„ Są chwile, kiedy czas nagle zwalnia. W
ułamku sekundy świat wywraca się do góry nogami. Serce niemal wyskakuje z
piersi by dogonić drugie serce bijące zgodnym rytmem.”
Ruda wpatrywała się ze zmarszczonym czołem
nadal nic nie pojmując. Patrzyła na Louisa, jakby widziała go po raz pierwszy.
Wzięła urlop by odpocząć i pobyć w samotności. Tymczasem Louis potrafił znaleźć
ją nawet tutaj. Nie odezwała się do niego słowem odkąd przyjechał. Nie pytała
czego chce i jak ją znalazł. Spodziewała się, że sam jej wytłumaczy wszystko.
On jednak siadł na kanapie w sypialni i
milczał jak zaklęty. W końcu ruda nie wytrzymała. Stanęła naprzeciwko chłopaka
tupiąc niecierpliwie przed nim nogą. Louis z obojętną miną zmierzył wściekłą
dziewczynę wzrokiem i wrócił do oglądania pomieszczenia. Po dziesięciu minutach
Willow odpuściła. Skierowała kroki do kuchni, jednak zatrzymała się gwałtownie
gdy usłyszała jego głos.
-Wiesz, że kiedyś w tamtym rogu stało
pianino?
Willow odwróciła się szybko, wpatrując się w
niebieskookiego pytającym wzrokiem.
-Jeśli w tym momencie powiesz mi, że to
także należy do ciebie, obiecuję, że wyjdę i już nigdy więcej mnie nie
zobaczysz.
Louis zaśmiał się krótko i popatrzył
przelotnie na rudą.
-Za kogo mnie masz? Nie jestem jakimś
dzieckiem mafii. Moi rodzice wynajmowali ten domek gdy byłem mały. Co roku
przywozili nas do niego na święta.
-Naprawdę?
-Tak. Jeśli podejdziesz do miejsca o którym
mówiłem, powinnaś zobaczyć ślady na podłodze. Zniknął całkiem niedawno…
Dziewczyna niepewnie ruszyła w stronę rogu o
którym mówił Lou. Mrużąc oczy dostrzegła słabe ślady.
-Dlaczego?
-Chcesz poznać moją historię? Dasz mi w
końcu powiedzieć kim jestem? Świetnie. Zrób gorącą czekoladę a ja rozpalę w
kominku.
Willow dopiero w tym momencie poczuła
przeszywający chłód świadczący o tym, że w kominku rzeczywiście wygasło. Louis
zaśmiał się cicho. Ruda spojrzała na chłopaka morderczym wzrokiem i rzuciła
jaśkiem, który miała pod ręką. Chłopak zrobił zgrabny unik, jednak nie miał
zamiaru pozostać dłużny. Rzucił poduszką dla odwrócenia uwagi i w tym samym
momencie podszedł tak blisko dziewczyny, jak tylko mógł. Willow skoncentrowana
na lecącej poduszce nie zwróciła uwagi na zbliżające się zagrożenie z innej
strony. Zrozumiała co zaplanował Louis dopiero w momencie gdy poczuła jego
silne dłonie na swoich nadgarstkach. Sekundę później leżała na podłodze, a
Louis z chytrym uśmiechem leżał na niej. W jego oczach błyszczały wesołe
iskierki.
-Nie igraj ze mną moja droga…
Chciała coś powiedzieć, jednak głos ugrzęzł
jej w gardle. Oddech Louisa delikatnie łaskotał ją po twarzy, a jego niebieskie
oczy hipnotyzowały. Gdy chłopak się poruszył, ruda aż wstrzymała oddech.
Napięcie rosło z każdą minutą. Willow próbowała się wydostać się spod chłopaka,
jednak on skutecznie jej to uniemożliwił.
-Dlaczego nie przyznasz, że coś jest między
nami? Czujesz to, prawda?
Ruda bała się spojrzeć w oczy chłopaka,
wiedząc jak potrafią na nią działać. Louis jednak nie miał zamiaru się
poddawać. Zbliżył się do dziewczyny tak, że dzieliły ich milimetry. Widział, że
Willow aż zwija się w środku, żeby uciec. Pochylił się jeszcze kawałek i
szepnął jej do ucha.
