06 czerwca 2014

Chaper Thirteen

Blondyn krążył po okolicy już ponad godzinę. Temperatura powoli spadała a on czuł nieprzyjemny chłód rozchodzący się po całym ciele. Czuł wściekłość wymieszaną z wyrzutami sumienia. Był zły, że Willow wykręciła im taki numer, z drugiej jednak strony nie sądził, żeby do tej pory dziewczyna go pytała o opinię gdy chce z kimś spędzić noc. Przez chwilę chciał zawrócić i przeprosić przyjaciółkę ale uznał, że to może poczekać. Westchnął głęboko i skierował się z powrotem na ulicę rudej. Na jego twarzy malowało się mocne postanowienie. Wiedział, że to co chce zrobić jest szczeniackie, ale musiał jakoś zareagować. Nie chciał by Louis myślał, że może bezkarnie krzywdzić jego przyjaciółkę. I nawet jeśli nie popierał w stu procentach jej wyborów, nie znaczyło, że ktoś tak po prostu mógł ją ranić. Z zaciśniętymi zębami podszedł do samochodu i bez wahania zastukał w szybę. Miał nadzieję, że nikt mu nie otworzy. Niestety kilka sekund później przednia szyba powoli się uchyliła, ukazując zmęczoną twarz Tomlinsona. Jeśli ktoś by zapytał Nialla kto na tej dziwacznej kłótni wychodzi gorzej, powiedziałby, że definitywnie jest to Louis. Podkrążone oczy, które patrzyły na niego smutnym wzrokiem były jeszcze bardziej podkreślone bladą skórą twarzy. Wyglądał jakby był chory lub niewyspany. A może po części jedno i drugie, pomyślał Nialll. 
-Jak rozumiem odbyłeś rozmowę z Willow. Czego chcesz? 
-Powiedziałbym, że porozmawiać, ale chyba nie mamy sobie niczego do powiedzenia. Wyjdziesz z auta, czy może będziesz chował się cały dzień za tymi swoimi przyciemnianymi szybami? 
Zaskoczony Louis uniósł brwi słysząc w głosie blondyna czystą agresję. Po chwili jednak wzruszył ramionami i wyszedł z samochodu. Nie zdążył się jeszcze porządnie odwrócić, gdy poczuł silne uderzenie na twarzy. Nie był zdziwiony, że dostał, tylko, że Horan ma tyle siły. Chłopak sprawiał mylne wrażenie nie groźnego przeciwnika. Brunet cofnął się o krok w razie gdyby jego przeciwnik chciał poprawić swój prawy sierpowy. Uniósł dłonie do góry by osłonić twarz. Niall kiwnął głową i zmierzył Tomlinsona chłodnym wzrokiem. 
-Zasłużyłem sobie. Pewnie jeszcze na coś więcej niż to, ale dasz mi w mordę następnym razem. 
-Powinienem tak cię skopać, żebyś nie mógł wstać! 
-Powiem, że mnie zaskoczyłeś. Nie spodziewałem się, że umiesz tak przywalić. No i sądziłem, że to Watrin jest taki w gorącej wodzie kąpany...
-Zdajesz sobie sprawę co zrobiłeś, prawda? 
Louis spojrzał w stronę drzwi i westchnął odgarniając włosy.
-Jak ona się czuje? 
-Jak dziewczyna ze złamanym sercem. Nie wiem co zaszło dokładnie między wami i proszę, oszczędź mi szczegółów. Wiem tylko, że zraniłeś ją naprawdę mocno. Dawno nie widziałem jej w takim stanie. 
-Nie chciałem tego zrobić. To wszystko jedno wielkie nieporozumienie!
Horan pokręcił głową słysząc te słowa. Głupota chłopaka sprawiała, że irytował się jeszcze bardziej. 
-Może po prostu los daje wam do zrozumienia, że nie macie szans i pora odpuścić?
-Do tej pory wygrywałem z losem. Tym razem też nie mam zamiaru się poddać. 
-Dlaczego? Czemu aż tak bardzo zależy ci na Willow? Prawie jej nie znasz! 
Niebieskie oczy Louis pociemniały pod wpływem rosnącej irytacji. 
-Znam ją lepiej niż ci się wydaje. 
-Ponieważ się z nią przespałeś i śledzisz każdy jej ruch? Faktycznie, związek roku! Zaufanie macie opanowane do perfekcji. Zarówno ty jak i ona.
