06 grudnia 2013

Chapter Eight

„ Są chwile, kiedy czas nagle zwalnia. W ułamku sekundy świat wywraca się do góry nogami. Serce niemal wyskakuje z piersi by dogonić drugie serce bijące zgodnym rytmem.”


Ruda wpatrywała się ze zmarszczonym czołem nadal nic nie pojmując. Patrzyła na Louisa, jakby widziała go po raz pierwszy. Wzięła urlop by odpocząć i pobyć w samotności. Tymczasem Louis potrafił znaleźć ją nawet tutaj. Nie odezwała się do niego słowem odkąd przyjechał. Nie pytała czego chce i jak ją znalazł. Spodziewała się, że sam jej wytłumaczy wszystko. On jednak siadł na kanapie  w sypialni i milczał jak zaklęty. W końcu ruda nie wytrzymała. Stanęła naprzeciwko chłopaka tupiąc niecierpliwie przed nim nogą. Louis z obojętną miną zmierzył wściekłą dziewczynę wzrokiem i wrócił do oglądania pomieszczenia. Po dziesięciu minutach Willow odpuściła. Skierowała kroki do kuchni, jednak zatrzymała się gwałtownie gdy usłyszała jego głos.
-Wiesz, że kiedyś w tamtym rogu stało pianino?
Willow odwróciła się szybko, wpatrując się w niebieskookiego pytającym wzrokiem.
-Jeśli w tym momencie powiesz mi, że to także należy do ciebie, obiecuję, że wyjdę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Louis zaśmiał się krótko i popatrzył przelotnie na rudą.
-Za kogo mnie masz? Nie jestem jakimś dzieckiem mafii. Moi rodzice wynajmowali ten domek gdy byłem mały. Co roku przywozili nas do niego na święta.
-Naprawdę?
-Tak. Jeśli podejdziesz do miejsca o którym mówiłem, powinnaś zobaczyć ślady na podłodze. Zniknął całkiem niedawno…
Dziewczyna niepewnie ruszyła w stronę rogu o którym mówił Lou. Mrużąc oczy dostrzegła słabe ślady.
-Dlaczego?
-Chcesz poznać moją historię? Dasz mi w końcu powiedzieć kim jestem? Świetnie. Zrób gorącą czekoladę a ja rozpalę w kominku.
Willow dopiero w tym momencie poczuła przeszywający chłód świadczący o tym, że w kominku rzeczywiście wygasło. Louis zaśmiał się cicho. Ruda spojrzała na chłopaka morderczym wzrokiem i rzuciła jaśkiem, który miała pod ręką. Chłopak zrobił zgrabny unik, jednak nie miał zamiaru pozostać dłużny. Rzucił poduszką dla odwrócenia uwagi i w tym samym momencie podszedł tak blisko dziewczyny, jak tylko mógł. Willow skoncentrowana na lecącej poduszce nie zwróciła uwagi na zbliżające się zagrożenie z innej strony. Zrozumiała co zaplanował Louis dopiero w momencie gdy poczuła jego silne dłonie na swoich nadgarstkach. Sekundę później leżała na podłodze, a Louis z chytrym uśmiechem leżał na niej. W jego oczach błyszczały wesołe iskierki.
-Nie igraj ze mną moja droga…
Chciała coś powiedzieć, jednak głos ugrzęzł jej w gardle. Oddech Louisa delikatnie łaskotał ją po twarzy, a jego niebieskie oczy hipnotyzowały. Gdy chłopak się poruszył, ruda aż wstrzymała oddech. Napięcie rosło z każdą minutą. Willow próbowała się wydostać się spod chłopaka, jednak on skutecznie jej to uniemożliwił.
-Dlaczego nie przyznasz, że coś jest między nami? Czujesz to, prawda?
Ruda bała się spojrzeć w oczy chłopaka, wiedząc jak potrafią na nią działać. Louis jednak nie miał zamiaru się poddawać. Zbliżył się do dziewczyny tak, że dzieliły ich milimetry. Widział, że Willow aż zwija się w środku, żeby uciec. Pochylił się jeszcze kawałek i szepnął jej do ucha.