-Wiem co planujesz, ale nie uciekniesz mi.
Jak widzisz umiem cię znaleźć nawet na końcu świata.
-Nawet nie powiedziałeś jak to zrobiłeś!
Chłopak uśmiechnął się lekko widząc, ze jego
taktyka przynosi efekty.
-Dobry magik nie zdradza swoich trików. Nie
wiesz o tym?
Dziewczyna otworzyła usta by coś powiedzieć,
jednak od razu zamilkła nie wiedząc, co na to odpowiedzieć.
-Ta podłoga jest naprawdę niewygodna. Czy
możesz mnie puścić?
-Nie jestem pewien. Bardzo podoba mi się
pozycja w jakiej aktualnie się znajdujemy…
-Masz racje, ponieważ to nie ty leżysz na
twardej drewnianej podłodze.
-Fakt. Ja znalazłem sobie wygodniejsze
miejsca…
Willow poczuła, że się rumieni. Spodziewała
się, że jej argumenty nie przekonają Louisa, jednak po chwili zauważyła, że
chłopak się podnosi. Niepewnie ujęła dłoń, którą wyciągnął w jej stronę. Gdy
tylko stanęła na nogi, odwróciła się napięcie z zamiarem ucieczki. Zatrzymał ją
jednak głos Louisa.
-Trzymaj.
Ruda niepewnie się odwróciła i spojrzała na
chłopaka. W ręku wyciągniętym w stronę dziewczyny trzymał swój sweter. Sam
natomiast stał w podkoszulku, patrząc wyczekująco na dziewczynę.
-Nie wezmę twojego swetra. Po co mi on?
-Poczułam to i owo przed chwilą. Zanim
rozpalę w kominku zamarzniesz jak sopel lodu. Ubierz sweter.
-Louis ja…
Dziewczyna nie zdążyła powiedzieć nic
więcej, ponieważ Louis podszedł do niej i wcisnął sweter siłą. Ruda popatrzyła
na niego z politowaniem.
-Lepiej ci?
-Mnie? Skąd. Ale teraz przynajmniej wiem, że
nie wrócisz do Londynu z zapaleniem płuc z mojej winy.
-Spokojnie, jakiś powód, żeby cię obwinić na
pewno znajdę.
Chłopak zaśmiał się lekko.
-W to nawet nie wątpię. Przecież jestem
czarnym charakterem tej opowieści, pamiętasz?
-Jak mogłabym zapomnieć? Moi przyjaciele
wciąż szukają lokalu dla naszego antykwariatu.
Louis zmrużył niebezpiecznie oczy, jednak
postanowił nie wdawać się w bezsensowną kłótnię z rudzielcem.
-Do twarzy ci w moich rzeczach…
Po tych słowach chłopak odwrócił
się i skierował swoje kroki do kominka. Dziewczyna stała na środku pokoju wpatrując się w chłopaka. Teraz gdy nie patrzył, mogła
bezkarnie spoglądać na niego, bez obaw, że ją przyłapie. Bacznie przypatrywała
się jak Louis kuca obok kominka. Mięśnie pod koszulką poruszały się z każdą,
nawet najdrobniejszą czynnością. Ruda przygryzła wargę, czując jak coraz
trudniej jej oddychać.
-Gdybyś mogła nie wpatrywać się we mnie tak głodnym wzorkiem, byłbym
niezmiernie wdzięczny. Ciężko jest mi się skupić gdy to robisz.