-Do niczego jej nie zmuszałem. Sama tego chciała. A może po prostu to była jej próba odegrania się za waszą nadopiekuńczość?
-Sugerujesz, że to nasza wina, moja i Christopha, że ukrywała przed nami prawdę? Może jeszcze powiesz mi, że zmusiliśmy ją do przespania się z tobą!? 
-Tego nie powiedziałem. Chciałem jej powiedzieć o tej rozmowie i umowie, ale... 
-Niech zgadnę... Pożądanie wzięło górę i zapomniałeś wspomnieć o tym drobnym detalu?
-Wiem, że mnie nienawidzisz i uważasz, że naprawdę złego człowieka, ale zależy mi na twojej przyjaciółce i zrobię co w mojej mocy by była szczęśliwa. 
-Więc dlaczego jesteś tutaj? Skoro ci na niej zależy to idź i walcz o nią! Nie wierzę, że to mówię... 
Louis uśmiechnął się pod nosem, czując, że gdyby nie sytuacja w jakiej się znajdowali, mógłby zaprzyjaźnić się z tym sympatycznym i nadopiekuńczym Irlandczykiem.
-Myślisz, że nie próbowałem? Wczoraj pukałem tak długo, aż sąsiadka powiedziała, że wezwie policję jeśli nie przestanę.
Niall parsknął śmiechem, jednak widząc poważny wyraz twarzy chłopaka, natychmiast przestał. Skierował wzrok na czubki swoich butów nie wiedząc jak zadać kolejne pytanie. W końcu zdecydował się postawić na szczerość i bezpośredniość.
-Naprawdę chcesz sprzedać te kamienice? 
Louis zacisnął usta szukając właściwej odpowiedzi. 
-To nie jest takie proste Niall... Okazuje się, że mogę nie mieć wyboru. Moi rodzice zostawili mi całą masę długów które muszę spłacić. Jedyną opcją jest sprzedanie kamienic. 
Niall przez chwilę się nad czymś głęboko zastanawiał.
-Jesteś pewien, że to jedyna opcja? Może prawnik tak tylko mówi by cię nastraszyć i skłonić do szybszej sprzedaży. Poza tym są inne opcje. Możesz zacząć pracować i spłacać je w ratach. Pamiętaj także, że jeśli zatrzymasz kamienice, będziesz miał z nich zyski i to nie małe. 
-Niall ja... 
-Powiedziałeś, że zależy ci na Willow. Nie każ mi myśleć, że chodziło ci tylko o zaciągnięcie jej do łóżka. Już mam wystarczająco kiepskie zdanie o tobie. Robię to tylko i wyłącznie dla niej. 
-Ale czy...
Louis jednak nie skończył, ponieważ przerwał mu dzwonek telefonu. Spojrzał na blondyna, który dopiero po chwili uświadomił sobie, że to jego telefon dzwoni. 
-Tak Christoph, o co chodzi? Tak byłem u niej. No wiem, przecież wzięła kilka dni urlopu. Co takiego!? I mówisz mi to dopiero teraz!? Jestem po drugiej stronie ulicy, zaraz do niej zajrzę. Odezwę się jak będę coś wiedział, na razie. 
Zdezorientowany Louis patrzył na Nialla, który krążył dookoła własnej osi kompletnie spanikowany. W końcu nie wytrzymał i przystopował Horana. 
-Co się dzieje?
Zdziwiony blondyn spojrzał na chłopaka, jakby zapomniał o jego obecności. 
-Dzwonił do mnie Christoph... 
-Tego się domyśliłem. 
Niall spojrzał na niego z politowaniem i kontynuował, ignorując sarkazm w głosie Tomlinsona. 
-Powiedział, że Willow zadzwoniła i poprosiła o urlop. 
-Co w tym dziwnego? 
-Willow wzięła już urlop na kilka dni. Jutro miała wrócić do pracy.
-Więc po co jej wolne? 
-Christoph powiedział, że gdy jej o to zapytał zaczęła coś kręcić. Watrin twierdzi, że nasza ruda ptaszyna ucieka. 
-Ucieka? 
-Wyjeżdża tak, żeby nikt, a zwłaszcza ty jej nie znalazł.
Louis wsunął palce we włosy, czując wyrzuty sumienia. To on spowodował, że dziewczyna chciała uciec od swojego dotychczasowego życia. Może Horan miał rację i przeznaczenie rzeczywiście chciało ich rozdzielić. Szybko jednak odgonił od siebie te myśli.