-Wiem co planujesz, ale nie uciekniesz mi. Jak widzisz umiem cię znaleźć nawet na końcu świata.
-Nawet nie powiedziałeś jak to zrobiłeś!
Chłopak uśmiechnął się lekko widząc, ze jego taktyka przynosi efekty.
-Dobry magik nie zdradza swoich trików. Nie wiesz o tym?
Dziewczyna otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak od razu zamilkła nie wiedząc, co na to odpowiedzieć.
-Ta podłoga jest naprawdę niewygodna. Czy możesz mnie puścić?
-Nie jestem pewien. Bardzo podoba mi się pozycja w jakiej aktualnie się znajdujemy…
-Masz racje, ponieważ to nie ty leżysz na twardej drewnianej podłodze.
-Fakt. Ja znalazłem sobie wygodniejsze miejsca…
Willow poczuła, że się rumieni. Spodziewała się, że jej argumenty nie przekonają Louisa, jednak po chwili zauważyła, że chłopak się podnosi. Niepewnie ujęła dłoń, którą wyciągnął w jej stronę. Gdy tylko stanęła na nogi, odwróciła się napięcie z zamiarem ucieczki. Zatrzymał ją jednak głos Louisa.
-Trzymaj.
Ruda niepewnie się odwróciła i spojrzała na chłopaka. W ręku wyciągniętym w stronę dziewczyny trzymał swój sweter. Sam natomiast stał w podkoszulku, patrząc wyczekująco na dziewczynę.
-Nie wezmę twojego swetra. Po co mi on?
-Poczułam to i owo przed chwilą. Zanim rozpalę w kominku zamarzniesz jak sopel lodu. Ubierz sweter.
-Louis ja…
Dziewczyna nie zdążyła powiedzieć nic więcej, ponieważ Louis podszedł do niej i wcisnął sweter siłą. Ruda popatrzyła na niego z politowaniem.
-Lepiej ci?
-Mnie? Skąd. Ale teraz przynajmniej wiem, że nie wrócisz do Londynu z zapaleniem płuc z mojej winy.
-Spokojnie, jakiś powód, żeby cię obwinić na pewno znajdę.
Chłopak zaśmiał się lekko.
-W to nawet nie wątpię. Przecież jestem czarnym charakterem tej opowieści, pamiętasz?
-Jak mogłabym zapomnieć? Moi przyjaciele wciąż szukają lokalu dla naszego antykwariatu.
Louis zmrużył niebezpiecznie oczy, jednak postanowił nie wdawać się w bezsensowną kłótnię z rudzielcem.
-Do twarzy ci w moich rzeczach…
Po tych słowach chłopak odwrócił się i skierował swoje kroki do kominka. Dziewczyna stała na środku pokoju wpatrując się w chłopaka. Teraz gdy nie patrzył, mogła bezkarnie spoglądać na niego, bez obaw, że ją przyłapie. Bacznie przypatrywała się jak Louis kuca obok kominka. Mięśnie pod koszulką poruszały się z każdą, nawet najdrobniejszą czynnością. Ruda przygryzła wargę, czując jak coraz trudniej jej oddychać.
-Gdybyś mogła nie wpatrywać się we mnie tak głodnym wzorkiem, byłbym niezmiernie wdzięczny. Ciężko jest mi się skupić gdy to robisz.