Dziewczyna poczuła jak na policzki wkrada się rumieniec. Nie
spodziewała się, ze Louis czuje jej spojrzenie na sobie. Wolała jednak nie
odpowiadać w żaden sposób, ponieważ bała się, że znów zostanie pokonana. Bez
słowa odwróciła się i ruszyła do kuchni. Czuła się dość dziwnie w swetrze
Louisa, jednak nie mogła się powtrzymać przed wtuleniem nosa w miękki materiał
pachnący chłopakiem. Lekki uśmiech zagościł na ustach dziewczyny. Louis był
niebezpieczny, drażniący i pociągający jednocześnie. W jednym momencie
rozumieli się bez słów, lecz po chwili zaczynali dyskusję, która i tak
przeradzała się na końcu w kłótnię. Wiedziała, że głównym problemem były
kamienice. Zaczęła się zastanawiać co by było, gdyby Louis nie był ich
właścicielem. Po chwili jednak zrozumiała, że gdyby kamienice, prawdopodobnie
nigdy nie poznałaby Louisa. Z drugiej strony kto wie, pomyślała. Niektóre
rzeczy po prostu mają się wydarzyć niezależnie od wszystkiego. Może to właśnie
była jedna z takich rzeczy. Zastanawiając się nad wszystkim przygotowała gorącą
czekoladę. Zrobiła do tego tosty z czekoladą i z czeluści szafki wygrzebała
jeszcze pianki. Z wahaniem, jakby nie była pewna, czy chce wracać do salonu,
skierowała się w tamtym kierunku. Louis siedział w tym samym miejscu w którym go
zostawiła. Blask padający z kominka oświetlał twarz chłopaka, podkreślając
spokój wymalowany na niej. Ruda przystanęła w progu, nie chcąc niszczyć tej
chwili. Widziała skupienie wymalowane na twarzy chłopaka. W końcu jednak
westchnął i powoli spojrzał na dziewczynę stojącą w drzwiach. Przez chwilę nic
nie mówił, chcąc nacieszyć się widokiem rudej. Od pierwszego spotkania, poczuł
coś nie do opisania do tego rudzielca. Nie umiał, a może nie chciał określić,
co to jest i jak się skończy, ale zawsze gdy na nią patrzył, jego serce biło
jak szalone a wszystkie myśli, które nie były związane z nią, po prostu
ulatniały się w głowy, jakby nie istniały.
-Widzę, że znalazłaś bonus.
Dziewczyna spojrzała na tackę i zaśmiała się lekko. Był to ciepły
śmiech, pozbawiony zmartwień.
-Tak, pewnie gdybym poszperała tam dłużej, znalazłabym coś jeszcze ale
nie wiem czy to by nam się spodobało. A więc, co masz mi do powiedzenia?
Louis uniósł bacznie jedną brew, wyraźnie zdziwiony tonem dziewczyny.
Potrafiła w ciągu sekundy zmienić nastawienie do niego, jakby starała się
zapomnieć o tym kim jest i nagle po chwili znowu sobie o tym przypominała.
-Mówisz tak, jakbym był czemuś winien…
-Jesteś. Za trzy tygodnie z haczykiem mój najlepszy przyjaciel straci
dach nad głową i jedyną możliwość utrzymania się w jednym. To twoja wina.
-Więc teraz co? Mam oddać kamienicę w darowiźnie? Wiesz chociaż ile
ona jest warta?
-Nie mam pojęcia. Poprzedni właściciel ustalił z Christophem bardzo
niski czynsz, dzięki czemu on nie musiał wracać do Kolonii.
-Zrozum w końcu, poprzedni właściciel przepisał mi ją w spadku. Nie
prosiłem o nią a tym bardziej nie spodziewałem się, że cokolwiek od niego
dostanę.
-Skąd go w ogóle znałeś?
-To jest część mojej historii. Tak samo jak ten domek. Chcesz ją
poznać?
Willow zagryzła wargę, czując rosnącą niepewność. Wiedziała, że to
całe bratanie się z Louisem nie wyjdzie jej na dobre. Chciała jednak poznać
jego wersję tego wszystkiego. Kiwnęła lekko głową i rozejrzała się w
poszukiwaniu dwóch krzeseł. To, że miała wysłuchać jego historii, nie znaczyło,
że ma mu to ułatwić.
-Jeśli szukasz krzeseł, foteli bądź czegokolwiek do siedzenia to daj
sobie spokój. W sypialni są dwie duże poduszki i koc. Możemy usiąść przy
kominku i piec pianki które przyniosłaś.