-Co chcesz zrobić?
-Zatrzymać Willow, zanim zaszyje się na dobre.
-Na dobre?
-Znam Willow nie od dzisiaj. Jeśli chce się schować, żeby nikt jej nie znalazł, to zrobi to doskonale.
-Więc musimy...
Louis wcisnął ręce do kieszeni i ze zdeterminowaną miną ruszył w stronę mieszkania.
Willow POV:
Dziewczyna odgarnęła z czoła włosy i rozejrzała się nerwowo po pokoju, sprawdzając czy wzięła wszystkie niezbędne rzeczy. Kątem oka spojrzała na telefon, który wibrował na łóżku. Celowo unikała spojrzenia w tamtą stronę, wiedząc kto do niej dzwoni. W końcu nie wytrzymała. Sięgnęła po komórkę i nacisnęła zieloną słuchawkę. Nie zdążyła się nawet odezwać, gdy usłyszała cichy głos.
-Nie wyjeżdżaj...
Przez sekundę była tak zdumiona, że nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Szybko się jednak pozbierała.
-Czego chcesz?
-Możemy porozmawiać?
-Nie mamy o czym rozmawiać, panie Tomlinson.
-Willow... Nie utrudniaj mi tego, proszę. To co wtedy widziałaś to była...
-Umowa sprzedaży kamienic. Może jestem naiwna, ale nie głupia.
-Chciałem powiedzieć, że to była pomyłka. Owszem, rozmawiałem z adwokatem o możliwości sprzedaży,ale nic nie podpisałem. Proszę cię, musisz mi...
-Zaufać? Już raz to zrobiłam. Pożałowałam tego zaraz następnego dnia. I niczego nie zmieni fakt, że od rana do wieczora przesiadujesz pod moim domem.
-Więc uciekniesz? To jest z twojej strony dość tchórzliwe, nie uważasz?
-Do widzenia, panie Tomlinson.
Dziewczyna usiadła na łóżku i zapłakała cicho. W końcu otarła mokre od łez policzki i zamknęła torbę. Przez okno widziała dwóch chłopaków stojących po drugiej stronie ulicy, dyskutujących żywo. Szybko napisała krótką wiadomość do Nialla, którą zostawiła w przedpokoju. Słysząc głośne pukanie, szybko wyszła z domu tylnym wyjściem, mając nadzieję, że żaden z chłopaków nie wpadnie na tą drogę ucieczki. Odetchnęła z ulgą i skierowała się na najbliższy postój taksówek. Trzydzieści minut później siedziała niecierpliwie na lotnisku, czekając na swój samolot. Zestresowana dziewczyna co chwilę patrzyła na tablicę przylotów. W końcu usłyszała upragniony komunikat. Cierpliwie stanęła w kolejce, czekając na sprawdzenie biletu i dokumentów. Gdy uśmiechnięta stewardessa sprawdziła wszystko, Willow odetchnęła głębiej. Nie wiedziała jak wielkie wpływy miał Louis i chyba nie chciała tego sprawdzać. Uspokoiła się w pełni dopiero w momencie, gdy samolot wystartował. Zaśmiała się cicho, przypominając sobie jak z nerwów wydawało się, że widzi kogoś, kto nie mógł przebywać w Anglii. Pokręciła głową i przymknęła powieki. Czekało ją prawie półtorej godziny lotu. Zmęczenie przyszło szybciej niż sądziła. Zanim się zorientowała, ktoś delikatnie telepał ją za ramię. Zdezorientowana uniosła powieki i rozejrzała się dookoła.
-Nareszcie! Już się bałam, że pani nie dobudzę. Za dziesięć minut lądujemy. Proszę zapiąć pasy.
Młoda dziewczyna stojąca nad Willow uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Przepraszam, czy mogę dostać szklankę wody lub soku?
-Oczywiście, zaraz podam.