Dziewczyna poczuła jak na policzki wkrada się rumieniec. Nie spodziewała się, ze Louis czuje jej spojrzenie na sobie. Wolała jednak nie odpowiadać w żaden sposób, ponieważ bała się, że znów zostanie pokonana. Bez słowa odwróciła się i ruszyła do kuchni. Czuła się dość dziwnie w swetrze Louisa, jednak nie mogła się powtrzymać przed wtuleniem nosa w miękki materiał pachnący chłopakiem. Lekki uśmiech zagościł na ustach dziewczyny. Louis był niebezpieczny, drażniący i pociągający jednocześnie. W jednym momencie rozumieli się bez słów, lecz po chwili zaczynali dyskusję, która i tak przeradzała się na końcu w kłótnię. Wiedziała, że głównym problemem były kamienice. Zaczęła się zastanawiać co by było, gdyby Louis nie był ich właścicielem. Po chwili jednak zrozumiała, że gdyby kamienice, prawdopodobnie nigdy nie poznałaby Louisa. Z drugiej strony kto wie, pomyślała. Niektóre rzeczy po prostu mają się wydarzyć niezależnie od wszystkiego. Może to właśnie była jedna z takich rzeczy. Zastanawiając się nad wszystkim przygotowała gorącą czekoladę. Zrobiła do tego tosty z czekoladą i z czeluści szafki wygrzebała jeszcze pianki. Z wahaniem, jakby nie była pewna, czy chce wracać do salonu, skierowała się w tamtym kierunku. Louis siedział w tym samym miejscu w którym go zostawiła. Blask padający z kominka oświetlał twarz chłopaka, podkreślając spokój wymalowany na niej. Ruda przystanęła w progu, nie chcąc niszczyć tej chwili. Widziała skupienie wymalowane na twarzy chłopaka. W końcu jednak westchnął i powoli spojrzał na dziewczynę stojącą w drzwiach. Przez chwilę nic nie mówił, chcąc nacieszyć się widokiem rudej. Od pierwszego spotkania, poczuł coś nie do opisania do tego rudzielca. Nie umiał, a może nie chciał określić, co to jest i jak się skończy, ale zawsze gdy na nią patrzył, jego serce biło jak szalone a wszystkie myśli, które nie były związane z nią, po prostu ulatniały się w głowy, jakby nie istniały.
-Widzę, że znalazłaś bonus.
Dziewczyna spojrzała na tackę i zaśmiała się lekko. Był to ciepły śmiech, pozbawiony zmartwień.
-Tak, pewnie gdybym poszperała tam dłużej, znalazłabym coś jeszcze ale nie wiem czy to by nam się spodobało. A więc, co masz mi do powiedzenia?
Louis uniósł bacznie jedną brew, wyraźnie zdziwiony tonem dziewczyny. Potrafiła w ciągu sekundy zmienić nastawienie do niego, jakby starała się zapomnieć o tym kim jest i nagle po chwili znowu sobie o tym przypominała.
-Mówisz tak, jakbym był czemuś winien…
-Jesteś. Za trzy tygodnie z haczykiem mój najlepszy przyjaciel straci dach nad głową i jedyną możliwość utrzymania się w jednym. To twoja wina.
-Więc teraz co? Mam oddać kamienicę w darowiźnie? Wiesz chociaż ile ona jest warta?
-Nie mam pojęcia. Poprzedni właściciel ustalił z Christophem bardzo niski czynsz, dzięki czemu on nie musiał wracać do Kolonii.
-Zrozum w końcu, poprzedni właściciel przepisał mi ją w spadku. Nie prosiłem o nią a tym bardziej nie spodziewałem się, że cokolwiek od niego dostanę.
-Skąd go w ogóle znałeś?
-To jest część mojej historii. Tak samo jak ten domek. Chcesz ją poznać?
Willow zagryzła wargę, czując rosnącą niepewność. Wiedziała, że to całe bratanie się z Louisem nie wyjdzie jej na dobre. Chciała jednak poznać jego wersję tego wszystkiego. Kiwnęła lekko głową i rozejrzała się w poszukiwaniu dwóch krzeseł. To, że miała wysłuchać jego historii, nie znaczyło, że ma mu to ułatwić.
-Jeśli szukasz krzeseł, foteli bądź czegokolwiek do siedzenia to daj sobie spokój. W sypialni są dwie duże poduszki i koc. Możemy usiąść przy kominku i piec pianki które przyniosłaś.
Willow czuła, że sytuacja wymyka się spod kontroli szybciej niż przewidziała, jednak chyba nie miała wyboru. Nie mówiąc nic przyniosła dwie niewielkie poduszki i położyła je w pobliżu kominka. Przyjemne ciepło sprawiło, że dziewczyna od razu się uśmiechnęła. Przypomniała sobie wspólne wieczory z rodzicami, gdy była młodsza. Zawsze wtedy rozpalali kominek, włączali filmy wybierane głosowaniem i jedli pianki, popijając kakao. Tak było, zanim zmarła jej matka.
-Hey! Ziemia do Willow! Słyszysz mnie? Zdaje się, że odpłynęłaś gdzieś…
-Wybacz, ja…
-O czym myślałaś?
-O mojej mamie.
Zaskoczony chłopak spojrzał na kominek, potem na rudą. Blask ogniska sprawił, że jej rude włosy wyglądały zjawiskowo.
-Dlaczego akurat o niej?
-Zanim sprowadziliśmy się do Londynu, mieszkaliśmy w małym miasteczku prawie 100 mil od Londynu. Jednak mój tata dostał awans, bardzo dobry zresztą. Wtedy właśnie zdecydowali się przenieść do Londynu. Mój tata długo szukał domu, który zadowoliłby moją mamę.
-Jest aż taka niezdecydowana?
Willow puściła mimo uszu słowa Louisa, chcąc dokończyć swoją opowieść. Sama nie wiedziała co skłoniło ją do opowiedzenia tego, jednak czuła wewnętrzną potrzebę nie do pokonania, żeby podzielić się z Lou właśnie tym wspomnieniem.
-Mój ojciec powiedział, że mógłby zamieszkać nawet w jaskini, do momentu, gdy jego dwie ukochane kobiety pójdą za nim.
-Zdaje się, że bardzo was kocha.
-Zrobiłby dla mnie i mamy wszystko. Jednak mojej mamie nie spodobał się pomysł zamieszkania w jaskini. Powiedziała ojcu czego dokładnie oczekuje od domu w Londynie. Była bardzo konkretna.
Louis zaśmiał się cicho.
-Teraz już rozumiem…
-Co takiego?
-Zrozumiałem po kim masz taki specyficzny charakter.
Willow wywróciła oczami, nie próbując nawet komentować słów chłopaka.
-Ojciec stanął na wysokości zadania i w końcu znalazł naszą kamienicę. Głównym życzeniem mojej mamy był kominek w salonie. Co niedzielę siadaliśmy razem, wybieraliśmy film i oglądaliśmy go w ten sam sposób jak my teraz. Tylko my, gorąca czekolada, pianki i film.
-Jak długo mieszkacie w Londynie?
-Niedługo będzie trzy lata. Moja mama zawsze chciała mieć taki dom. Stara kamienica z duszą, kominek, pies…
-Chciała? Tylko nie mów, że po wszystkich staraniach jakich dokonał twój ojciec, odechciało jej się…
-Spędziła w nim troszkę ponad pół roku. Potem wszystko zaczęło się sypać.
Louis nie chciał naciskać, więc cierpliwie czekał na to, co powie dziewczyna. Ta wpatrywała się w ogień, starając się opanować emocje. Minęło już ponad dwa lata a ona nadal drżała za każdym razem, gdy tylko wspominała matkę.
-Nie tylko ty straciłeś kogoś bliskiego Louisie Tomlinson. Dziwi mnie jednak, że tego nie wiesz. Myślałam, że nie jestem dla ciebie zagadką.
Chłopak popatrzył na rudą smutnym wzrokiem. Wiedział o niej wiele, ponieważ zaintrygowała go już przy pierwszym spotkaniu. Czasami zdarzały się jednak rzeczy, o których nawet on nie wiedział. Jak to.
-Przykro mi, naprawdę. Jestem osobą, która doskonale rozumie przez co przeszłaś… Jak… Jak zmarła?