Willow czuła, że sytuacja wymyka się spod kontroli szybciej niż
przewidziała, jednak chyba nie miała wyboru. Nie mówiąc nic przyniosła dwie
niewielkie poduszki i położyła je w pobliżu kominka. Przyjemne ciepło sprawiło,
że dziewczyna od razu się uśmiechnęła. Przypomniała sobie wspólne wieczory z
rodzicami, gdy była młodsza. Zawsze wtedy rozpalali kominek, włączali filmy
wybierane głosowaniem i jedli pianki, popijając kakao. Tak było, zanim zmarła
jej matka.
-Hey! Ziemia do Willow! Słyszysz mnie? Zdaje się, że odpłynęłaś
gdzieś…
-Wybacz, ja…
-O czym myślałaś?
-O mojej mamie.
Zaskoczony chłopak spojrzał na kominek, potem na rudą. Blask ogniska
sprawił, że jej rude włosy wyglądały zjawiskowo.
-Dlaczego akurat o niej?
-Zanim sprowadziliśmy się do Londynu, mieszkaliśmy w małym miasteczku
prawie 100 mil od Londynu. Jednak mój tata dostał awans, bardzo dobry zresztą.
Wtedy właśnie zdecydowali się przenieść do Londynu. Mój tata długo szukał domu,
który zadowoliłby moją mamę.
-Jest aż taka niezdecydowana?
Willow puściła mimo uszu słowa Louisa, chcąc dokończyć swoją opowieść.
Sama nie wiedziała co skłoniło ją do opowiedzenia tego, jednak czuła wewnętrzną
potrzebę nie do pokonania, żeby podzielić się z Lou właśnie tym wspomnieniem.
-Mój ojciec powiedział, że mógłby zamieszkać nawet w jaskini, do
momentu, gdy jego dwie ukochane kobiety pójdą za nim.
-Zdaje się, że bardzo was kocha.
-Zrobiłby dla mnie i mamy wszystko. Jednak mojej mamie nie spodobał
się pomysł zamieszkania w jaskini. Powiedziała ojcu czego dokładnie oczekuje od
domu w Londynie. Była bardzo konkretna.
Louis zaśmiał się cicho.
-Teraz już rozumiem…
-Co takiego?
-Zrozumiałem po kim masz taki specyficzny charakter.
Willow wywróciła oczami, nie próbując nawet komentować słów chłopaka.
-Ojciec stanął na wysokości zadania i w końcu znalazł naszą kamienicę.
Głównym życzeniem mojej mamy był kominek w salonie. Co niedzielę siadaliśmy
razem, wybieraliśmy film i oglądaliśmy go w ten sam sposób jak my teraz. Tylko
my, gorąca czekolada, pianki i film.
-Jak długo
mieszkacie w Londynie?
-Niedługo będzie
trzy lata. Moja mama zawsze chciała mieć taki dom. Stara kamienica z duszą,
kominek, pies…
-Chciała? Tylko nie
mów, że po wszystkich staraniach jakich dokonał twój ojciec, odechciało jej
się…
-Spędziła w nim
troszkę ponad pół roku. Potem wszystko zaczęło się sypać.
Louis nie chciał
naciskać, więc cierpliwie czekał na to, co powie dziewczyna. Ta wpatrywała się
w ogień, starając się opanować emocje. Minęło już ponad dwa lata a ona nadal
drżała za każdym razem, gdy tylko wspominała matkę.
-Nie tylko ty
straciłeś kogoś bliskiego Louisie Tomlinson. Dziwi mnie jednak, że tego nie
wiesz. Myślałam, że nie jestem dla ciebie zagadką.
Chłopak popatrzył
na rudą smutnym wzrokiem. Wiedział o niej wiele, ponieważ zaintrygowała go już
przy pierwszym spotkaniu. Czasami zdarzały się jednak rzeczy, o których nawet
on nie wiedział. Jak to.
-Przykro mi,
naprawdę. Jestem osobą, która doskonale rozumie przez co przeszłaś… Jak… Jak
zmarła?
-Zdiagnozowano u
niej raka. Okazało się, że mama od kilku miesięcy czuła się fatalnie. Jednak
bagatelizowała to, ponieważ nie chciała nikogo martwić. Poza tym dopiero się
przenieśliśmy i nie wszystko było kolorowe. Właściwie zaczynaliśmy od początku.
Pewnego dnia wróciłam ze szkoły. Ona leżała nieprzytomna na podłodze. Lekarze
powiedzieli, że jest za późno na jakiekolwiek działania. Dali jej kilka
miesięcy życia. Jedyne, o co prosiłam to sprecyzowanie ile czasu nam zostało.
Nawet tego nie umieli. Szacowali i kalkulowali, jakby to było jakieś cholerne
ćwiczenie z matematyki a nie ludzkie życie!
Łzy, które Willow
powstrzymywała przez ostatnie kilka minut, popłynęły gorącym strumieniem po jej
zarumienionych od ognia policzkach. Starała się powstrzymać, czując rosnące
zakłopotanie jednak nie umiała. Chciała przestać szlochać na oczach Louisa,
niestety nie wiedziała jak ma to zrobić. Gdy poczuła silne ramiona Louisa
przyciągające ją do jego ciepłego ciała, nawet nie próbowała się opierać.
Pozwoliła się przytulić niczym małe dziecko wymagające pocieszenia. W tej
chwili ramiona Louisa wydawały jej się najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
Czuła jak krople spływają na koszulkę chłopaka, jednak ten zdawał się tym nie
przejmować. Delikatne palce Louisa gładziły włosy dziewczyny do momentu, aż się
nie uspokoiła. W końcu opanowała łzy i szloch. Zakłopotanie uderzyło w nią ze
zdwojoną siłą. Gwałtownie odsunęła się od chłopaka, zasłaniając zaczerwienione
oczy. Podskoczyła jak oparzona, gdy Louis złapał ją za podbródek i zmusił by na
niego spojrzała. Nie miała jednak na tyle odwagi, żeby spojrzeć w jego
przenikliwe niebieskie tęczówki.
-Will, proszę
spójrz na mnie.
Dziewczyna
niepewnie uniosła wzrok, bojąc się dojrzeć kpiącą minę Louisa. Zaskoczona
zamiast kpiny dojrzała troskę i ciepło.
-Nie wstydź się
łez.
-Łzy to porażka
ciała, pokonanego przez serce.
-Więc jednak masz
serce? Co za ulga! Już się bałem, że nie zmuszę cię do odczuwania czegokolwiek
względem mojej osoby.
Willow słysząc te
słowa parsknęła cicho śmiechem. Louis delikatnie otarł kilka ostatnich łez z
policzków dziewczyny.
-Pod jednym
względem miałaś rację.
-Pod jakim?
-Nie tylko ty kogoś
straciłaś. Ja także. Rozumiem twój ból, jednak… Ty masz jeszcze ojca i
przyjaciół, którzy są gotowi w ogień za tobą skoczyć. Poza tym, dowiedziałaś
się o chorobie swojej matki z wyprzedzeniem. Nie mówię, że to jakiś plus, ale
miałaś czas by się z nią w jakiś sposób pożegnać. Ja straciłem rodzinę nagle i
gwałtownie. Nikt nie dał mi czasu by z nimi po raz ostatni porozmawiać. Doceń
więc to co miałaś.
Willow wiedziała,
że Louis miał rację. W tym momencie sama nawet nie rozumiała swojego wybuchu.
Owszem tęskniła za matka każdego dnia, jednak pogodziła się z tym, że ona jest
gdzieś obok. Ostatni raz podciągnęła nosem i wytarła rękawem swetra wilgotne policzki.
-Miałeś mi
opowiedzieć skąd wiesz o tym miejscu, a zamiast tego pocieszasz mnie.
Louis powoli
przysunął twarz do dziewczyny tak, że dzieliły ich milimetry.
-Nie przeszkadza mi
to. Cieszę się, że poznaję cię w ten sposób.
Willow nie
potrafiła skoncentrować się przez to, że Louis znajdował się tak blisko. Jego
oczy były tuż przed nią. Mogła policzyć ciemniejsze plamki na jego tęczówkach.
-Wiesz, że teraz
mam zamiar cię pocałować?
Dziewczyna kiwnęła
głową, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Czuła się, jakby Louis ją
zahipnotyzował. Powoli, nie chcąc przestraszyć dziewczyny zbliżył się i lekko
musnął jej delikatne usta. W tej jednej drobnej pieszczocie zawarł wszystko, co
czuł do dziewczyny. Willow westchnęła cicho, czując radosne łaskotanie w
brzuchu. Dawno nie czuła tego uczucia, jednak bała się do tego przyznać sama
przed sobą a co dopiero przed kimkolwiek. Przymykając oczy widziała zawiedzioną
twarz Christopha. Natychmiast odsunęła się od Louisa jak oparzona. Zaskoczony
chłopak popatrzył na nią nic nie rozumiejąc.
-Stało się coś?
Wydawało mi się, że podoba ci się to co robimy.
-Wybacz. Aktualnie
najwidoczniej trwam nawet w wojnie sama z sobą. Owszem podobało mi się, ale
nadal próbujesz zaszkodzić mojemu przyjacielowi. A to jest ważniejsze dla mnie
niż kilka przyjemnych chwil w górskim domku.
Louis powoli wstał
i skierował się ku wyjściu. Zaskoczona Willow przyglądała się poczynaniom
chłopaka.
-Co ty robisz?
-Chcę się iść
przespacerować. Muszę odetchnąć, uspokoić myśli i wszystko sobie poukładać.
-Zwariowałeś? Jest
środek nocy, na zewnątrz jest minusowa temperatura a na dodatek pada śnieg.
Możesz się zgubić.
-Spokojnie
Małgosiu, wezmę ze sobą okruszki…
-Louis…
Chłopak odwrócił
się napięcie i spojrzał na dziewczynę ze złością.
-Zastanów się czego
chcesz Willow. Najpierw pozwalasz się pocałować a potem odpychasz mnie pod
pretekstem Chrisa. Twierdzisz, że jestem potworem bez serca, a jednak martwisz
się, żeby nic mi się nie stało. Przemyśl to Will…
Chłopak jednym
ruchem zgarnął kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami. Willow stała oniemiała na
środku pokoju, nie wiedząc co ma zrobić. Po chwili zaczęły do niej docierać
słowa Louisa i zrozumiała, że chłopak ma trochę racji. Wodziła go za nos dając
zupełnie sprzeczne sygnały, co nie było do niej podobne. Zagryzła wargę i
opadła na poduszki zastanawiając się co ma z tym wszystkim zrobić. Kochała
Christopha jak brata i nie mogła pozwolić by ktokolwiek go zniszczył, jednak
Louis był… No właśnie, pomyślała. Najpierw może określ co czujesz do Louisa… Wiedziała,
że musi w jakiś sposób poukładać bałagan, który nagle zagościł w jej do tej
pory poukładanym życiu wraz z Louisem. Tylko jak miała to zrobić, skoro nawet
tutaj Louis potrafił ją znaleźć i sprawiał tym tylko więcej nieporządku…
--------------------------------
Jak co piątek witam was serdecznie. Jak pewnie zauważyliście znowu zmienił się szablon. Wciąż szukam czegoś idealnego :P Dlatego byłabym wdzięczna za opinie na temat tego szablonu, oraz może jakieś własne zdanie na temat tego jakie kolory by wam odpowiadały lub motywy :) W końcu to wam ma się przyjemnie czytać xD Po drugie szczęśliwych mikołajek! Mam nadzieję, że wszyscy dostali takie prezenty jakie chcięli, a może wy nie obchodzicie mikołajek? Cóż, w takim razie dla tych którzy go nie obchodzą, Szczęśliwego Piątku! :) Rozdział nie jest zupełnie taki jak planowałam,ale podoba mi się. Wiem, spodziewaliście się histori Louisa, ale wszystko w swoim czasie. Rozdział miałam napisany kilka tygodni z wyprzedzeniem, jednak wczoraj w nocy coś mnie podkusiło do zmian i voila!:) Dodałam także licznik, który mniej więcej odlicza czas do następnego rozdziału. Wciąż z nim walczę,ale mam nadzieję że nie polegnę :P A więc to chyba wszystko więc nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was na rozdział i prosić o nowe komentarze ze szczerą opinią! :) Enjoy!
Piękny jest ten rozdział <3 uwielbiam Twój styl pisania :)
OdpowiedzUsuńGdzieś tam wkradły się drobne literówki etc. ale nie przeszkadzają w czytaniu :D
Szablon bardzo mi się podoba, ale wciąż uważam, że pierwszy był najlepszy ;)
Zapraszam do mnie i proszę o komentarz :) http://theredroses-fanfiction.blogspot.com/?m=1&zx=67eb11dd882a7f7a
Przepraszam za literówki starałam się je omijać szerokim łukiem :P Pierwszy znaczy ten niebieski? :) Zmieniam szablon tak często,że już nie pamiętam któy był pierwszy:P Dziękuję za ciepłe słowa!Wiedziałam,że mogę na ciebie liczyć!:D
UsuńPierwszy, który ja widziałam to był ten brązowy ze schodami :D nie wiedziałam że jeszcze przed nim coś było ;) xD
Usuńhej hej to znowu ja. Zacznijmy:D Długość rozdziału, jak najbardziej mnie zadowala.Szczerze mówiąc ,wcale nie spodziewałam się historii Louisa. Pomysł na domek, rewelacyjny , moment pocałunku jedno wielkie uuuu. Następny fantastyczny, moment Willow mówiąca :"Spokojnie,jakiś powód znajdę żeby cię obwinić..."hahaha ,jebłam i nie wstaję. Dobrze że szablon jest taki, bo w internecie można znaleźć setki sweet różowych blogów, z bezmyślnym szablonem, ale twój się do takich nie zalicza .Na szczęście twój szablon, jest dobrze dobrany kolorystycznie, w szablonie umieściłabym jedno z wspaniałych zdjęć Louisa, bo marzę wchodząc na twojego bloga, żeby zobaczyć tu jego tajemniczą twarz. Fakt jeśli chodzi o pocałunek Willow, postąpiła trochę nie fair .Po co daje mu nadzieję? Chociaż z drugiej strony miłość nie wybiera, a przyjaciół chronić trzeba:)Drobne malutkie, prawie nie widoczne litrówki ,ale to raczej nie ma znaczenia. Kiedyś może zaproszę cię do mnie, ale muszę się przemóc żeby coś napisać dla kogoś, żeby ktoś , chciał czytać..:D:D Kocham Louisa w każdej postaci , to mój faworyt:D:D Mam tylko nadzieję, że nic mu nie będzie bo jeśli zrobisz mu trwałą krzywdę to ja tobie też! Simple but effective:D:D:D.Haha żartuje mam nadzieje, że będzie z nim dobrze. Kocham twój blog opowiadanie i ciebie ,ale muszę cię ochrzanić ostatnio poprosiłam cię o dodanie kilku piosenek, i nie zrobiłaś tego, strzelam focha do następnej gwiazdki:D kocham cię Twoja Nikita.
OdpowiedzUsuńWszystko pięknie i cudownie mała ale spójrz na playlistę,jest i 7 things Miley Cyrus i Kołysanka dla nieznajomej Perfectu. Oi Oi Ktoś tu się nie rozglada!:P
Usuńhaha ale o I miss you zapomniałaś:D wzrok zawodzi staruszko:*:*:*kc:*
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze ;** Kocham to po prostu ;) Szablonu niestety nie zobaczę, bo na tel jestem ;/
OdpowiedzUsuńPrzepieknie piszesz jestem pelna zachwytu tym jak to wszystko opisujesz Dzieki ;**
OdpowiedzUsuńSzczerze to myślałam że Louis i Willow pocałują sie za pierwszym razem ale potem zrozumiałameże a) za wcześnie by sie skończył b) dużo rzeczy byłoby ominiętych. Piekny rozdział i czekam na następny. Mam pytanie bo pd pewnego czsu widze że mnie nie powiadamiasz dlatego sie trochę smuce czy zapomniałaś o mnie?
OdpowiedzUsuńHeeeeeej kiedy następny ??? ;) Czekam i czekam i się nie mogę doczekać ;)
OdpowiedzUsuń