Ruda kiwnęła w podziękowaniu i szybko wypiła wodę, pozbywając się suchości w gardle. Słysząc znajomy komunikat o lądowaniu zapięła pasy i przymknęła oczy. Nigdy nie lubiła momentu lądowania. Jej żołądek podskoczył nieprzyjemnie, gdy koła samolotu dotknęły podłoża. Z nie małą ulgą wyszła z samolotu i skierowała się do wyjścia z lotniska. Zaciskając usta, żeby się nie rozpłakać, przywołała taksówkę. Zapomniała już jak pięknie wyglądał ten kraj o tej porze roku. Nawet tak duże miasto jak to, w którym aktualnie się znajdowała, nie przytłaczało jej swoim ogromem. Niemal automatycznie wsiadła w pociąg w kierunku małej miejscowości oddalonej od stolicy raptem 60 km. Ze strachem myślała co powie matce przyjaciela, stając na jej progu. Uznała, że zbyt pochopnie podjęła decyzję o wylocie z Anglii. Niestety teraz było już za późno na gdybania. Była w połowie drogi i nie miała zamiaru się wycofać. Miała tylko nadzieję, że przyjaciele zrozumieją, że nie miała wyboru i nie będą mięli jej tego za złe. Łzy spływały jej po policzkach, gdy mijała coraz to bardziej znajome miejsca. Szlochała na tylnym siedzeniu taksówki, rozpoznając osiedla, na których jako dziecko bawiła się z Niallem. W końcu samochód zatrzymał się przy niewysokim szarym domu z trawnikiem i brązowymi drzwiami. Willow szybko wytarła policzki i wyszła z auta. Powoli podeszła do drzwi i zapukała. Przez chwilę myślała, że nikogo nie ma, jednak gdy usłyszała kroki, wzięła głęboki wdech. Chwilę później stała twarzą w twarz z niską blondynką.
-Willow! Dziecko co ty tu robisz?
-Dzień dobry pani Horan. Chciałam się zapytać, czy pani oferta jest nadal aktualna?
Kobieta w mig zrozumiała o co chodziło dziewczynie.
-Kochanie, kiedy zmarła twoja matka powiedziałam ci, że możesz tu przyjechać zawsze i czuć się jak u siebie w domu.
-To dobrze. Czy mogę zostać tutaj przez pewien czas?
-Ależ oczywiście! Przecież wiesz, że jesteś dla mnie jak córka. Właź, na co czekasz?
Willow zapłaciła taksówkarzowi i z uczuciem ulgi weszła do domu. W progu kuchni zobaczyła uśmiechniętego Bobby'ego.
-Cześć kruszyno. Co sprowadza cię w nasze strony?
Słysząc ciepły i znajomy głos dziewczyna nie wytrzymała. Rozpłakała się niczym małe dziecko. Szlochała przez chwilę, po czym utonęła w ciepłych ramionach Maury. Kobieta głaskała ją po plecach, starając się uspokoić.
-Bobby nie stój tak. Weź walizkę i zanieś ją do pokoju Nialla. Chcesz coś jest Will? A może gorąca czekolada?
Ruda kiwnęła głową nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa. W końcu odchrząknęła i spojrzała na Maurę.
-Ja...
-Na wszystko przyjdzie czas kochanie. Jesteś tu bezpieczna. I możesz mi nie wierzyć, ale wszystko się ułoży.
Willow uśmiechnęła się smutno i na nowo wtuliła się w ramiona kobiety. Teraz właśnie tego najbardziej jej brakowało. Pocieszenia i matczynej miłości. I tylko tutaj mogła to znaleźć. Jeśli gdziekolwiek miała poskładać swoje złamane serce i zapomnieć o Louisie, to Mullingar było idealnym miejscem do tego.
-----------------------------
Kolejny rozdział za nami! Jak pewnie zauważyliście zmieniłam wygląd bloga i prawdopodobnie zostawię go ponieważ póki co jest to mój ulubiony. Chciałam wam serdecznie podziękować za te 6000 wejść! Jesteście cudowni ;') Może nie mam tysięcy komentarzy,wielu wspomnień na twitterze z hashtagiem, jednak cieszę się, że aż tyle osób zajrzało na mojego bloga.Moje życzenie? Chciałabym aby chociaż połowa tych osób komentowała to co piszę,ale do niczego was nie zmuszam. Następny rozdział już jest gotowy, jednak mam zamiar odeczekać chwilę zanim go opublikuję. Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie w komentarzach, lub łapcie mnie na twitterze. Chętnie z wami wszystkimi pogadam. A więc nie pozostało mi nic innego jak zaprosić was do czytania. Enjoy! <3 

2 komentarze:

  1. Sporo się dzieje. Nie sądziłam, że Niall może się odważyć uderzyć Louisa, ale i tak jest super jak zresztą każdy twój rozdział. Czekam na kolejne rozdziały. ~Paula :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę umieścić link/button Spisu Fanfiction

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń