były ciemne ze złości. 
-Spotkasz się z nim jeszcze? 
 Zdumiona Willow przez chwilę nie wiedziała, co ma powiedzieć. W końcu, gdy się odezwała, głos drżał jej z emocji. 
-Poważnie? To jest jedyne, co cię interesuje? Mówię ci, że facet, z którym byłam na randce to nasz nowy wróg a ty jedyne, o co pytasz to, czy się z nim jeszcze spotkam? Niemożliwe! 
Willow machnęła rękami, jakby nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Spojrzała na Nialla, szukając w nim wsparcia, jednak ten tylko wzruszył ramionami, nie chcąc się wtrącać w sprzeczkę przyjaciół. 
-Po prostu… Jestem ciekawy. 
-Jak zawsze… Szkoda tylko, że nie interesuje cię los twojego antykwariatu i mieszkania. 
Christoph chciał coś powiedzieć, jednak dziewczyna nie dała mu na to szansy. Uniosła wysoko głowę i ignorując przyjaciela wyszła na zaplecze. Przez cały dzień unikała rozmowy z nim. W końcu jednak Niall, który przez cały dzień miotał się pomiędzy nimi nie wytrzymał napięcia panującego dookoła. 
-Willow, możesz na moment tu przyjść? 
Ruda spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos Irlandczyka. Pożegnała ciepłym uśmiechem ostatnią klientkę i przewracając oczami ruszyła na zaplecze.
-Co się stało? 
-Musisz mi pomóc! 
-Niall, jeśli to kolejny z twoich podstępów, żebym zobaczyła jak robisz z siebie kompletnego idiotę, to obiecuję ci, że od dzisiaj stołujesz się naprzeciwko! A z tego, co wiem tam nie mają… 
Dziewczyna umilkła, gdy zobaczyła Christopha. Widziała, że chłopak chce coś powiedzieć, jednak celowo odwróciła wzrok w drugą stronę. 
-Niall, gdzie jesteś i o co chodzi? Pracuję. 
Gdy nikt się nie odezwał, dziewczyna ruszyła w stronę drzwi, jednak w tym samym momencie pojawił się przy nich Niall. Zanim zdążyła zareagować, chłopak już zatrzasnął jej drzwi przed nosem.  
-Niall? 
-Dogadajcie się! 
-Słucham? Niall, to wcale nie jest śmieszne! 
-Owszem, masz rację. Myślisz, że zabawne jest skakanie między waszą dwójką? Napięcie w budynku dzisiaj sięga zenitu a ja mam tego serdecznie dość. Otworzę was dopiero wtedy, gdy usłyszę, że rozmawiacie ze sobą.  
-Niall! Wypuść mnie stąd w tej chwili! Chcesz nas zagłodzić? A nasze potrzeby fizjologiczne? 
-Macie tam łazienkę i wszyscy dobrze o tym wiemy. A co do jedzenia… Spójrz pod stół, mała. 
Dziewczyna po chwili wahania popatrzyła w miejsce, o którym mówił chłopak. Zobaczyła reklamówkę z jedzeniem. 
-Niall, ok dogadamy się, obiecuję ci, ale wypuść mnie. 
-Nie! Mam słyszeć, że tłumaczycie sobie wszystkie wasze nieścisłości!
Willow spojrzała zdumiona najpierw na Christopha a potem na drzwi, za którymi znajdował się Horan. Po chwili usłyszała ciche parsknięcie od strony Christopha. Niepewnie spojrzała na blondyna. 
-Spójrz, jaki nasz mały ziemniaczek zrobił się przemądrzały…
Ruda zaśmiała się słysząc te słowa. Niall nie znosił, gdy ktoś tak do niego mówił, więc Christoph używał tego przezwiska jak najczęściej. 
-Wiesz, że on prawdopodobnie siedzi pod drzwiami i wszystko słyszy?
Blondyn spojrzał na przyjaciółkę z uśmiechem. Od tak dawna czuł do niej dużo więcej niż tylko przyjaźń, jednak bał się przyznać do swoich uczuć nie chcąc niszczyć tego, co było między nimi. Jednak pojawienie się w życiu Willow Louisa sprawiło, że stał się nieostrożny. Nawet Niall to zauważył. Na początku naigrywał się niego, że zachowuje się jak zakochany uczniak. Zbytnia troska i sceny zazdrości. Z czasem jednak zrozumiał, że dla obydwojgu liczy się przede wszystkim dobro dziewczyny. Postanowili, więc zrobić, co w ich mocy by Willow nie dowiedziała się o uczuciu Christopha. Niestety to stawało się coraz trudniejsze. Chłopak spojrzał na dziewczynę spod przymrużonych powiek. Czuł, że go obserwuje, nie chciał jednak nic na niej wymuszać. W końcu usłyszał ciche chrząknięcie. Uniósł głowę i niepewnie uśmiechnął się do przyjaciółki. 
-To, co? Porozmawiamy? 
-A, po co się spieszyć? Mamy jedzenie, toaletę i całkiem niezłe warunki. Niech Niall teraz pobawi się w sprzedawcę.
-Jesteś tego pewien? Myślałam, że nie ufasz mu na tyle by powierzyć mu kaktusa, a co dopiero antykwariat. 
-Tobą umiał się zaopiekować, gdy ja wyjechałem. 
Ruda przygryzła wargę opuszczając wzrok. 
-Mówisz, jakbym była małym dzieckiem…
-Nie jesteś ani mała, ani dzieckiem, ale sama wiesz, że czasem każdy potrzebuje pomocy. A gdy ty jej potrzebowałaś najbardziej, mnie przy tobie nie było. 
-Christoph… 
-Daj mi skończyć. Nigdy cię za to nie przeprosiłem. Nie ważne, co się działo ze mną. Gdy dowiedziałem się, co się stało, powinienem wsiąść w samolot i przylecieć z powrotem do Londynu. A tymczasem…
-Tymczasem rozwiązywałeś problemy związane w twoją rodziną. Ja to rozumiem Heinie… 
Chłopak uśmiechnął się szeroko słysząc ksywkę z dzieciństwa. Ruda westchnęła lekko widząc dołeczki w policzkach chłopaka. Tak dawno nie widziała na jego twarzy tak szczerego uśmiechu. Zwłaszcza odkąd dowiedzieli się o sytuacji z kamienicą. 
-Po prostu… Przepraszam. 
-Obiecuję, że jeśli spróbujesz mnie w tej chwili przytulić to się rozpłaczę. 
Christoph podniósł ręce z lekkim uśmiechem. Wydawało się, że napięcie nagromadzone przez cały dzień powoli opada. Willow usiadła na jednej z ławek stojących w kącie. Przez chwilę nic nie mówiła wpatrując się w swoje dyndające nogi. Zbierała się na odwagę by zadać przyjacielowi jedno pytanie. 
-Chris? 
Kątem oka widziała, jak brwi przyjaciela unoszą się nieznacznie. Wiedziała, że to znak, że słucha. 
-Czy ty… Powiedz mi czy ty się we mnie zakochałeś? 
Willow bała się spojrzeć na przyjaciela, kątem oka jednak widziała, jak przełyka powoli ślinę. Czuła rosnące zdenerwowanie chłopaka.
-Christoph?
Blondyn spojrzał na rudą, jakby dopiero teraz usłyszał, że do niego mówi. 
-Zadałam ci pytanie. Możesz mi na nie odpowiedzieć? 
Blondyn niepewnie spojrzał w oczy przyjaciółki nie wiedząc, co powiedzieć, po chwili, gdy się odezwał jego głos drżał. 
-Oczekujesz szczerości? 
-Oczywiście, przecież jesteśmy przyjaciółmi…
-W takim razie nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie.
Po tych słowach Christoph wstał otrzepując spodnie z nieistniejącego brudu i zapukał w drzwi, które po chwili wahania się otworzyły. Niall, który stał w drzwiach uśmiechnął się do kompana wyrozumiale i klepnął lekko w ramię. Tamten jednak zignorował ten gest i z wzrokiem utkwionym w ścianie, ruszył do wyjścia. Willow stała kompletnie oniemiała na środku pokoju, nic z tego nie rozumiejąc. Spojrzała na Horana w nadziei na jakieś wytłumaczenie, jednak ten tylko pokręcił głową.
-Niall! Jeśli coś wiesz, powiedz mi! 
Irlandczyk uśmiechnął się smutno w kierunku przyjaciółki.
-Wybacz mi mała. Bardzo chciałbym ci powiedzieć, bo wiesz jak nie znoszę mieć przed tobą tajemnic, ale po prostu nie mogę. Sam dowiedziałem się przez… przypadek. To nie jest moja sprawa, tylko twoja i Christopha. To on powinien ci to wszystko wyjaśnić.
-Więc, dlaczego tego nie zrobił? Zastosował unik i zwiał! 
-Daj mu czas. Wiesz sama doskonale, że on nie jest prostym człowiekiem. Zmagał się z wieloma kłopotami i to jest jeden z nich. Trzymał to wszystko w sobie zbyt długo… 
-Ale… Dlaczego teraz? 
Chłopak spojrzał na dziewczynę z politowaniem. 
-Zastanów się…
-Chodzi o Louisa? 
-Tak. Wiesz… Kiedy pierwszy raz powiedziałaś nam o Louisie, nie uwierzyliśmy ci. Jednak nie widziałaś się, gdy o nim mówiłaś…
-Co masz na myśli? 
-Cóż… Powiedzmy, że… promieniałaś. Potem było już tylko gorzej. Willow, którą ja znam nigdy nie umówiłaby się na randkę z nieznajomym. Zwłaszcza, gdy ten nieznajomy wie właściwie wszystko na twój temat.
-Ok zrozumiałam lekcję. Mam nauczkę na przyszłość. 
-Miejmy nadzieję…
Przyjaciel usiadł obok Willow i objął ją ramieniem. Dziewczyna położyła mu głowę na barku i przymknęła oczy, czując nagle ogromne zmęczenie.
-Niall?
-Tak, mała? 
-Boję się…
-Czego? 
-Wszystkiego. Boję się o Christopha, o to, co będzie z nami, z antykwariatem. Boję się… Louisa. 
Blondyn przytulił rudzielca z całej siły, czując, że dziewczyna lekko drży.
-Spokojnie. Damy sobie radę, tak? A o Louisa się nie martw. Masz przecież swoich dwóch niesamowitych ochroniarzy! 
-Dziękuję ci.
Dziewczyna siedziała wtulona w przyjaciela, napawając się jego ciepłem i troską. Po chwili obraz się rozmył a ruda wróciła do rzeczywistości. Przez moment czuła, jakby Niall stał obok i nadal ją do siebie tulił. Niepewnie rozejrzała się po pokoju, w którym się znajdowała. Iskry przyjemnie trzaskały w kominku, świeczki migotały za każdym razem, gdy poruszyła ręką a łóżko w rogu wyglądało wyjątkowo zachęcająco. Cieszyła się, że postanowiła wyjechać na kilka dni. Musiała to wszystko poukładać tak by pasowało. Starała się odsunąć od siebie wszystkie złe obawy. Mimowolnie dotknęła wisiorka, który dostała po śmierci matki. Teraz właśnie najbardziej potrzebowała matki… Musiała jednak walczyć z tym wszystkim sama. Nie mogła się tak po prostu poddać, przecież to nie było w jej stylu. Poza tym, nie walczyła sama. Miała przecież „swoich dwóch niesamowitych ochroniarzy!” 


To znowu ja! <3 Mam nadzieję, że jak do tej pory jesteście zadowoleni z mojej twórczości. Wiem, że dziękuję wam za każdym razem, ale to dla mnie bardzo ważne wiedzieć, że ktoś czyta to, co piszę i komuś się to podoba! Więc dziękuję wam z całego mojego serduszka! <3 W końcu po wielu poszukiwaniach udało mi się znaleźć właścicielkę cudownego cytatu z rozdziału 5! <3 STAY STRONG!SandraPawlusinska a więc dziękuję ci bardzo za odrobinę inspiracji. Gdyby nie ty, rozdział by nie powstał! <3 Jakoś osobiście mi się nie podoba ten rozdział, coś mi w nim nie pasuje,ale cóż,mam nadzieję że wam się spodoba :) Bardzo proszę o szczere i liczne komentarz! :)) Enjoy! <3 

22 listopada 2013

Chapter Six

„W tej chwili jest 6.470.818.671 ludzi na świecie. Niektórzy z nich uciekają przestraszeni. Niektórzy wracają do domu. Niektórzy mówią kłamstwa, aby przetrwać dzień. Inni po prostu spoglądają prawdzie w twarz. Niektórzy są złymi ludźmi, w walce z dobrem, a niektórzy dobrzy walczą ze złem. Sześć miliardów ludzi na świecie. Sześć miliardów dusz. A czasami wszystko, czego pragniesz... To jedna.”

Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na chłopaka. Jego niebieskie oczy przeszywały ją na wskroś. Po chwili ruda spuściła wzrok speszona. 
-Jak mnie znalazłeś?
Kąciki ust Louisa zadrżały. 
-Mówiłem ci… Mam swoje sposoby.
Willow cofnęła się o krok, gdy Louis szybko zbliżył się do niej.
-Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. 
Po tych słowach Louis sięgnął do spinek utrzymujących włosy Willow na czubku głowy i odpiął je. 
-Co… Co robisz? 
Głos dziewczyny zadrżał pod wpływem dotyku szczupłych palców chłopaka.
-Wolę, żebyś miała rozpuszczone włosy…
-Skoro tak stawiasz sprawę…
Dziewczyna pewnym ruchem podeszła bliżej niebieskookiego i zerwała mu kaptur z głowy. 
-Jeśli ty chcesz, żebym miała rozpuszczone włosy, ty zostań bez kaptura.
Dziewczyna widziała jak chłopak prowadzi ze sobą wewnętrzną walkę. W końcu opuścił ręce, układając je wzdłuż ciała.
-Dziękuję. Nie chciałabym, żeby ludzie w okolicy pomyśleli, że wychodzę na kolację z chuliganem.
-Lepiej, żeby myśleli, że wychodzisz z mutantem? 
-Nie boję się tego, co powiedzą o twoich bliznach. Jestem dorosła i mogę robić, co chcę. Zwłaszcza, jeśli uważam, że postępuję dobrze. 
-A teraz?
-Co teraz? 
-Czy teraz wiesz jak postępujesz? 
-Tak. Daję szansę komuś, kto na to zasłużył. 
Louis uśmiechnął się lekko słysząc odpowiedź. 
-Czy teraz ty odpowiesz, jak mnie znalazłeś? 
-Dobry detektyw nigdy nie zdradza swoich źródeł…
-Muszę przyznać, ze to jest jedna z tych rzeczy, które mnie w tobie niepokoją. Zawsze wiesz gdzie mnie znaleźć, dzwonisz, chociaż nie dałam ci numeru, przyjeżdżasz, chociaż nie znasz adresu. 
Louis bez słowa podszedł do samochodu i otworzył dziewczynie drzwi. Ta wywróciła teatralnie oczami, jednak wsiadła do samochodu. Całą drogę wpatrywała się uważnie w Louisa. Wiedziała, że peszy chłopaka, jednak chciała się na niego napatrzeć zanim znów okryje swoją piękną twarz kapturem. Dla niej był idealny. Nie widziała blizn pokrywających jego twarz, tylko oczy o niesamowicie niebieskim kolorze, uśmiech mogący zawstydzić samą Atenę i twarz, która zdawała się być w każdym calu idealna. Co chwilę musiała się powstrzymywać przed wyciagnięciem ręki i dotknięciem jego szczęki pokrytej kilkudniowym zarostem, który sprawiał, że Louis był niesamowicie seksowny. Gdy w końcu zatrzymali się przed restauracją, Willow była dość spięta. 
-Louis… Może… Opowiedz mi coś o sobie. Wydaje mi się, jakbyś znał mnie na wylot, ale ja nie wiem o tobie nic.
-Co chciałabyś wiedzieć? 
-Wszystko.
Willow przygryzła wargę, czując jak policzki palą ją z zakłopotania. Wyrzuciła z siebie odpowiedź zanim zdążyła się powstrzymać. Louis zaśmiał się cicho.
-Wszystko po kolei. 
-Po prostu… Opowiedz mi o sobie. 
-Hm… Mam 22 lata. Urodziłem się w grudniu. Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłem mały. Nigdy nie poznałem ojca. Moja mama wyszła za mąż ponownie, kiedy miałem 8 lat. Kilka lat później pojawiły się bliźniaczki. Aktualnie mieszkam poza Londynem. Powiedzmy, że zrezygnowałem z życia towarzyskiego. Mój wygląda lekko mówiąc odstrasza ludzi. Nawet teraz, mimo, że tego nie widzisz, ludzie aż drżą w środku na mój widok. Zastanawiają się też, co tak piękna dziewczyna robi z takim potworem jak ja. 
Willow dotknęła niepewnie dłoni Louisa. Po chwili, gdy jej nie odepchnął poczuła się pewniej.
-Nie mów tak. Ja nie widzę w tobie potwora. Jesteś człowiekiem, który po bliższym poznaniu zyskuje, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele. 
-Zmienisz zdanie, gdy poznasz mnie bliżej. 
-A cóż takiego zrobiłeś, że zasługujesz na wieczne potępienie i ogień piekielny? 
Louis odwrócił twarz, wyraźnie unikając jej wzroku. Dziewczyna w końcu nie wytrzymała. Ujęła chłopaka za podbródek i zmusiła by na nią spojrzał.
-Więc? Czekam na odpowiedź. Dlaczego myślisz o sobie tak źle? 
Louis wyszarpnął się z uścisku dziewczyny i spojrzał jej prosto w oczy.
-A, co gdybym ci powiedział, że moja rodzina nie żyje przeze mnie? 
Louis zrobił krok w stronę dziewczyny. Oddech Willow przyspieszył, gdy poczuła bliskość Jego ciała. Automatycznie cofnęła się o krok, jednak chłopak natychmiast zrobił kolejny. To trwało do momentu, gdy Willow natrafiła na zimną ścianę. Wzięła głęboki wdech i czekała na reakcję Louisa. Chłopak oparł dłonie po obu stronach jej głowy, wpatrując się w oczy dziewczyny. Powoli zbliżył usta do twarzy rudej. 
-Co byś zrobiła, gdybym ci wyznał, że jestem mordercą? Może to właśnie przeze mnie oni nie żyją…
-Nie… To nieprawda…
-Skąd wiesz? 
-Ja… Po prostu wiem! 
-To świetny argument. Chcesz wiedzieć jak zginęli? 
-Proszę cię Louis… 
-O co? Chciałaś mnie poznać. To właśnie jestem ja. Chcesz wiedzieć, dlaczego mam te blizny, albo, dlaczego nie mam rodziny? Odpowiem ci! Ponieważ ich zabiłem! Prowadziłem samochód, więc to moja wina! 
Jedna z dłoni Louisa zaciskała się na nadgarstku Willow, sprawiając dziewczynie niewyobrażalny ból. Ruda chciała być dzielna, jednak w końcu nie wytrzymała. Zaszlochała cicho, starając się wyrwać chłopakowi. 
-Louis to boli! 
Ciemnowłosy jakby dopiero teraz zauważył, co robi. Otworzył oczy ze zdumienia, natychmiast cofając rękę.
-Willow ja… Przepraszam cię.
Łzy spłynęły po zarumienionych policzkach dziewczyny. Chciała je powstrzymać, jednak nie była w stanie. Nie płakała z bólu. To były łzy strachu. Panicznego, obezwładniającego strachu, którego nie czuła już bardzo długo. W ciągu jednej minuty przed oczami stanął jej związek z Blaine ’m. Skuliła się, czując dłonie Louisa na swoich ramionach. 
-Willow, popatrz na mnie. Hey, spójrz na mnie, błagam…
Dziewczyna powoli uniosła głowę, jakby się wahała. Gdy chciała odwrócić wzrok, Louis złapał ją za podbródek.
-Proszę, daj mi szansę… Przepraszam. Zachowałem się skandalicznie i pozwoliłem by gniew nade mną zwyciężył. To się więcej nigdy nie powtórzy.
-Wiesz, kiedyś znałam kogoś, kto mówił dokładnie to samo, ale się powtarzało. Coraz częściej. Aż pewnego dnia wrócił do mieszkania i… próbował mnie zgwałcić. 
-Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! 
-A jednak pozwoliłeś żeby gniew tobą sterował. Tamten chłopak też składał obietnice. Przyrzekał, że się zmieni i że już nigdy więcej mnie nie uderzy.
Louis spojrzał dziewczynie w oczy, starając się ją przekonać o swojej niewinności. Ta jednak była uparta. Nagle chłopak padł na kolana. 
-Lou, co ty robisz? Wstań. 
-Będę klęczał do momentu, gdy nie dasz mi drugiej szansy. 
-Lou, wstań robisz przedstawienie. 
Starsza kobieta przechodząca obok przystanęła przyglądając nam się z zaciekawieniem. 
-Proszę się zgodzić.
-Słucham? 
-Musi pani powiedzieć tak. 
Louis zaśmiał się delikatnie.
-Widzisz? Nawet ta pani wie, że zasługuję na drugą szansę.
Kobieta wyraźnie czekała na rozwój sytuacji i nie miała zamiaru odejść.
-Zgoda. Dam ci drugą szansę, ale wstań już. 
Louis wstał z podłogi przyciągając do siebie dziewczynę.
-Wiedz jednak, że to ci nie ujdzie na sucho Lou. To się nazywa szantaż emocjonalny i jest bardzo nieładny.
-Jak mnie nazwałaś?
-Ja… Przepraszam. Nazwałam cię Lou.
Chłopak uśmiechnął się lekko słysząc to zdrobnienie.
-Moja mama kiedyś tak do mnie mówiła.
-Wybacz, już nie będę.
-Nie, nie. Mów jak chcesz. 
Chłopak podał rudej dłoń i bez słowa ruszyli w stronę wejścia do restauracji. 
-Zjedzmy coś, skoro już zrobiliśmy show przed wejściem.
-Poprawka, ty zrobiłeś show.
Lou delikatnie ścisnął dłoń dziewczyny. Ta uśmiechnęła się niepewnie i pozwoliła wprowadzić się do środka. Elegancki wystrój sprawił, że Willow poczuła się jak kopciuszek w swojej sukience. Louis zauważył niepewną minę dziewczyny.
-Stało się coś? 
-Nie, po prostu… Mogłeś powiedzieć, że to elegancka restauracja. Ubrałabym się inaczej.
-Wyglądasz olśniewająco. 
Lekki rumieniec pokrył policzki dziewczyny. Usiadła na krześle i spojrzała na Louisa. Czuł się niekomfortowo nie mając kaptura na twarzy. 
-Możesz założyć kaptur, jeśli chcesz.
-Nie będzie ci to przeszkadzało?
-Będzie, ale widzę jak się męczysz. A tego nie chcę. 
Chłopak odetchnął z ulgą i natychmiast założył kaptur. 
-Dziękuję. 
Dziewczyna czuła na sobie spojrzenia wszystkich dookoła. Wiedziała, że razem z Louisem wzbudzają nie małe zainteresowanie. Nerwowo potarła dłońmi o bluzkę, starając się zatuszować zmęczenie. Po chwili poczuła szczupłe palce Louisa oplatające jej nadgarstek. Uniosła głowę i spojrzała chłopakowi w oczy. Ten lekko się uśmiechnął, chcąc dodać jej otuchy.
-Wiesz, że w każdej chwili możesz po prostu wstać i wyjść? 
Willow zaśmiała się ściskając delikatnie dłoń bruneta.
-Nie. Chcę tu być.
-Jesteś pewna? Wydajesz się być zestresowana?
-Troszkę. Nie przywykłam do tego, ze wszyscy ludzie w restauracji patrzą się na każdy mój ruch.
-Powinienem wybrać jakieś mniej uczęszczane miejsce.
-Zwariowałeś? Nie mamy powodu, żeby się chować. 
-Czuję się jakbym prowokował wszystkich swoją obecnością tutaj. 
-Nie denerwuj się. Po prostu… Zjedzmy obiad, porozmawiajmy. Potem odprowadzisz mnie do domu i wszystko skończy się dobrze.
Chłopak zaśmiał się lekko. Dziewczyna poczuła znajomy dreszcz przebiegający po plecach.
-A gdzie żyli długo i szczęśliwie? 
-Na to będziesz musiał poczekać…
Louis wzruszył ramionami i przywołał kelnera. Młody chłopak ubrany w olśniewająco biały fartuch prawie natychmiast zjawił się przy stoliku.
-Witam, mam na imię Sean i będę państwa obsługiwał. W czym mogę pomóc?
Willow wpatrywała się w Louisa, gdy ten zamawiał. Nawet, gdy rozmawia o przystawkach, wygląda jak przywódca, pomyślała. Dziewczyna zamyśliła się tak bardzo, że ocknęła się dopiero, gdy zobaczyła dłoń Louisa.
-Świetny początek. Jeszcze nic nie powiedziałem a ty już przysypiasz.
-Wybacz. Miałam dość stresujący dzień… Mało spałam. 
Niebieskie oczy Louisa zmrużyły się lekko.
-Chcesz mi o tym opowiedzieć?
-Nie wiem czy jest, o czym…
-Słucham uważnie. 
Willow sama nie wiedziała, dlaczego zaczęła mówić. Jednak, gdy już zaczęła, słowa wypływały z jej ust potokiem, którego nie była w stanie powstrzymać. Opowiedziała chłopakowi o wszystkim. Niepewności przed przyszłością, strachu o przyjaciela, wrogości do nowego właściciela. Widziała koncentrację wymalowaną na jego twarzy. Cisza nastąpiła, gdy przyniesiono ich zamówienia. Zdumiona dziewczyna patrzyła na talerz, na którym znajdowała się jej ulubiona potrawa. Spojrzała na Louisa, który uśmiechał się tajemniczo.
-Muszę pytać skąd wiesz, że to moja ulubiona potrawa? 
-Wtedy odpowiem to samo, co zawsze…
-Mam swoje sposoby… 
-Dokładnie. Powiedzmy, że zgadywałem. 
-Wiesz, że to niemożliwe, prawda? 
 -Owszem, ale możemy przyjąć taką wersję…
Ruda wywróciła oczami, jednak nie kontynuowała tematu. Od czasu do czasu unosiła wzrok i napotykała niebieskie tęczówki wpatrujące się w nią intensywnie. Gdy skończyli jeść, napięcie zaczęło wzrastać. Obydwoje czuli, że wieczór dobiega końca, jednak żadne z nich nie miało ochoty na rozstanie. Dziewczyna czekała na ruch ze strony chłopaka, ten natomiast zwlekał ze wszystkim do ostatniej chwili. W końcu jednak oboje powoli unieśli się z krzeseł. Louis niepewnie chwycił drobną dłoń Willow, jakby bał się, że w jednym momencie dziewczyna zniknie. Ta jednak tylko uśmiechnęła się, czując jak policzki palą ją z zakłopotania. 
-Jeszcze tylko rachunek i wynosimy się stąd, prawda?
-Już się bałam, że jesteś typem faceta, który wychodzi bez płacenia…
-To by znaczyło, że nie mam szacunku do czyjejś pracy. A tak nie jest.
Willow kiwnęła głową ze zrozumieniem i pozwoliła zaprowadzić się do kasy. Kelner stojący najbliżej lady spojrzał na Louisa. 
-Chciałem zapłacić rachunek. 
Kelner uśmiechnął się niepewnie. 
-Mógł pan poczekać przy stoliku, doniósłbym rachunek. 
Willow zaśmiała się pod nosem.
-Proszę mu wybaczyć. Jest trochę niecierpliwy.
-Cóż, klient nasz pan. Proszę poczekać chwilę, zaraz przyniosę państwa rachunek.
Niebieskie oczy Louisa wpatrywały się cierpliwie z Willow, czekając, aż dziewczyna spojrzy na chłopaka. Ta jednak uparcie wpatrywała się w jeden punkt przed sobą, jakby bała się spojrzeć w oczy bruneta. Popatrzyła na niego, gdy ten odwrócił wzrok. Kelner z uśmiechem położył przed nimi małą czerwoną książeczkę. 
-Czy to wszystko panie Tomlinson? 
Willow, która wpatrywała się w Louisa dopiero po chwili zrozumiała, co usłyszała. Pokręciła głową, jakby się przesłyszała. 
-Słucham, co pan powiedział? 
-Ja… Zapytałem pana Tomlinsona czy to wszystko… 
Dziewczyna parsknęła śmiechem, jednak teraz wcale nie było jej do śmiechu. Louis zacisnął dłonie, czekając na jej reakcję. 
-Chyba żartujecie… 
Szare oczy dziewczyny spojrzały na Louisa. 
-Powiedz mi, że to jest jakiś durny dowcip. Powiedz! 
-Will, ja…
-Mam na imię Willow! Ale ty to już wiesz, prawda!? 
-Willow daj sobie wyjaśnić…
-Co chcesz mi wyjaśniać Louis?! Czy tutaj jest w ogóle, co wyjaśniać!? Jak… Jak mogłeś!? Opowiedziałam ci o wszystkim! O nienawiści do… ciebie. Powierzyłam ci każdy sekret, a ty… 
Willow czuła jak powoli zaczyna brakować jej słów. Czuła się oszukana, zdradzona i całkowicie zawiedziona. Cofnęła się patrząc na chłopaka z odrazą. 
-Nie mogę uwierzyć, że ci zaufałam. Masz rację, jesteś potworem. 
Zanim Louis zdążył zareagować, ruda wybiegła z lokalu, pozostawiając wszystkich w pełnym zdumieniu. Tomlinson zacisnął zęby, wsunął odpowiedni banknot w książeczkę z rachunkiem i ruszył w pogoń za dziewczyną.
-Willow! Zaczekaj! 
Dziewczyna jednak nie miała zamiaru słuchać. Słysząc w oddali głos Louisa, przyspieszyła. Biegła bez przerwy, aż do momentu, gdy płuca zaczęły ją piec z nadmiaru wysiłku. Widząc, że Louisa nie ma w pobliżu, kucnęła pod ścianą i pozwoliła sobie na kilka głębszych oddechów. Łzy rozczarowania i złości spływały jej po zmarzniętych policzkach. Czuła się oszukana i zdradzona. Jak mogła tak łatwo zaufać facetowi, którego w ogóle nie znała? Powinna od razu zauważyć, że coś jest z nim nie tak. Zawsze był obok. Wiecznie wiedział gdzie jest, co robi i jak ją znaleźć. To powinno ją zastanowić. Niestety czasami serce decyduje za nas. I tym razem właśnie tak było. Willow pozwoliła, by serce przytłumiło to, co od samego początku podpowiadał jej rozum. Louis to jej wróg i powinna go nienawidzić.  Tylko, dlaczego czuła taki przeraźliwy ból i zawód na myśl o tym, że ją okłamał? Zacisnęła usta, podniosła się z chodnika i szybkim krokiem oddaliła się od restauracji, starając się zapomnieć o Louisie. On nie był stworzony dla niej, a ona… musiała nauczyć się nienawidzić człowieka, który chciał zniszczyć jej bliskich. Niestety wiedziała, że to nie będzie proste…

--------------------------------------------------
Myśleliście, że o was zapomniałam? :D SKĄD! Dziękuję was z całego mojego serducha za te trzy tysiące osób które odwiedziły mojego bloga! <3 Każda osoba, która tutaj zajrzała jest dla mnie cenna :)) Chcę bardzo mocno podziękować moim dwóm cudownym przyjaciółkom, które znosiły moje niezdecydowanie przy zmianie szaty graficznej bloga :D Kocham was Aggs i El!<3 Dziękuję też mojej siostrze,która zostawia zawsze cudownie długie komentarze :) Nie myśl,że cię nie doceniam mała!:P Specjalnie dla ciebie cytat z "Pogody na miłość" :) Poza tym dziękuję,ze wszystkie wasze komentarze. Każde wasze słowo jest dla mnie pobudzające i cudowne :) Mam nadzieję,że podoba wam się nowa szata graficzna i kursor :) Może spróbujecie coś skopiować prawym klawiszem?:D Nie mogłam się oprzeć!:P A więc nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić na kolejny rozdział :) Enjoy! <3

15 listopada 2013

Chapter Five

''Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. Następnego dnia chcesz więcej, i choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu czujesz to samo, co narkomani, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak, a Ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość.''

Willow kręciła się niespokojnie na krześle przeszukując oferty wynajmu lokali. Siedziała nad tym już ponad trzy godziny i miała tego serdecznie dość. Z nadzieją spojrzała na zegarek, spodziewając się lada chwila wybawienia w postaci Nialla. Od momentu, gdy do antykwariatu przyszło pismo informujące o likwidacji, wszyscy zaangażowali się w pomoc Christophowi. Ojciec ze znajomymi przenieśli wszystkie książki i meble do magazynu, a Willow i Niall na zmianę zajmowali się szukaniem nowego lokalu. Było to wyjątkowo ciężkie, ponieważ w całym Londynie nie było lokalu odpowiedniego cenowo. Były chwile, gdy dziewczyna zaczynała wątpić w świetność swojego planu. Wtedy jednak przed oczami miała przerażonego przyjaciela i cały zwątpienie mijało ustępując miejsca uporowi. W wolnych od szukania chwilach ruda myślała o Louisie. Zamykając oczy widziała blizny pokrywające twarz chłopaka. Zadawała sobie pytania, co takiego się stało, że je miał. Oraz kto mu to zrobił. Niestety były to pytania bez odpowiedzi, ponieważ Louis zapadł się pod ziemię. Nigdzie nie mogła znaleźć jakiejkolwiek informacji o nim. W końcu odstawiła Louisa na drugi plan, wiedząc, że Christoph i antykwariat są ważniejsi w tej chwili. Dziewczyna odwróciła się powoli słysząc kroki na schodach. Lekki uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy zobaczyła niebieskookiego przyjaciela.
-W końcu! Gdzie ty się tyle czasu podziewałeś?!
-Wybacz, postanowiłem skoczyć do sklepu. Pomyślałem, że będziesz chciała zjeść coś świeżego i ciepłego. Wiem, że twój tata nie jest mistrzem kuchni, więc voila!
Horan wyciągnął niewielką torbę, z której unosiły się kuszące zapachy. Willow cmoknęła delikatnie blondyna w policzek i sięgnęła po przekąskę. Usiadła z boku konsumując jedzenie ze smakiem. Niall usiadł na fotelu i spojrzał na monitor.
-I co? Jakieś postępy?
-Żadne. Znalazłam dwa lokale, ale jeden był tak daleko, że Christoph w życiu by się nie wybił a przy drugim żądali tak dużej kaucji, że od razu się wycofałam.
-A jak daleko jest ten pierwszy lokal?
-To właściwie na obrzeżach Londynu. Nie możemy sobie na to pozwolić. Większość naszych klientów to ludzie starsi i samotni. Nie dadzą rady dojeżdżać tak daleko specjalnie do nas. Znajdą coś bliżej.
-Ok, odpocznij trochę, zrelaksuj się. Teraz moja kolej na poszukiwania.
-Zrelaksuję się, gdy znajdziemy lokal na antykwariat.
-A jak czuje się Christoph?
Zdziwiona Willow spojrzała na swojego przyjaciela.
-Od kiedy interesuje cię co u niego słychać? Nienawidzicie się…
-Owszem, ale jeśli już mam wybierać między kimś, kogo zdążyłem poznać a kimś zupełnie nowym to Watrin nie jest wcale taki zły…
-Powinnam to nagrać i wysłać mu, ponieważ gdy mu o tym powiem, nie uwierzy mi.
-Więc mu nie mów. To twój przyjaciel, więc uznałem, że wolisz bym się o niego troszczył, niż wiecznie się z nim kłócił.
Willow przytuliła chłopaka mocno. Po chwili odsunęła się odrobinę i cmoknęła blondyna z uczuciem w czoło.
-Czy ktoś ci już kiedyś mówił, że jesteś kochany?
Niall zabawnie zmrużył oczy, lekko się rumieniąc.
-Mama powtarza mi to non stop, ale nie krępuj się. Komplementów nigdy za wiele.
-Niallu Horanie, jesteś najcudowniejszą osobą, jaką miałam przyjemność poznać.
-Dziękuję. Twoje towarzystwo także jest znośne.
Niall wystawił przyjaciółce język i wrócił do szukania. Ruda postanowiła się przewietrzyć. Wyszła na taras i usiadła na drewnianej huśtawce, podkurczając nogi pod siebie. Przymknęła oczy czując jak delikatny powiew chłodzi jej rozgrzane policzki. Chwila odpoczynku sprawiła, że jej myśli natychmiast skierowały się w stronę Louisa. Nie mogła zapomnieć o strasznych bliznach i gwałtownej ucieczce chłopaka. Nie wiedziała gdzie go szukać i jak się z nim skontaktować. Czuła jednak, że jej cierpliwość w tym przypadku zostanie wynagrodzona. Nie rozumiała skąd to przeczucie się wzięło, jednak właśnie tak się czuła. Spojrzała w zachmurzone niebo, jakby czekała na znak od matki.
-Mam tyle problemów, pomóż mi rozwiązać, chociaż jeden z nich, proszę.
Dziewczyna czekała na znak, coś drobnego. Gdy poczuła kilka pojedynczych kropel deszczu na policzkach, uniosła głowę wyżej, mrużąc oczy. Deszcz zaczął przybierać na mocy i po chwili lało jak z cebra. Ruda zeskoczyła z huśtawki i uciekła do domu. Stanęła za drzwiami cała mokra i wpatrywała się w krople spływające po szybie. Wzdrygnęła się czując czyjeś ręce na ramionach. Ciepły koc otulił ją szczelnie. Ruda odwróciła się i spojrzała w niebieskie tęczówki przyjaciela.
-Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?
-Samo się nie skomplikowało… Pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny. Cierpliwość i czas to jest to, czego teraz najbardziej potrzebujemy.
-Niestety nie mamy ani jednego ani drugiego.
-Cierpliwości i tak pora było cię nauczyć już dawno, a co do czasu… Cóż, pod tym względem będziemy improwizować.
Niall uśmiechnął się lekko do przyjaciółki starając się ją podnieść na duchu. Zauważył, że od kilku dni była nieobecna zarówno w domu jak i w pracy. Czuł, że to nie tylko z powodu antykwariatu i Christopha. Chciał z nią porozmawiać na temat Louisa, jednak nie wiedział jak ma zacząć temat. Na szczęście Willow jakby czytała w myślach Nialla, sama zaczęła trudny temat.
-Wiesz… Spotkałam ostatnio w parku Louisa…
Niall nic nie powiedział, czekając, aż dziewczyna rozwinie temat.
-Poszłam do parku… Tego tutaj w okolicy.  Musiałam pomyśleć, dusiłam się w domu. Sama nawet nie wiem, kiedy i dlaczego się rozpłakałam…
Słowa wylatywały z ust dziewczyny niczym z karabinu. Niall nie był w stanie wtrącić ani słowa. Cierpliwie czekał z zadawaniem jakichkolwiek pytań aż Willow skończy.
-On tam był. Podszedł i położył mi dłonie na ramionach. Widziałam go bez kaptura… Po raz pierwszy widziałam go bez kaptura… Ja…
-Wszystko w porządku?
-Tak, po prostu… To było straszne. Jego twarz… Ona jest cała w bliznach…
-Bliznach?
-Tak. Cała lewa strona twarzy jest w bliznach. To był straszny widok.
-Zapytałaś go o to?
-Nie zdążyłam. Uciekł zanim cokolwiek powiedziałam.
-Masz zamiar…
-Chcę go znaleźć Niall.
-Po co? Nie jest lepiej tak jak teraz? On najwidoczniej nie pali się do kontaktów z tobą. Zawsze magicznie znika niczym duch. Jak to się dzieje, że my nigdy go nie zdążymy zauważyć?
Willow prychnęła niczym rozjuszona kotka.
-Dalej myślisz, że go sobie wymyśliłam?
-Nie, po prostu mówię, że musisz na niego uważać. Gość jest jakiś dziwny. Pojawia się i znika niczym zjawa, teraz te blizny. Nie wspomnę o tym, że zawsze wie gdzie cię szukać. To podejrzane.
-Niallu Horanie czy ty się o mnie martwisz?
-Owszem. Jesteś dla mnie jak siostra. Nie pozwolę by ktokolwiek cię skrzywdził. Nigdy.
-Dziękuję ci, to urocze, ale wiem, że Louis nie chce mnie skrzywdzić.
-Skąd to wiesz?
Dziewczyna dotknęła swojego serca i uśmiechnęła się do przyjaciela.
-Nie wiem. Po prostu moje serce mówi mi, że on mnie nie skrzywdzi.
-Wybacz mała, ale czy twoje serce już raz nie popełniło błędu?
Ruda przygryzła dolną wargę spuszczając głowę z zawstydzeniem wymalowanym na twarzy. Oboje doskonale pamiętali, co się stało ostatnim razem, gdy bezgranicznie zaufała chłopakowi. Niall przytulił Willow.
-Spokojnie. On jest daleko i już nigdy nie zrobi ci krzywdy. Obiecuję.
Willow kiwnęła głową odsuwając się od chłopaka.
-Chodźmy dalej szukać lokalu. Nie pójdę spać dopóki czegoś nie znajdę.
  -Poświęcenie godne świętej, ale wątpię żeby twój organizm wytrzymał tyle czasu bez snu. Zwłaszcza, że oboje wiemy, jaka leniwa jesteś. Au!
Blondyn jęknął z bólu, gdy poduszka rzucona przez Willow uderzyła go prosto w twarz.
-Jak widzisz, moje lenistwo nie lubi być obrażane. Bierz się do roboty Horan!
Niall zasalutował z uśmiechem i usiadł do komputera. Willow skuliła się na parapecie okna, pogrążając się we wspomnieniach.
----------------------------
Dwa lata wcześniej:
Dziewczyna rzuciła klucze na stolik stojący w przedpokoju i ruszyła w stronę kuchni. Dobiegały z niej dźwięki świadczące o czyjejś obecności.
-Halo? Jest tu ktoś?
Willow przewróciła oczami, gdy uświadomiła sobie, co powiedziała. Ktoś tłukł się w kuchni a ona pytała czy ktoś jest w domu… To chyba było oczywiste, że ktoś tu był. Niepewnie weszła do kuchni, która wyglądała jak po przejściu huraganu.
-Niall?
Gdy odpowiedziała jej cisza, poczuła lekki niepokój.
-Christoph? To ty?
Tym razem także odpowiedziała jej cisza. Dziewczyna sięgnęła po to, co miała najbliżej i powoli przeszła przez zdemolowaną kuchnię. Gdy zobaczyła, kto stoi w salonie, trzymając w ręku jej zdjęcie z przyjaciółmi, aż pisnęła ze strachu.
-Witaj Willow. Widzę, że zerwanie ze mną dobrze ci robi.
Chłopak uniósł ramkę ze zdjęciem, na którym Niall i Christoph stali po obu bokach dziewczyny i całowali ją w policzki.
-Blaine, co tu robisz?
Dziewczyna powoli zaczęła cofać się w stronę wyjścia.
-Nie cieszysz się?
-Wybacz, ale ostatni raz gdy cię widziałam chciałeś pobić na śmierć mojego najlepszego przyjaciela. Nie wspomnę o tym, co chciałeś zrobić ze mną…
Ruda zrobiła krok do tyłu, jednak tym razem Blaine to zauważył. Ironiczny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Chyba nie chcesz teraz wyjść malutka. To nieładnie z twojej strony… Masz gościa, więc nie możesz wyjść.
Zanim dziewczyna zdążyła zrobić krok, Blaine był już przy niej. Złapał ją z całej siły za ramię ciągnąć w głąb domu.
-Nawet nie waż mi się krzyczeć, bo bardzo szybko tego pożałujesz.
Willow przełknęła ślinę patrząc na Blaine ’a. Gdy zaczęła się z nim spotykać, nie wiedziała, że ten spokojny i wesoły chłopak może zmienić jej życie w piekło. Z czasem zrozumiała, że ten związek jest całkowicie toksyczny i musi go jak najszybciej zakończyć. Niestety Blaine nie rozumiał słowa ‘nie’. Stał się natarczywy, nachalny i przede wszystkim agresywny. Jego wybuchy zazdrości stały się nieznośne. W każdym chłopaku widział rywala, a każdy uśmiech uznawał za wyzywający i zachęcający do flirtu. Zaczął kontrolować każdy jej krok. Willow starała się to ignorować, ponieważ była zakochana. Miarka się przebrała, gdy rozwścieczony Blaine wpadł do antykwariatu i rzucił się na Christopha, krzycząc coś o zdradzie i o szczenięcym zauroczeniu. Gdyby nie szybka interwencja Nialla i ludzi, którzy w tym czasie byli w sklepie, Christoph wylądowałby w szpitalu. Blaine nie miał hamulców i nie umiał się zatrzymać.
-Więc, co tu robisz?
-Jak to, co malutka? Wróciłem po ciebie. Chyba nie myślałaś, że tak po prostu odpuszczę. Kocham cię, poza tym należysz do mnie i nikt nie może mi ciebie odebrać. Nawet ten twój niemiaszek.
-Ile razy mam ci powtarzać, że Christoph to tylko przyjaciel, a nas już nic nie łączy? Zerwałam z tobą, gdy próbowałeś mnie zgwałcić!
-Willow, kochanie… Ile razy mam przepraszać? Byłem po kilku głębszych i przesadziłem…
-Nie mów do mnie kochanie. Poza tym, powtórzę to, co powiedziałam wtedy, ponieważ najwidoczniej masz kiepską pamięć. Nie kocham cię i nigdy więcej nie chcę widzieć cię na oczy.
Blaine wpatrywał się w szare tęczówki dziewczyny. Po chwili zamachnął się i uderzył ją otwartą dłonią z całej siły w twarz. Dziewczyna poczuła metaliczny posmak krwi w ustach.
-Kiedy ty się w końcu nauczysz mała dziwko!? Ode mnie się nie odchodzi tak po prostu! Nigdy nie pozwolę ci odejść!
-Blaine zostaw mnie! To koniec!
-Koniec będzie dopiero wtedy, gdy ja powiem. Spakujesz się sama czy mam ci pomóc?
-Spakuję?
-Potrzebujesz trochę ciuchów tam gdzie jedziemy.
-Ja nigdzie z tobą nie pojadę!
-Pojedziesz… Albo wywiozę cię siłą. Tak czy inaczej będziesz moja…
Dziewczyna powoli zaczęła się cofać w stronę wyjścia, starając się zająć czymś Blaine ‘a. Modliła się by chłopak nie zorientował się, co chce zrobić. Strach paraliżował każdą część jej ciała, jednak wiedziała, że musi uciec, inaczej Blaine zmusi ją do wyjazdu.
----------------------------

 Willow usłyszała cichy głos z oddali, wołający jej imię. Zmarszczyła brwi zdziwiona.
-Willow? Wszystko w porządku?
Rozpoznała ciepły głos Nialla. Powoli obraz rozmazał się, po czym sceneria zmieniła się. Willow siedziała skulona na parapecie a nad nią pochylał się blondyn. Dziewczyna przetarła oczy i rozejrzała się zdezorientowana.
-Co się stało?
-Przysnęłaś. W pewnym momencie zobaczyłem, że się trzęsiesz chciałem cię okryć, ale wydawało mi się, że śni ci się coś złego, więc wolałem cię obudzić.
-Dziękuję.
Ruda odgarnęła włosy z oczu i zapatrzyła się w przestrzeń. Starała się zignorować troskliwe spojrzenie, które posyłał jej Niall. W końcu jednak nie wytrzymała.
-Śnił mi się tamten dzień, wiesz… Kiedy Blaine włamał się do mieszkania…
Horan przygryzł wargę i potargał włosy.
-O cholera… Tym lepiej, że cię obudziłem. Ja…
-Nieważne. Znajdźmy ten lokal dla Christopha. Blaine jest moją przeszłością, o której nie chcę sobie przypominać. Teraz jest daleko a ja jestem bezpieczna i tego się trzymajmy.
-Ok, jak chcesz…
Niall odwrócił się do komputera, co chwilę patrząc przez ramię na przyjaciółkę. Godziny mijały na przeszukiwaniu stron, jednak po kolejnych dwóch godzinach byli w tym samym miejscu. Niall położył dłoń na karku chcąc go rozmasować. Willow wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń pozwalając myślom błądzić bez celu.
-Jak myślisz? Może porozmawiałabym z panem Tomlinsonem?
Niall odwrócił się i spojrzał na zamyśloną przyjaciółkę.
-Myślisz, że to by coś dało? Zachowuje się jak bezduszna bestia… Nawet nie przyszedł zobaczyć jak rozwija się antykwariat, a pismo o likwidacji przysłał pocztą. Jakby nie mógł się pofatygować…
-No nie wiem… Coś w tym wszystkim mi nie pasuje… To znaczy, dlaczego tak nagle i szybko chce to zlikwidować?
-Wiesz, antykwariat jest w dobrym miejscu, blisko centrum. Na pewno znajdzie się wiele kupców na to miejsce. Sądzę, że facet dostał coś, czego nie potrzebuje i nie docenia, więc to sprzeda.
Willow zagryzła wargę zastanawiając się nad tym, co powiedział jej przyjaciel. Nagle usłyszała znajomy dźwięk telefonu. Rozejrzała się w poszukiwaniu komórki. Niall widząc jak dziewczyna kręci się niespokojnie po pokoju, wybuchnął śmiechem. Natychmiast jednak zamilkł, gdy ruda zgromiła go groźnym wzrokiem. Dziewczyna przerzuciła poduszki, po czym sięgnęła po torbę. Uśmiechnęła się triumfalnie, gdy wyciągnęła z niej wibrujący telefon. Spojrzała na wyświetlacz zdzwiona.
-Co jest?
-Numer zastrzeżony…
-Dziwne, masz mafijne porachunki i nic mi o tym nie wspomniałaś?
Willow spojrzała na Nialla krytycznym wzrokiem, nie komentując jego słów.
-Co mam zrobić?
-Nie dowiesz się, kto to, dopóki nie odbierzesz…
-Masz rację… Tak słucham?
-Cześć…
Willow ścisnęła mocniej komórkę od razu rozpoznając głos rozmówcy.
-Skąd masz mój numer?
Lekki śmiech po drugiej stronie słuchawki sprawił, że ciarki przebiegły przez całe ciało dziewczyny.
-Mam swoje sposoby. To nie było wcale takie trudne jak myślisz.
-Ok…
-Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie w parku…
-Uciekłeś tak nagle, że nie zdążyłam nawet zareagować a co dopiero powiedzieć czegokolwiek. Nie dałeś mi żadnej szansy…
-Wybacz. Myślałem, że…
-Źle myślałeś. Nie dałeś mi nic powiedzieć i uciekłeś tak po prostu.
Willow słyszała przyspieszony oddech chłopaka.
-Jesteś tam?
-Zastanawiam się, co powiedzieć…
Ruda uśmiechnęła się słysząc te słowa.
-Możesz grzecznie przeprosić za swoje ostatnie zachowanie i ewentualnie spotkać się ze mną w ramach przeprosin.
Kolejna cisza, sprawiła, że Willow poczuła zakłopotanie swoją propozycją. Nie chciała do niczego zmuszać Louisa. Jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chłopak w końcu się odezwał.
-W takim razie może chcesz pójść ze mną dzisiaj na kolację?
Niall, który do tej pory skakał dookoła przyjaciółki chcąc usłyszeć rozmowę, w jednym momencie zastygł w bezruchu patrząc na dziewczynę. Po chwili zaczął gwałtownie kręcić głową. Willow odwróciła się tyłem do chłopaka, starając się zignorować jego małą subtelną próbę przekonania jej by nigdzie nie szła. Gdy usłyszała głośny łoskot, oznaczający upadek Nialla, starała się powstrzymać wybuch śmiechu.
-Wszystko w porządku?
-Tak! Przepraszam, zamyśliłam się. Z chęcią pójdę z tobą na kolację Louis.
Willow przygryzła wargę czekając na odpowiedź chłopaka.
-Doskonale. Przyjadę po ciebie o 20, może być?
Ruda spojrzała na zegar wiszący na ścianie w myślach licząc ile ma czasu.
-Może o 20.30?
-Jasne. A więc widzimy się o 20.30 u ciebie…
-Chcesz, żebym podała ci…
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ chłopak już odłożył słuchawkę. Zastanawiała się jak Louis trafi, skoro nie miał pojęcia gdzie mieszkała. Po chwili jednak uświadomiła sobie, że Louis dziwnym sposobem zawsze wie o niej wszystko. Pora, żeby to się zmieniło, pomyślała. Teraz ona chce dowiedzieć się czegoś o chłopaku. Jej rozmyślania przerwało głośne jęknięcie Nialla, dobiegające z podłogi.
-Wybacz mi, już ci pomagam.
Dziewczyna ledwo była w stanie powstrzymać wybuch śmiechu, jednak widząc Horana, który z obolałą miną podnosi się do pozycji siedzącej, nie wytrzymała. Opadła na łóżko telepiąc się ze śmiechu.
-Bardzo śmieszne… Twój najlepszy przyjaciel cierpi a ty w najlepsze flirtujesz sobie z tym psychopatą…
-Niall… On nie jest psychopatą.
-Serio? Podsumujmy… Pojawia się i znika jak duch, zawsze wie gdzie cię znaleźć, ma twój numer mimo, ze mu go nie dawałaś. A, zapomniałem o najlepszym! Przyjedzie po ciebie o 20.30 nie znając twojego adresu. I są jeszcze te jego blizny…
-Niall, wiem, że mnie kochasz i chcesz się o mnie troszczyć, ale daj mu szansę. Blizny są mało istotne. Co do reszty… Fakt, lekko mnie to niepokoi, ale na pewno mi to wyjaśni.
-Jesteś tego pewna? Ponieważ ja mam względem niego dużo więcej niż tylko „lekki niepokój”…
Dziewczyna podeszła do przyjaciela i przytuliła go mocno.
-Tak, jestem pewna, że Louis nie chce mnie skrzywdzić. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale to takie uczucie, jakbym go kiedyś już spotkała. Kto wie? Może moje poprzednie wcielenie go spotkało i cos było między nami…
-Jesteś nienormalna.
-Wiem, ale za to mnie kochasz. A teraz wybacz, ale muszę się przygotować, więc bądź tak dobry i idź sobie.
-Wyganiasz mnie?
-Skąd! Tylko przypominam gdzie w tym domu znajdują się drzwi i jak się z nich korzysta. Tak, Niall wyrzucam cię. Do zobaczenia.
Dziewczyna prawie wypchnęła chłopaka za drzwi, po czym szybko podbiegła do szafy. Chciała wyglądać ładnie, ale niezobowiązująco. Elegancko, ale nie sztywno. Seksownie, ale nie zbyt wyzywająco. Willow wywróciła oczami i sięgnęła po swoją ulubioną sukienkę. Długie rękawy dawały jej poczucie komfortu, długość była odpowiednia, oraz wzór dodawał luzu całości. Dziewczyna szybko wzięła prysznic, zrobiła delikatny makijaż i założyła sukienkę. Zmarszczyła czoło, gdy stanęła przed lustrem, zastanawiając się, co zrobić z włosami. Zamiast fikuśnej fryzury, spięła je kilkoma spinkami na czubku głowy, tworząc artystycznego koka. Właśnie wkładała telefon do małej kopertówki, zastanawiając się jak długo będzie musiała czekać na wiadomość z zapytaniem o adres, gdy zadzwonił dzwonek. Zdumiona spojrzała na zegarek, na którym widniała dokładnie 20.30
-To niemożliwe…
Dziewczyna chcąc się upewnić wyjrzała przez okno. Louis stał przy ciemnym samochodzie, opierając się nonszalancko o maskę. Widząc ją machnął lekko ręką. Połowę jego twarzy jak zawsze zakrywał kaptur. Tym razem jednak dziewczyna wiedziała, co się pod nim kryje. Wzięła głęboki wdech i powoli skierowała się w stronę wyjścia. Zatrzymał ją jednak telefon. Nie kryjąc zaskoczenia odebrała.
-Coś się stało Christoph? Widzieliśmy się kilka godzin temu.
-Czyś ty zwariowała?!
-Też się cieszę, ze cię słyszę, ale… Niall do ciebie zadzwonił, prawda?
-To chyba jedna z nielicznych rzeczy, którą ten krasnal zrobił dobrze… Pytam ponownie, czyś ty zwariowała!? Zdajesz sobie sprawę, co może się stać?
-Nic. Jadę z nim na kolację, a nie pakuję się do jego mieszkania.
-Ani trochę nie niepokoi cię fakt, że on wie o tobie wszystko?
-Przesadzasz…
W głębi ducha jednak Willow wiedziała, że Christoph ma rację.
-Sama nie jesteś pewna, co myśleć o tym facecie. Jesteś tego pewna?
-Tak. Idę z nim na kolację i to koniec dyskusji.
-Willow…
Dziewczyna jednak nie słuchała przyjaciela. Otworzyła drzwi i spojrzała w niebieskie oczy Louisa. Poczuła, jakby ziemia zatrzęsła jej się pod stopami. Tak pięknych oczu nie widziała nigdy w życiu. Przez moment nie oddychała wpatrując się głęboko w te niesamowite tęczówki. Odsunęła telefon od ucha i uśmiechnęła się nieśmiało do Louisa. Nagle wszystkie wątpliwości zniknęły, jakby nigdy ich nie było.
-Kocham cię Christoph, ale teraz wychodzę z Louisem.

Ruda rozłączyła się zanim jej przyjaciel coś powiedział. Spojrzała na chłopaka stojącego przed sobą spod przymrużonych powiek i wiedziała, że podjęła dobrą decyzję. Nie miała pojęcia, jakie tajemnice skrywa Louis, jednak musiała dać mu szansę. Chciała go poznać i nie wybaczyłaby sobie, gdyby tak po prostu zrezygnowała z tej możliwości. Każdy zasługiwał na kredyt zaufania, a jeśli jej serce się nie myliło, to Louis zasługiwał na niego podwójnie. Willow zacisnęła wargi z uporem. Musiała pokazać wszystkim, jak bardzo się mylą, ale najpierw sama musiała rozwiać tą otoczkę tajemniczości stworzoną wokół Louisa.  Los dawał jej szansę na poznanie go, więc nie mogła jej zmarnować…

To znowu ja! :) Dziekuję was za wszystkie komentarze,zwłaszcza te w których zwracacie uwagę na moje niedociągnięcia :) Oznacza to,że czytacie moje wypociny w 100% :) Rozdział ten dedykuję osobie,która wymyśliła cudowny tekst w cudzysłowie na początku rozdziału :) Niestety nie pamiętam komu to zawdzięczam. Tajemnicza osobo, zgłoś się do mnie to pod następnym rozdziałem o Tobie wspomnę! <3 Przepraszam was za to podświetlenie ale robiłam wszystko co w mojej mocy by je zlikwidować.Niestety na nic :/ Gdyby ktoś wiedział jak to zrobić,będę wdzieczna za pomoc <3 Teraz pytanie do was,czy zmienilibyście coś w moim blogu? Wygląd, czcionka,treść,cokolwiek.Jeśli macie jakieś pomysły dajcie znać w komentarzach pod tym rozdziałem a ja rozważę wasze propozycje :) Kocham was,każdego z osobna i wszystkich razem! <3 Wszystkie 2,754 osoby! <3 A teraz nie zostaje mi nic innego jak zaprosić was do czytania i komentowania :D Enjoy! 

08 listopada 2013

Chapter Four

Jestem nikim. Zerem niezasługującym na oddychanie, a co dopiero na jakiekolwiek życie. Przyjemności? Radość? Zmarły razem z tym uśmiechniętym chłopakiem, który tamtego dnia prowadził samochód. Kiedyś byłem dorastającym nastolatkiem, która walczy z przeciwnościami losu, który szuka siły w innych ludziach, szuka wsparcia. Byłem dzieckiem dla moich rodziców, byłem wiecznym dzieckiem, które nigdy nie chce dorosnąć. Byłem po prostu człowiekiem. Zastanawiacie się pewnie, o co chodzi, prawda? Nie znacie mnie, zresztą nikt nie zna. Jestem bezimienną twarzą, która z bliska potrafi przerazić. Zapytacie, dlaczego? Wtedy zdejmę kaptur i pokażę wam coś, co zostanie ze mną do końca życia. Niczym wszystkie pamiątki rodzinne, które przypominają mi, co zrobiłem. Blizny już zawsze będą kojarzyć mi się z tym dniem. Z ostatnim dniem, kiedy Louis Tomlinson szczerze się uśmiechnął. Pytacie kim jestem? Bestią. Potworem, który zabił całą swoją rodzinę. Człowiekiem, który na nieszczęście swoje i otoczenia przeżył. Ale może od początku. Nazywam się Louis Tomlinson a to jest mój pamiętnik. Pomyślicie teraz, kolejna rzewna historia o tym jak chłopak przez własną głupotę stracił rodzinę. Być może macie rację. Jednak pozwólcie sobie opowiedzieć moją historię. Po wszystkim pozwolę wam odejść, lub jeśli wolicie zostać na ciąg dalszy. Cztery lata temu w moim życiu wydarzyła się tragedia. Cała moje rodzina zginęła w wypadku samochodowym. Dwie siostry bliźniaczki, matka oraz ojczym. Zabiłem ich. To był piękny i słoneczny dzień. Jeden z tych, kiedy siedzenie w domu powinno być karalne. Lekki wiaterek chłodził w przyjemny sposób, pozwalając zrelaksować się w pełnym słońcu. Zaproponowałem rodzinie wycieczkę poza miasto. Chociaż kochałem Londyn, w takie dni wyrywałem się z miasta jak najchętniej. Wszyscy z radością przytaknęli na mój pomysł. Bliźniaczki z entuzjazmem zaczęły wymyślać gry i zabawy w jakie mogły się bawić. Moja mama od razu wzięła się za przygotowywanie piknikowego kosza pełnego frykasów. Nawet mój ojczym, który nie wiedział, co ma ze sobą zrobić znalazł sobie produktywne zajęcie. Postanowił dokładnie sprawdzić stan samochodu przed naszą wycieczką. Ja kręciłem się bez konkretnego zajęcia, pomagając odrobinę każdemu. W końcu byliśmy gotowi. Nie obyło się bez przepychanek o miejsce przy oknie. Nie przypuszczałem, że to będzie nasza ostatnia kłótnia. Droga była długa i nurząca. Monotonia trasy sprawiała, że ojczym szybko robił się senny. Po długiej dyskusji udało mi się go przekonać do zmiany. To był mój pierwszy błąd. Jako młody kierowca nie miałem zbytnio doświadczenia za kierownicą, a droga, która do tej pory była banalna, teraz zmieniła się w wyboistą i pełną zakrętów. Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się całkiem ciemno.
Z dnia na dzień pamiętam coraz mniej z wypadku. Po czterech latach jedyne, co pamiętam to huk, błysk jasnego światła i krzyki bliźniaczek. I ciemność. Gdy w końcu otworzyłem oczy, minęło wiele tygodni od wypadku. Rodzice i dziewczynki musieli być pochowani dość szybko. O mnie ktoś postanowił walczyć. Szpital św. Marii nie dawał za wygraną. Gdy inne kliniki poddały się, załamując ręce nad moim stanem, oni walczyli. Wygrali bitwę ze śmiercią, jednak wojna z jej dobrą znajomą depresją dopiero była przed nimi. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem blizny, przeraziłem się. Krzyczałem przez kolejne dwie godziny, aż głos odmówił mi posłuszeństwa, a leki uspokajające zaczęły działać. Zostałem wysłany do zamkniętej kliniki psychiatrycznej, która miała zapobiec moim próbom odebrania sobie życia, uporać się z głęboką depresją oraz nauczyć mnie żyć z moją odmiennością. Po dwóch latach zrozumiałem, że nie mogę odebrać sobie życia. Byłem potworem, który zabił własną rodzinę. Musiałem żyć z bliznami i samotnością. To była moja pokuta. Po wyjściu z kliniki rzuciłem się w wir zabawy. Próbowałem ukryć ból pod warstwą alkoholu i innych używek. Jednak to nie sprawiło, że ból odszedł. Pieniądze skończyły się szybciej niż myślałem. Z podkulonym ogonem wróciłem do rozpadającego się rodzinnego domu, który mieścił się z daleka od Londynu. Nie chciałem by ktokolwiek mnie oglądał, wytykał palcami lub bał się mojego wyglądu zewnętrznego. Wolałem ukryć się przed ludźmi, którzy już mnie przekreślili. Żyłem z dnia na dzień żywiąc się śmieciowym żarciem i mając nadzieję, że śmierć przyjdzie szybko i bezboleśnie. Niestety ona nie chciała tak po prostu nadejść. Pewnego dnia otworzyłem oczy i postanowiłem wziąć się w garść. Po prostu chciałem zrobić coś dla świata, żeby chociaż po części odkupić śmierć moich bliskich. Wróciłem do szpitala św. Marii z mocnym postanowieniem. Wiedziałem doskonale, co chcę zrobić. Wolontariat to był jedyny sposób by zapomnieć o wszystkim i pomóc ludziom skrzywdzonym przez los równie mocno jak ja. Pracownicy szpitala znając moją historię, przyjęli mnie bardzo ciepło. Niektórzy wyraźnie krępowali się w mojej obecności, ale jak mogłem im się dziwić? Jednak po pewnym czasie i oni się przyzwyczaili. Najbardziej bałem się spotkania z pacjentami, a raczej tego jak zareagują na mój widok. Szerokim łukiem omijałem oddziały dziecięce, bojąc się, że swoimi bliznami mogę wywołać głęboki uraz w psychice młodych pacjentów. Z zapałem natomiast odnalazłem swoje miejsce na oddziale weteranów wojennych. Doświadczeni przez życie i front ludzie, którzy widzieli już dużo więcej złego. Nikt nie wpatrywał się we mnie, niczym w postać z horroru. Nie musiałem także opowiadać swojej historii, która na tym oddziale nie była niczym nadzwyczajnym. Większość pacjentów nie chciała pomocy. Jako byli żołnierze nie pozwalali sobie na żadną chwilę słabości. Duma i honor były dla nich podstawą. Poza tym w razie potrzeby mieli rodzinę i przyjaciół, którzy mogli im pomóc w potrzebie. Traciłem już powoli nadzieję, czy jestem komukolwiek potrzebny. Zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem szpital nie przyjął mnie z litości. Wtedy poznałem pana Patersona. On także był weteranem wojennym jak pozostali, jednak on był inny niż reszta. Cichy, skromny, zamknięty w sobie. Przypominał mi mojego dziadka. Długo zajęło mi zdobycie jego zaufania. W końcu udało mi się nawet wywołać lekki uśmiech na jego twarzy. Zaprzyjaźniliśmy się. Nasze rozmowy polegały na wymianie. Jeden mówił o czymś ważnym dla niego. Wspomnieniu, sytuacji czy opinii. Następnie drugi robił to samo. Samuel nie traktował mnie jak dziecka, które popełniło zbyt wiele błędów i wróciło do rodzica po karę. Pytał, interesował się, a przede wszystkim pomagał zrozumieć mi jak zbudowany jest ten świat. Ból po stracie rodziny został zagłuszony przez radość posiadania przyjaciela. Tak właśnie mijały miesiące, które szybko przemieniły się w rok. To właśnie wtedy los postanowił zadrwić ze mnie po raz drugi. W ciągu tego roku stan pana Patersona diametralnie się pogorszył. Wiedziałem, że powoli nadchodzi czas na pożegnanie. Samuel był odważnym człowiekiem, którego podziwiałem. Nie bał się śmierci, czy umierania. Wiedział, że to kiedyś nastąpi i czekał na tą chwilę cierpliwie z półuśmiechem na ustach. Gdy dostałem telefon w środku nocy, wiedziałem, że to koniec. Jedyne, czego się bałem to, że nie zdążę. Ostatnie słowa, jakie usłyszałem od swojego jedynego przyjaciela to:

„Dziękuję ci synu. Nigdy ci tego nie zapomnę…”


Wtedy te słowa nie miały dla mnie większego znaczenia. Dwa tygodnie później, gdy dostałem informację o spotkaniu z notariuszem, zacząłem domyślać się, co zrobił pan Paterson. Miałem rację. Kilka godzin później wychodziłem z gabinetu ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. Stałem się właścicielem kilku kamienic w Londynie. Tak po prostu. Postanowiłem od razu odwiedzić moje własności. Zajrzałem w dokumenty szukając adresu. Po chwili wiedziałem gdzie mam iść.
„Drugie życie twojej książki.”
Uśmiechnąłem się widząc tą nazwę. Drugie życie… Czyżby właśnie to miałem teraz zrobić? Zacząć nowe życie? Tak po prostu… Wspomnienia zalewały mnie na każdym rogu ulicy. Wszystko przypominało mi o siostrach, rodzicach i dawnym życiu. Gdy dotarłem na miejsce, nie wiedziałem, co robić. Stanąć pod drzwiami i czekać na kogoś z obsługi? Po chwili przypomniałem sobie o kluczach, które dostałem od notariusza. Cicho przeszedłem przez próg, starając się nie poruszyć małym dzwoneczkiem znajdującym się nad drzwiami. Jednak słysząc harmider panujący na zapleczu, uznałem, że nikt i tak nie słyszał mojego wejścia. Rozglądałem się bez celu, co chwilę poprawiając kaptur, jakbym się bał, że lada chwila opadnie. Najpierw zobaczyłem jej rude włosy, później zanotowałem średni wzrost. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że dziewczyna kompletnie nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności z antykwariacie. Tupnąłem lekko, mając nadzieję, że to usłyszy i nie wystraszy się za bardzo. Widziałem jak lekko podskoczyła i niepewnie odwróciła się w moim kierunku. Z jej szarych oczach dało się odczytać strach i coś jeszcze, czego nie umiałem rozszyfrować. Odetchnęła głęboko i próbowała mi spojrzeć w oczy ukryte pod kapturem.
-Przepraszam, jeszcze mamy zamknięte.
Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek, starając się odgadnąć, co w sobie kryje. Zrozumiałem, że pod udawaną pewnością siebie stara się schować strach.
-Przestraszyłem cię…

W myślach zaśmiałem się widząc jak zadrżała. Sprawiała wrażenie bardzo kruchej.

-Owszem, wszedł pan tutaj, gdy jest jeszcze zamknięte. Nie wiedziałam o pańskiej obecności, co lekko mnie zaniepokoiło. Byłabym wdzięczna, gdyby pan poczekał na zewnątrz do otwarcia.
Tym razem nie krępowałem się. Zaśmiałem się cicho słysząc jej słowa.
-Aż tak staro wyglądam?
Kąciki ust dziewczyny podjechały lekko do góry. Widziałem jak starała się zachować powagę, jednak przychodziło jej to z trudem.
-Może to kwestia kaptura. Nie mogę określić czyjegoś wieku, jeśli pół twarzy zakrywa mu kaptur.
Słysząc te słowa napiąłem się jak struna. Przez moment, dosłownie kilka sekund pozwoliłem sobie zapomnieć o mojej niedoskonałości. Automatycznie złapałem za kaptur, jakbym bał się, że nieznajoma zerwie mi go z głowy.
-Przepraszam, nie powinienem…
Odwróciłem się napięcie i skierowałem się do wyjścia, zanim rudowłosa zdążyła cokolwiek powiedzieć. Widziałem wahanie połączone ze zmieszaniem. Wyraźnie zaskoczyłem ją nagłym wycofaniem się z rozmowy.
-Przepraszam, jeśli powiedziałam coś, co pana uraziło!
Zdziwiony zatrzymałem się w pół kroku. Powoli odwróciłem się nie mogąc zdecydować, co zrobić.
-Jeśli mamy przejść na ‘ty’ to chciałabym poznać pańskie imię. Moje jest na plakietce, więc ma pan ułatwione zadanie.
Baczny wzrok dziewczyny sprawił, że przez moment nie wiedziałem, co powiedzieć. W końcu postanowiłem zaryzykować.
-Jestem Louis.
-Willow. Miło mi cię…
Słysząc zbliżające się kroki postanowiłem się ulotnić. Znikanie było jednym z moich numerów popisowych. Wykorzystałem moment, gdy Willow odwróciła się do mnie tyłem i szybko otworzyłem drzwi. Zanim dziewczyna zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, już byłem na zewnątrz. Przebiegłem kilka przecznic chcąc wyrzucić z siebie obraz tej dziewczyny. Jednak on uparcie przewijał się pod moimi powiekami, jakby ktoś wrzucił go tam na stałe. Zamiast spokojnie wrócić do zacisza swojego domu postanowiłem poszwendać się bez celu po mieście. Nawet nie zauważyłem jak minęła prawie godzina. Podświadomie kręciłem się z pobliżu antykwariatu niczym szaleńczo zakochany nastolatek, oczekiwałem, że Willow odczyta mój telepatyczny telegram i wyjdzie na zewnątrz. Gdy po kolejnych trzydziestu minutach nie wyszła, postanowiłem zrezygnować. Czułem się jak prześladowca, zwłaszcza, że kompletnie nie znałem tej dziewczyny. Było w niej jednak coś, co nie pozwalało mi tak po prostu zrezygnować. Rzuciłem ostatnie spojrzenie w stronę wyjścia i powoli skierowałem się do pobliskiej kawiarni po kawę, która miała ukoić moje zmarznięte ciało. Nie chcąc straszyć swoim wyglądem innych ludzi wziąłem swoją kawę i skierowałem się w stronę metra. Niektórzy mówią, że pierwsze spotkanie to przypadek, drugie to przeznaczenie a trzecie to wieczność… W momencie, gdy wpadłem na kogoś z impetem słonia, nie spodziewałem się, że będzie to spotkanie z przeznaczeniem. Najwidoczniej Willow także nie spodziewała się spotkać mnie po raz drugi. Czyste zdumienie malujące się w jej oczach mówiło samo za siebie. Po chwili jednak zdumienie przerodziło się w czysty upór.
-Dobrze, że cię spotkałam.
-Tak? A to dlaczego?
Widziałem jak zdenerwowanie przepełnia rudą. Nerwowo poprawił pasek od spodni i spojrzała mi prosto w oczy. Czułem jakby chciała odczytać z nich każdy mój sekret.
-Musimy porozmawiać o twojej porannej wizycie w antykwariacie…

Skrzywiłem się słysząc te słowa. Wiedziałem, że prędzej czy później czeka mnie taka rozmowa, jednak wolałem zrobić to później. Nie byłem gotowy do wyjścia z ukrycia i pokazaniu się światu. Szybko wycofałem się z rozmowy pod byle pretekstem i uciekłem, chowając się w bezpiecznych ścianach własnego domu. Nie mogłem pozbyć się Willow z mojej głowy. Każda czynność lub gest w jakiś dziwny sposób przypominały mi o niej. Nie znałem jej wcale, a jednak czułem między nami niewidzialną więź, dużo głębszą niż cokolwiek innego. Dni mijały powoli, łącząc się w całość. Jakby ktoś wyrwał kartki z kalendarza. Nie mogłam przestać myśleć o szarookiej dziewczynie z antykwariatu. Dawno się tak nie czułem. Starałem się zablokować wszelkie uczucia, wiedząc, że nie zasługuję na szczęście. Poza tym, kto chciałby spotykać się z kimś tak oszpeconym jak ja? Wiedziałem doskonale, że Willow nigdy nie spojrzy na mnie przychylnie, jednak z uporem maniaka codziennie chodziłem za nią krok z krok. Zaczynałem zachowywać się jak prześladowca z kiepskiego horroru. Tamtego dnia nie planowałem jej spotkać w tym samym parku. Poruszałem się po nim swobodnie, odkrywając swoją twarz w całej okazałości. Gdy usłyszałem cichy szloch, ruszyłem w tym kierunku by sprawdzić, kto aż tak bardzo cierpi. Położyłem niepewnie ręce na ramionach dziewczyny. Gdy uniosła znajome szare oczy, otworzyłem oczy ze zdumienia. Nie spodziewałem się, że szlochającą dziewczyną jest Willow. Byłem tak zaskoczony całą sytuacją, ze dopiero po chwili dotarł do mnie brak kaptura. Zanim ruda zdążyła cokolwiek powiedzieć odwróciłem się napięcie i odszedłem. Wiedziałem, co by się stało gdybym tego nie zrobił, a na to nie byłam jeszcze gotowa. Pozwoliłem by dni zlały się w jedno, nie myśląc o przeszłości czy przyszłości. Nadal obserwowałem Willow, szukając podświadomie zmian w jej zachowaniu. Jednak ona nadal była uśmiechnięta i przyjazna. Zwłaszcza względem jednej osoby. Blondyn, który prowadził antykwariat doprowadzał mnie do szału. Widziałem jak patrzył na Willow, gdy ta nie patrzyła. Drażnił mnie fakt, że on miał ją codziennie, podczas gdy ja nie mogłem nawet z nią porozmawiać. Postanowiłem zagrać nieczysto by ją zdobyć. Wysłanie odpowiedniego listu do antykwariatu zajęło chwilę. Wiedziałem, że chłopak otrzyma wiadomość następnego dnia. Postanowiłem obserwować jego porażkę. Z ironicznym uśmiechem czekałem aż otworzy odpowiednią kopertę. Zdenerwowanie aż się z niego wylewało, gdy wykonywał telefon po przeczytaniu informacji. Nie przewidziałem wszystkiego. Zamiast oddzielić Willow od blondyna, jeszcze ich do siebie zbliżyłem. Dziewczyna pojawiła się w antykwariacie bardzo szybko i wtuliła się w chłopaka jakby, co najmniej umierał. Złość aż kipiała ze mnie. Cisnąłem telefonem komórkowym, który akurat trzymałem w ręku i odwróciłem się napięcie, kierując swoje kroki w stronę metra. To nie był jeszcze koniec. Wiedziałem, że Willow musi być moja. Tylko moja. 
----------------------------------------
O kurcze!:D Mnożycie się czy co?:P Nie przeszkadza mi to a wręcz przeciwnie :D Zauważyłam, że rozdziały są coraz dłuższe, mam nadzieję że wam się to spodoba :D Ten rozdział jak pewnie zauważyliście jest napisany inaczej. Chciałam przedstawić dokładnie historię Louisa, zanim wszyscy wyobrażą sobie własną wersję jego historii : ) Jest to także pierwszy rozdział z dedykacją. Dedykuję go mojego kochanej siostrzyczce z wyboru! <3 Specjalnie dla ciebie Aggsik : * Gdybyście nie wiedzieli, dzięki niej skończyłam ten rozdział, fragment „. Kiedyś byłem dorastającym nastolatkiem, która walczy z przeciwnościami losu, który szuka siły w innych ludziach, szuka wsparcia. Byłem dzieckiem dla moich rodziców, byłem wiecznym dzieckiem, które nigdy nie chce dorosnąć. Byłem po prostu człowiekiem.” Należy do niej, co prawda troszkę go zmieniłam, ale to wciąż są słowa Aggs. Więc wielkie brawa dla niej za pomoc! <3 Mam nadzieję że rozdział was nie znudzi bo jest dość długi :P Enjoy! : ))

01 listopada 2013

Chapter Three

Ciemność. Wszędzie dookoła panowała przerażająca ciemność. Nic nie mogło równać się ze strachem jaki dziewczyna odczuwała kręcąc się w kółko bez żadnego bliżej określonego celu. Sama nawet nie wiedziała jak się tu znalazła. Po prostu otworzyła oczy, nic z tego nie rozumiejąc. Starała się spokojnie odetchnąć i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, niestety nie umiała. Strach paraliżował ją od stóp do głów. Zaczynała zastanawiać się czy to jawa czy sen, niestety na to pytanie także nie była w stanie sobie odpowiedzieć. Biegła bez celu sama nie wiedząc czego szuka. Gdy upadła, boleśnie tłucząc sobie przy tym kolana, w jej oczach pojawiły się łzy bezsilności. Chciała uciec z tego koszmaru jak najszybciej. Nagle tuż obok niej wyrosła postać odziana w ciemny kaptur. Jej serce zabiło żywiej, na początku otoczone strachem, potem z podekscytowania. Mimo panujących dookoła egipskich ciemności prawie od razu poznała chłopaka stojącego przed nim. Louis wpatrywał się w nią tak intensywnym wzrokiem, że Willow bała się wykonać jakikolwiek ruch. Czekała, aż chłopak wykona pierwszy krok, niestety on także stał bez ruchu. Gdy w końcu się poruszył, miała nadzieję, że poda jej pomocną dłoń. On jednak popatrzył na nią po raz ostatni, po czym odwrócił się napięcie i odszedł zdecydowanym krokiem. Zdumiona dziewczyna patrzyła za oddalającym się chłopakiem, przypominając sobie scenę z parku. Wtedy także nie miała wystarczajaco siły, żeby go gonić.
-Louis!
Chłopak słysząc wołanie rudej odwrócił się na moment. Kaptur pod wpływem ruchu opadł na dół, ukazując twarz chłopaka w całej okazałości. Niespodziewanie okazało się, że Willow widzi nad wyraz dobrze. Otworzyła szeroko oczy widząc głębokie blizny ciągnące się od kości policzkowej, aż do szczęki chłopaka. Pokrywały one większość lewej strony twarzy Louisa. Błędnie odczytane zachowanie Willow sprawiło, że Louis szybko uciekł, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. 
Willow zerwała się, otwierając oczy. W pokoju panował przyjemny półmrok. Dziewczyna odetchnęła głeboko starając się opanować drżenie rąk. Niechętnie uniosła się z łóżka, starając się zapanować nad grymasem, gdy poczuła, że całe ciało jest mokre od potu. Teraz zaczynałą rozumieć znaczenie nocnych koszmarów. Poprzedniego dnia dziewczyna wróciła do domu, ciagle rozmyślając nad zachowaniem Louisa. Postanowiła go znaleźć za wszelką cenę. Wiedziała, że to może być awykonalne, jednak chciała spróbować. Jeśli przegra, będzie mogła przynajmniej powiedzieć, że próbowała. Gdy zrozumiała, że kręci się po pokoju bez sensu, opadła na łóżko i próbowała zasnąć. Zamiast tego kręciła się bez celu, nie mogąc usnąć.W końcu dała za wygraną i skierowała się w stronę łazienki. Musiała wziąść prysznic, najlepiej zimny, żeby ochłonąć ze snu jaki właśnie miała. Od dnia poprzedniego bezskutecznie próbowała w jakikolwiek sposób znaleźć kontakt z Louisem, jednak na marne. WIedziała, że nie będzie to łatwe i nie miała zmiaru się poddać tak szybko. Lodowaty prysznic przywrócił jej zdolność logicznego myślenia i skutecznie orzeźwił. Szybko się ubrała i zeszła na dół. Cicho przeszła obok sypialni ojca, myśląc, że śpi. Zdziwiona aż przystanęła gdy usłyszała głos Ralpha.
-Rozumiem, ale czy nie da się... Tak, wiem, że minął już mój termin, ale proszę zrozumieć... Bardzo proszę, jeśli nie dla mnie, to niech się pan zlituje dla mojej córki...
Willow która właśnie miała odchodzić, cofnęła się słysząc, że mowa o niej.
-Tak, pracuje w antykwariacie, ale co to ma do rzeczy? Tak, myślę, że to możliwe, jednak nie sądzę, żeby była taka potrzeba. Słucham!? Chyba pan żartuje, panie Tomlinson!
Ruda słuchała jeszcze chwilę, w końcu jednak nie wytrzymała niepewności i zapukała cicho. Ojciec natychmiast zamilkł. Po chwili drzwi uchyliły się.
-Willow? Co się stało?
-To ja się pytam. Jestem nastolatką, to normalne, że nie mogę czasami spać w nocy. Jakie ty masz wytłumaczenie?
-Ja... To z pracy. Czasem dzwonią o każdej porze nie rozumiejąc, że jestem człowiekiem i też muszę kiedyś spać.
-Dlaczego kłamiesz?
-Słucham?
-Zawsze wiem gdy kłamiesz tato. Pamiętasz gdy miałam dziesięć lat i zdechł Scrappie? Wróciłam ze szkoły, a ty powiedziałeś, że zabraliście go do psiego spa bo cały się wybrudził. Marszczyłeś tak zabawnie nos i mrużyłeś oczy. Wiedziałam, że kłamiesz, ale udawałam, że ci wierzę.
Ralp westchnął głęboko, jakby dźwigał ogromny ciężar.
-Zawsze byłaś wyjątkowo bystra. Zupełnie jak twoja matka. Wiedziałaś, że...
-Nie zmieniaj tematu. Dlaczego mnie okłamałeś? Obydwoje wiemy, że to nie był nikt z pracy. Tato powiedz mi... Mamy problemy?
Ralph pokazał córce by usiadła. Willow niepewnie przysiadła na materacu, nie wiedząc czego się spodziewać.
-Ok, teraz mnie przerażasz...
-Spokojnie, to tylko przejściowe problemy. Nie wiem jeszcze jak je rozwiązać, ale znajdę z tego wyjście. Nie masz o co się martwić.
-Jesteś pewien? Wyglądasz na mocno zaniepokojonego. Kim jest pan Tomlinson?
Ralp westchnął i przysiadł obok córki.
-Pamiętasz pana Patersona?
-Owszem. Słabo, ponieważ żadko nas odwiedzał, ale jest właścicielem kamienicy, prawda?
-Właściwie... był. Zmarł w zeszłym tygodniu.
-O boże! Co się stało?
-Cóż, pan Paterson był już po prostu starszym człowiekiem i zmarł z przyczyn naturalnych.
-Nie wiem co powiedzieć, ale co to ma wspólnego z naszymi kłopotami?
-Zanim pan Paterson odszedł, okazał wielkie serce młodemu chłopakowi, który w ramach wolontariatu opiekował się nim. Z tego co wiem ten młodzieniec stracił rodzinę w jakiejś tragedi i został zupełnie sam. Chcąc się odwdzieczyć szpitalowi który uratował mu życie został wolontariuszem.
-Wygląda na to, że ten chłopak to ktoś o złotym sercu. Więc w czym problem?
Ralph odwrócił wzrok, jakby chciał odwlec odpowiedź.
-Tato...
-Pan Tomlinson chce sprzedać wszystkie kamienice należące kiedyś do pana Patersona.
Ralp spuścił wzrok, jakby bał się reakcji córki. Willow gwałownie podskoczyła na nogach i spojrzała na ojca z góry.
-Co!? Jak to!?
-Willow, uspokój się. Staram się...Zrobię wszystko co w mojej mocy żeby nic takiego się nie stało.
-Jeśli faktycznie on sprzeda te kamienice to nie tylko my ucierpimy.Christoph zostanie bez dachu nad głową. A antykwariat?Przecież to jedyne źródło dochodów Christopha.
Ralph uśmiechnął się smutno. Jego córka nawet w takiej sytuacji myślała tylko i wyłącznie o przyjaciołach. Chciał dla niej jak najlepiej, jednak nie wiedział jak zapobiec kłopotom jakie gromadziły się nad nim jak chmura gradowa. Zastanawiał się tylko czy ma czekać na powódź czy może w końcu pojawi się słońce. Ruda spojrzała na ojca z niepokojem.
-Damy radę, prawda?
-Ależ oczywiście słoneczko. Pokonaliśmy wiele problemów, więc i ten zniknie.
-Jesteś pewien? To znaczy, to wygląda bardzo poważnie...
-Owszem, bo jest poważne. Jednak nie ma problemu z którym byśmy sobie nie radzili, prawda? I ten zniknie, obiecuję ci to.
Willow po raz ostatni wzruszyła ramionami, starając się zbagatelizować całą sprawę. Podświadomie wiedziała jednak, że tym razem to nie jest błahostka którą można zbyć wzruszeniem ramion. Dziewczyna przeszła do ogrodu i usiadła podwijając kolana pod brodę. Delikatnie poruszyła ręką by wprawić huśtawkę w ruch. Chciała by wszystkie myśli zniknęły jak przy pomocy zaczarowanej różdźki, jednak wyglądało na to, że one wolały zagnieździć się w jej głowie na stałe. Bez przerwy myślała o Christophie i sytuacji z antykwariatem. Nie zastanawiała się nad sobą, ponieważ do momentu gdy jej bliscy byli bezpieczni, ona też taka była. Nie mogłaby spokojnie zasnąć wiedząc, że lada chwila jeden z jej przyjaciół straci dorobek całego życia. Jej myśli galopowały w zatrważającym tempie, jakby nie umiały zwolnić. Willow zamknęła oczy starając się nad nimi zapanować. Jednak gdy tylko zacisnęła powieki, przypomniała sobie Louisa i scenę z parku. Jego ucieczka była dla niej całkowitym zaskoczeniem. Słysząc znajome skrzypienie bramki otworzyła oczy i spojrzała w kierunku wejścia. Po chwili ujrzała poważnego Christopha. Chłopak zamachał do niej i powoli podszedł do huśtawki.
-Christoph... Przyszedłeś sprawdzić jak się czuję? Nadal widzę Louisa jeśli o to chcesz zapytać.
-Nie. Przyszedłem w innej sprawie.
-Jakiej? Coś się stało? Coś z Niallem?
-Nie, twój irlandzki przyjaciel jest cały i zdrowy. Chodzi o to co dzisiaj dostałem...
-Christoph, przejdź do sedna.
Chłopak bez słowa wyciągnął z kieszeni pomiętą kopertę i podał ją przyjaciółce. Dziewczyna przez chwilę czytała ze skupieniem na twarzy. Gdy skończyła, jej wzrok błądził po kartce, szukając dowodów na to, że to tylko głupi żart. Niestety nie znalazła nic takiego. Bała się podnieść głowę, wiedząc, że zobaczy przerażonego przyjaciela. W końcu jednak zebrała się na odwagę. Oprócz strachu widziała też w zielonych tęczówkach blondyna smutek. Antykwariat był całym jego życiem. Gdy odszedł od muzyki tylko to mu zostało. Książki i stary sklep. Willow bez słowa przytuliła Christopha z całej siły.
-Spokojnie, poradzimy sobie z tym. Obiecuję ci, że cokolwiek się stanie nie pozwolę wrócić ci do Koloni.
-Mała, doceniam twoje starania, ale nowy właściciel dał mi miesiąc. 30 dni na zlikwidowanie antykwariatu. Wiesz doskonale, że to nie jest takie proste. Gdzie znajdę lokal za który będę płacił tak mało? Nigdzie... I do tego moje mieszkanie.
Chłopak nerwowym gestem przeczesał włosy. Willow złapała jego dłoń gdy chciał to zrobić po raz drugi.
-Używasz złych sformułowań. My. Gdzie my znajdziemy nowy lokal... Zapominasz, że ja też tam pracuję? Poza tym jestem przecież twoją przyjaciółką, nie zostawię cię z tym samego.
-Dziękuję. Naprawdę dziękuję.
-Nie wydurniaj się. Gdyby nie ty, pewnie nigdy by mnie tu nie było. Nie raz wyciągałeś mnie z bagna, teraz moja kolej.
Przyjaciele przytulili się mocno, starając się nie myśleć o nadchodzącej przyszłości która miała być dla nich niepewna i chwiejna. Wiedzieli, że czeka ich wiele kłopotów i walk, ale mięli siebie i nie mięli zamiaru się poddawać.


Chłopak stojący na ulicy nieopodal zacisnął ręce w pięści ze złości. Patrzył na dwójkę przyjaciół mylnie odczytując ich relacje. Wyglądają jak zakochana para, pomyślał. Zazdrość sprawiała, że Louis telepał się mimo ciepłego ubioru. Miał nadzieję, że ich czułości szybko się skończą, jednak nie wyglądało na to by dziewczyna miała zamiar oderwać się od swojego przyjaciela. W końcu Louis dał za wygraną. Odwrócił się napięcie i odszedł ciskając w myślach najgorszymi przekleństwami. Żadne z obserwowanych nie zauważyło szybko oddalającego się chłopaka w płaszczu. 
----------------------------------------
O MÓJ BOŻE! Chciałam wam serdecznie podziękować! <3 Wchodząc wczoraj na bloga nie spodziewałam się aż ponad 2000 tysięcy wejść! :D Jesteście cudowni <3 Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba.Jedno małe sprostowanie ponieważ dużo osób ma co do tego wątpliwości.Louis jest żywym człowiekiem :P Nie jest duchem,ani demonem,wampirem czy supermanem :P Po prostu...A zresztą dowiecie się w dalszych rozdziałach! :D Czekam więc na wasze opinie i miłe słowa :D Mam nadzieję,że będzie was coraz więcej :) A tymczasem troszkę spóźnione ale jednak :P Wszystkim którzy obchodzą i tym którzy nie obchodzą Halloween życzę HAPPY HALLOWEEN! :D 
PS: Dla tych którzy widzieli oraz dla tych którzy nie mięli okazji! :D
ENJOY!<3