-Zdiagnozowano u niej raka. Okazało się, że mama od kilku miesięcy czuła się fatalnie. Jednak bagatelizowała to, ponieważ nie chciała nikogo martwić. Poza tym dopiero się przenieśliśmy i nie wszystko było kolorowe. Właściwie zaczynaliśmy od początku. Pewnego dnia wróciłam ze szkoły. Ona leżała nieprzytomna na podłodze. Lekarze powiedzieli, że jest za późno na jakiekolwiek działania. Dali jej kilka miesięcy życia. Jedyne, o co prosiłam to sprecyzowanie ile czasu nam zostało. Nawet tego nie umieli. Szacowali i kalkulowali, jakby to było jakieś cholerne ćwiczenie z matematyki a nie ludzkie życie!
Łzy, które Willow powstrzymywała przez ostatnie kilka minut, popłynęły gorącym strumieniem po jej zarumienionych od ognia policzkach. Starała się powstrzymać, czując rosnące zakłopotanie jednak nie umiała. Chciała przestać szlochać na oczach Louisa, niestety nie wiedziała jak ma to zrobić. Gdy poczuła silne ramiona Louisa przyciągające ją do jego ciepłego ciała, nawet nie próbowała się opierać. Pozwoliła się przytulić niczym małe dziecko wymagające pocieszenia. W tej chwili ramiona Louisa wydawały jej się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Czuła jak krople spływają na koszulkę chłopaka, jednak ten zdawał się tym nie przejmować. Delikatne palce Louisa gładziły włosy dziewczyny do momentu, aż się nie uspokoiła. W końcu opanowała łzy i szloch. Zakłopotanie uderzyło w nią ze zdwojoną siłą. Gwałtownie odsunęła się od chłopaka, zasłaniając zaczerwienione oczy. Podskoczyła jak oparzona, gdy Louis złapał ją za podbródek i zmusił by na niego spojrzała. Nie miała jednak na tyle odwagi, żeby spojrzeć w jego przenikliwe niebieskie tęczówki.
-Will, proszę spójrz na mnie.
Dziewczyna niepewnie uniosła wzrok, bojąc się dojrzeć kpiącą minę Louisa. Zaskoczona zamiast kpiny dojrzała troskę i ciepło.
-Nie wstydź się łez.
-Łzy to porażka ciała, pokonanego przez serce.
-Więc jednak masz serce? Co za ulga! Już się bałem, że nie zmuszę cię do odczuwania czegokolwiek względem mojej osoby.
Willow słysząc te słowa parsknęła cicho śmiechem. Louis delikatnie otarł kilka ostatnich łez z policzków dziewczyny.
-Pod jednym względem miałaś rację.
-Pod jakim?
-Nie tylko ty kogoś straciłaś. Ja także. Rozumiem twój ból, jednak… Ty masz jeszcze ojca i przyjaciół, którzy są gotowi w ogień za tobą skoczyć. Poza tym, dowiedziałaś się o chorobie swojej matki z wyprzedzeniem. Nie mówię, że to jakiś plus, ale miałaś czas by się z nią w jakiś sposób pożegnać. Ja straciłem rodzinę nagle i gwałtownie. Nikt nie dał mi czasu by z nimi po raz ostatni porozmawiać. Doceń więc to co miałaś.
Willow wiedziała, że Louis miał rację. W tym momencie sama nawet nie rozumiała swojego wybuchu. Owszem tęskniła za matka każdego dnia, jednak pogodziła się z tym, że ona jest gdzieś obok. Ostatni raz podciągnęła nosem i wytarła rękawem swetra wilgotne policzki.
-Miałeś mi opowiedzieć skąd wiesz o tym miejscu, a zamiast tego pocieszasz mnie.
Louis powoli przysunął twarz do dziewczyny tak, że dzieliły ich milimetry.
-Nie przeszkadza mi to. Cieszę się, że poznaję cię w ten sposób.
Willow nie potrafiła skoncentrować się przez to, że Louis znajdował się tak blisko. Jego oczy były tuż przed nią. Mogła policzyć ciemniejsze plamki na jego tęczówkach.
-Wiesz, że teraz mam zamiar cię pocałować?
Dziewczyna kiwnęła głową, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Czuła się, jakby Louis ją zahipnotyzował. Powoli, nie chcąc przestraszyć dziewczyny zbliżył się i lekko musnął jej delikatne usta. W tej jednej drobnej pieszczocie zawarł wszystko, co czuł do dziewczyny. Willow westchnęła cicho, czując radosne łaskotanie w brzuchu. Dawno nie czuła tego uczucia, jednak bała się do tego przyznać sama przed sobą a co dopiero przed kimkolwiek. Przymykając oczy widziała zawiedzioną twarz Christopha. Natychmiast odsunęła się od Louisa jak oparzona. Zaskoczony chłopak popatrzył na nią nic nie rozumiejąc.
-Stało się coś? Wydawało mi się, że podoba ci się to co robimy.
-Wybacz. Aktualnie najwidoczniej trwam nawet w wojnie sama z sobą. Owszem podobało mi się, ale nadal próbujesz zaszkodzić mojemu przyjacielowi. A to jest ważniejsze dla mnie niż kilka przyjemnych chwil w górskim domku.
Louis powoli wstał i skierował się ku wyjściu. Zaskoczona Willow przyglądała się poczynaniom chłopaka.
-Co ty robisz?
-Chcę się iść przespacerować. Muszę odetchnąć, uspokoić myśli i wszystko sobie poukładać.
-Zwariowałeś? Jest środek nocy, na zewnątrz jest minusowa temperatura a na dodatek pada śnieg. Możesz się zgubić.
-Spokojnie Małgosiu, wezmę ze sobą okruszki…
-Louis…
Chłopak odwrócił się napięcie i spojrzał na dziewczynę ze złością.
-Zastanów się czego chcesz Willow. Najpierw pozwalasz się pocałować a potem odpychasz mnie pod pretekstem Chrisa. Twierdzisz, że jestem potworem bez serca, a jednak martwisz się, żeby nic mi się nie stało. Przemyśl to Will…
Chłopak jednym ruchem zgarnął kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami. Willow stała oniemiała na środku pokoju, nie wiedząc co ma zrobić. Po chwili zaczęły do niej docierać słowa Louisa i zrozumiała, że chłopak ma trochę racji. Wodziła go za nos dając zupełnie sprzeczne sygnały, co nie było do niej podobne. Zagryzła wargę i opadła na poduszki zastanawiając się co ma z tym wszystkim zrobić. Kochała Christopha jak brata i nie mogła pozwolić by ktokolwiek go zniszczył, jednak Louis był… No właśnie, pomyślała. Najpierw może określ co czujesz do Louisa… Wiedziała, że musi w jakiś sposób poukładać bałagan, który nagle zagościł w jej do tej pory poukładanym życiu wraz z Louisem. Tylko jak miała to zrobić, skoro nawet tutaj Louis potrafił ją znaleźć i sprawiał tym tylko więcej nieporządku…

--------------------------------
Jak co piątek witam was serdecznie. Jak pewnie zauważyliście znowu zmienił się szablon. Wciąż szukam czegoś idealnego :P Dlatego byłabym wdzięczna za opinie na temat tego szablonu, oraz może jakieś własne zdanie na temat tego jakie kolory by wam odpowiadały lub motywy :) W końcu to wam ma się przyjemnie czytać xD Po drugie szczęśliwych mikołajek! Mam nadzieję, że wszyscy dostali takie prezenty jakie chcięli, a może wy nie obchodzicie mikołajek? Cóż, w takim razie dla tych którzy go nie obchodzą, Szczęśliwego Piątku! :) Rozdział nie jest zupełnie taki jak planowałam,ale podoba mi się. Wiem, spodziewaliście się histori Louisa, ale wszystko w swoim czasie. Rozdział miałam napisany kilka tygodni z wyprzedzeniem, jednak wczoraj w nocy coś mnie podkusiło do zmian i voila!:) Dodałam także licznik, który mniej więcej odlicza czas do następnego rozdziału. Wciąż z nim walczę,ale mam nadzieję że nie polegnę :P A więc to chyba wszystko więc nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was na rozdział i prosić o nowe komentarze ze szczerą opinią! :) Enjoy! 


10 komentarzy:

  1. Piękny jest ten rozdział <3 uwielbiam Twój styl pisania :)
    Gdzieś tam wkradły się drobne literówki etc. ale nie przeszkadzają w czytaniu :D

    Szablon bardzo mi się podoba, ale wciąż uważam, że pierwszy był najlepszy ;)

    Zapraszam do mnie i proszę o komentarz :) http://theredroses-fanfiction.blogspot.com/?m=1&zx=67eb11dd882a7f7a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za literówki starałam się je omijać szerokim łukiem :P Pierwszy znaczy ten niebieski? :) Zmieniam szablon tak często,że już nie pamiętam któy był pierwszy:P Dziękuję za ciepłe słowa!Wiedziałam,że mogę na ciebie liczyć!:D

      Usuń
    2. Pierwszy, który ja widziałam to był ten brązowy ze schodami :D nie wiedziałam że jeszcze przed nim coś było ;) xD

      Usuń
  2. hej hej to znowu ja. Zacznijmy:D Długość rozdziału, jak najbardziej mnie zadowala.Szczerze mówiąc ,wcale nie spodziewałam się historii Louisa. Pomysł na domek, rewelacyjny , moment pocałunku jedno wielkie uuuu. Następny fantastyczny, moment Willow mówiąca :"Spokojnie,jakiś powód znajdę żeby cię obwinić..."hahaha ,jebłam i nie wstaję. Dobrze że szablon jest taki, bo w internecie można znaleźć setki sweet różowych blogów, z bezmyślnym szablonem, ale twój się do takich nie zalicza .Na szczęście twój szablon, jest dobrze dobrany kolorystycznie, w szablonie umieściłabym jedno z wspaniałych zdjęć Louisa, bo marzę wchodząc na twojego bloga, żeby zobaczyć tu jego tajemniczą twarz. Fakt jeśli chodzi o pocałunek Willow, postąpiła trochę nie fair .Po co daje mu nadzieję? Chociaż z drugiej strony miłość nie wybiera, a przyjaciół chronić trzeba:)Drobne malutkie, prawie nie widoczne litrówki ,ale to raczej nie ma znaczenia. Kiedyś może zaproszę cię do mnie, ale muszę się przemóc żeby coś napisać dla kogoś, żeby ktoś , chciał czytać..:D:D Kocham Louisa w każdej postaci , to mój faworyt:D:D Mam tylko nadzieję, że nic mu nie będzie bo jeśli zrobisz mu trwałą krzywdę to ja tobie też! Simple but effective:D:D:D.Haha żartuje mam nadzieje, że będzie z nim dobrze. Kocham twój blog opowiadanie i ciebie ,ale muszę cię ochrzanić ostatnio poprosiłam cię o dodanie kilku piosenek, i nie zrobiłaś tego, strzelam focha do następnej gwiazdki:D kocham cię Twoja Nikita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko pięknie i cudownie mała ale spójrz na playlistę,jest i 7 things Miley Cyrus i Kołysanka dla nieznajomej Perfectu. Oi Oi Ktoś tu się nie rozglada!:P

      Usuń
  3. haha ale o I miss you zapomniałaś:D wzrok zawodzi staruszko:*:*:*kc:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super jak zawsze ;** Kocham to po prostu ;) Szablonu niestety nie zobaczę, bo na tel jestem ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepieknie piszesz jestem pelna zachwytu tym jak to wszystko opisujesz Dzieki ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze to myślałam że Louis i Willow pocałują sie za pierwszym razem ale potem zrozumiałameże a) za wcześnie by sie skończył b) dużo rzeczy byłoby ominiętych. Piekny rozdział i czekam na następny. Mam pytanie bo pd pewnego czsu widze że mnie nie powiadamiasz dlatego sie trochę smuce czy zapomniałaś o mnie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Heeeeeej kiedy następny ??? ;) Czekam i czekam i się nie mogę doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń