Jestem nikim. Zerem niezasługującym na
oddychanie, a co dopiero na jakiekolwiek życie. Przyjemności? Radość? Zmarły
razem z tym uśmiechniętym chłopakiem, który tamtego dnia prowadził samochód.
Kiedyś byłem dorastającym nastolatkiem, która walczy z przeciwnościami losu,
który szuka siły w innych ludziach, szuka wsparcia. Byłem dzieckiem dla moich
rodziców, byłem wiecznym dzieckiem, które nigdy nie chce dorosnąć. Byłem po
prostu człowiekiem. Zastanawiacie się pewnie, o co chodzi, prawda? Nie znacie
mnie, zresztą nikt nie zna. Jestem bezimienną twarzą, która z bliska potrafi
przerazić. Zapytacie, dlaczego? Wtedy zdejmę kaptur i pokażę wam coś, co
zostanie ze mną do końca życia. Niczym wszystkie pamiątki rodzinne, które
przypominają mi, co zrobiłem. Blizny już zawsze będą kojarzyć mi się z tym
dniem. Z ostatnim dniem, kiedy Louis Tomlinson szczerze się uśmiechnął. Pytacie
kim jestem? Bestią. Potworem, który zabił całą swoją rodzinę. Człowiekiem,
który na nieszczęście swoje i otoczenia przeżył. Ale może od początku. Nazywam
się Louis Tomlinson a to jest mój pamiętnik. Pomyślicie teraz, kolejna rzewna
historia o tym jak chłopak przez własną głupotę stracił rodzinę. Być może macie
rację. Jednak pozwólcie sobie opowiedzieć moją historię. Po wszystkim pozwolę
wam odejść, lub jeśli wolicie zostać na ciąg dalszy. Cztery lata temu w moim
życiu wydarzyła się tragedia. Cała moje rodzina zginęła w wypadku samochodowym.
Dwie siostry bliźniaczki, matka oraz ojczym. Zabiłem ich. To był piękny i
słoneczny dzień. Jeden z tych, kiedy siedzenie w domu powinno być karalne.
Lekki wiaterek chłodził w przyjemny sposób, pozwalając zrelaksować się w pełnym
słońcu. Zaproponowałem rodzinie wycieczkę poza miasto. Chociaż kochałem Londyn,
w takie dni wyrywałem się z miasta jak najchętniej. Wszyscy z radością
przytaknęli na mój pomysł. Bliźniaczki z entuzjazmem zaczęły wymyślać gry i
zabawy w jakie mogły się bawić. Moja mama od razu wzięła się za przygotowywanie
piknikowego kosza pełnego frykasów. Nawet mój ojczym, który nie wiedział, co ma
ze sobą zrobić znalazł sobie produktywne zajęcie. Postanowił dokładnie
sprawdzić stan samochodu przed naszą wycieczką. Ja kręciłem się bez konkretnego
zajęcia, pomagając odrobinę każdemu. W końcu byliśmy gotowi. Nie obyło się bez
przepychanek o miejsce przy oknie. Nie przypuszczałem, że to będzie nasza
ostatnia kłótnia. Droga była długa i nurząca. Monotonia trasy sprawiała, że
ojczym szybko robił się senny. Po długiej dyskusji udało mi się go przekonać do
zmiany. To był mój pierwszy błąd. Jako młody kierowca nie miałem zbytnio
doświadczenia za kierownicą, a droga, która do tej pory była banalna, teraz
zmieniła się w wyboistą i pełną zakrętów. Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się
całkiem ciemno.
Z dnia na dzień pamiętam coraz mniej z
wypadku. Po czterech latach jedyne, co pamiętam to huk, błysk jasnego światła i
krzyki bliźniaczek. I ciemność. Gdy w końcu otworzyłem oczy, minęło wiele
tygodni od wypadku. Rodzice i dziewczynki musieli być pochowani dość szybko. O
mnie ktoś postanowił walczyć. Szpital św. Marii nie dawał za wygraną. Gdy inne
kliniki poddały się, załamując ręce nad moim stanem, oni walczyli. Wygrali
bitwę ze śmiercią, jednak wojna z jej dobrą znajomą depresją dopiero była przed
nimi. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem blizny, przeraziłem się. Krzyczałem przez
kolejne dwie godziny, aż głos odmówił mi posłuszeństwa, a leki uspokajające
zaczęły działać. Zostałem wysłany do zamkniętej kliniki psychiatrycznej, która
miała zapobiec moim próbom odebrania sobie życia, uporać się z głęboką depresją
oraz nauczyć mnie żyć z moją odmiennością. Po dwóch latach zrozumiałem, że nie
mogę odebrać sobie życia. Byłem potworem, który zabił własną rodzinę. Musiałem
żyć z bliznami i samotnością. To była moja pokuta. Po wyjściu z kliniki
rzuciłem się w wir zabawy. Próbowałem ukryć ból pod warstwą alkoholu i innych
używek. Jednak to nie sprawiło, że ból odszedł. Pieniądze skończyły się szybciej
niż myślałem. Z podkulonym ogonem wróciłem do rozpadającego się rodzinnego
domu, który mieścił się z daleka od Londynu. Nie chciałem by ktokolwiek mnie
oglądał, wytykał palcami lub bał się mojego wyglądu zewnętrznego. Wolałem ukryć
się przed ludźmi, którzy już mnie przekreślili. Żyłem z dnia na dzień żywiąc
się śmieciowym żarciem i mając nadzieję, że śmierć przyjdzie szybko i
bezboleśnie. Niestety ona nie chciała tak po prostu nadejść. Pewnego dnia
otworzyłem oczy i postanowiłem wziąć się w garść. Po prostu chciałem zrobić coś
dla świata, żeby chociaż po części odkupić śmierć moich bliskich. Wróciłem do
szpitala św. Marii z mocnym postanowieniem. Wiedziałem doskonale, co chcę
zrobić. Wolontariat to był jedyny sposób by zapomnieć o wszystkim i pomóc
ludziom skrzywdzonym przez los równie mocno jak ja. Pracownicy szpitala znając
moją historię, przyjęli mnie bardzo ciepło. Niektórzy wyraźnie krępowali się w
mojej obecności, ale jak mogłem im się dziwić? Jednak po pewnym czasie i oni
się przyzwyczaili. Najbardziej bałem się spotkania z pacjentami, a raczej tego
jak zareagują na mój widok. Szerokim łukiem omijałem oddziały dziecięce, bojąc
się, że swoimi bliznami mogę wywołać głęboki uraz w psychice młodych pacjentów.
Z zapałem natomiast odnalazłem swoje miejsce na oddziale weteranów wojennych.
Doświadczeni przez życie i front ludzie, którzy widzieli już dużo więcej złego.
Nikt nie wpatrywał się we mnie, niczym w postać z horroru. Nie musiałem także
opowiadać swojej historii, która na tym oddziale nie była niczym nadzwyczajnym.
Większość pacjentów nie chciała pomocy. Jako byli żołnierze nie pozwalali sobie
na żadną chwilę słabości. Duma i honor były dla nich podstawą. Poza tym w razie
potrzeby mieli rodzinę i przyjaciół, którzy mogli im pomóc w potrzebie.
Traciłem już powoli nadzieję, czy jestem komukolwiek potrzebny. Zacząłem
zastanawiać się, czy przypadkiem szpital nie przyjął mnie z litości. Wtedy
poznałem pana Patersona. On także był weteranem wojennym jak pozostali, jednak
on był inny niż reszta. Cichy, skromny, zamknięty w sobie. Przypominał mi
mojego dziadka. Długo zajęło mi zdobycie jego zaufania. W końcu udało mi się
nawet wywołać lekki uśmiech na jego twarzy. Zaprzyjaźniliśmy się. Nasze rozmowy
polegały na wymianie. Jeden mówił o czymś ważnym dla niego. Wspomnieniu,
sytuacji czy opinii. Następnie drugi robił to samo. Samuel nie traktował mnie
jak dziecka, które popełniło zbyt wiele błędów i wróciło do rodzica po karę.
Pytał, interesował się, a przede wszystkim pomagał zrozumieć mi jak zbudowany
jest ten świat. Ból po stracie rodziny został zagłuszony przez radość
posiadania przyjaciela. Tak właśnie mijały miesiące, które szybko przemieniły
się w rok. To właśnie wtedy los postanowił zadrwić ze mnie po raz drugi. W
ciągu tego roku stan pana Patersona diametralnie się pogorszył. Wiedziałem, że
powoli nadchodzi czas na pożegnanie. Samuel był odważnym człowiekiem, którego
podziwiałem. Nie bał się śmierci, czy umierania. Wiedział, że to kiedyś nastąpi
i czekał na tą chwilę cierpliwie z półuśmiechem na ustach. Gdy dostałem telefon
w środku nocy, wiedziałem, że to koniec. Jedyne, czego się bałem to, że nie
zdążę. Ostatnie słowa, jakie usłyszałem od swojego jedynego przyjaciela to:
„Dziękuję
ci synu. Nigdy ci tego nie zapomnę…”
Wtedy te słowa nie miały dla mnie większego
znaczenia. Dwa tygodnie później, gdy dostałem informację o spotkaniu z
notariuszem, zacząłem domyślać się, co zrobił pan Paterson. Miałem rację. Kilka
godzin później wychodziłem z gabinetu ze zdumieniem wymalowanym na twarzy.
Stałem się właścicielem kilku kamienic w Londynie. Tak po prostu. Postanowiłem
od razu odwiedzić moje własności. Zajrzałem w dokumenty szukając adresu. Po
chwili wiedziałem gdzie mam iść.
„Drugie życie twojej książki.”
Uśmiechnąłem się widząc tą nazwę. Drugie
życie… Czyżby właśnie to miałem teraz zrobić? Zacząć nowe życie? Tak po prostu…
Wspomnienia zalewały mnie na każdym rogu ulicy. Wszystko przypominało mi o
siostrach, rodzicach i dawnym życiu. Gdy dotarłem na miejsce, nie wiedziałem,
co robić. Stanąć pod drzwiami i czekać na kogoś z obsługi? Po chwili
przypomniałem sobie o kluczach, które dostałem od notariusza. Cicho przeszedłem
przez próg, starając się nie poruszyć małym dzwoneczkiem znajdującym się nad
drzwiami. Jednak słysząc harmider panujący na zapleczu, uznałem, że nikt i tak
nie słyszał mojego wejścia. Rozglądałem się bez celu, co chwilę poprawiając
kaptur, jakbym się bał, że lada chwila opadnie. Najpierw zobaczyłem jej rude
włosy, później zanotowałem średni wzrost. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie,
że dziewczyna kompletnie nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności z
antykwariacie. Tupnąłem lekko, mając nadzieję, że to usłyszy i nie wystraszy
się za bardzo. Widziałem jak lekko podskoczyła i niepewnie odwróciła się w moim
kierunku. Z jej szarych oczach dało się odczytać strach i coś jeszcze, czego
nie umiałem rozszyfrować. Odetchnęła głęboko i próbowała mi spojrzeć w oczy
ukryte pod kapturem.
-Przepraszam, jeszcze mamy zamknięte.
Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek,
starając się odgadnąć, co w sobie kryje. Zrozumiałem, że pod udawaną pewnością
siebie stara się schować strach.
-Przestraszyłem cię…
W myślach zaśmiałem się widząc jak zadrżała.
Sprawiała wrażenie bardzo kruchej.
-Owszem, wszedł pan tutaj, gdy jest jeszcze
zamknięte. Nie wiedziałam o pańskiej obecności, co lekko mnie zaniepokoiło.
Byłabym wdzięczna, gdyby pan poczekał na zewnątrz do otwarcia.
Tym razem nie krępowałem się. Zaśmiałem się
cicho słysząc jej słowa.
-Aż tak staro wyglądam?
Kąciki ust dziewczyny podjechały lekko do
góry. Widziałem jak starała się zachować powagę, jednak przychodziło jej to z
trudem.
-Może to kwestia kaptura. Nie mogę określić
czyjegoś wieku, jeśli pół twarzy zakrywa mu kaptur.
Słysząc te słowa napiąłem się jak struna.
Przez moment, dosłownie kilka sekund pozwoliłem sobie zapomnieć o mojej
niedoskonałości. Automatycznie złapałem za kaptur, jakbym bał się, że
nieznajoma zerwie mi go z głowy.
-Przepraszam, nie powinienem…
Odwróciłem się napięcie i skierowałem się do wyjścia, zanim rudowłosa
zdążyła cokolwiek powiedzieć. Widziałem wahanie połączone ze zmieszaniem.
Wyraźnie zaskoczyłem ją nagłym wycofaniem się z rozmowy.
-Przepraszam, jeśli powiedziałam coś, co pana uraziło!
Zdziwiony zatrzymałem się w pół kroku. Powoli odwróciłem się nie mogąc zdecydować,
co zrobić.
-Jeśli mamy przejść na ‘ty’ to chciałabym poznać pańskie imię. Moje
jest na plakietce, więc ma pan ułatwione zadanie.
Baczny wzrok dziewczyny sprawił, że przez moment nie wiedziałem, co
powiedzieć. W końcu postanowiłem zaryzykować.
-Jestem Louis.
-Willow. Miło mi cię…
Słysząc zbliżające się kroki postanowiłem się ulotnić. Znikanie było
jednym z moich numerów popisowych. Wykorzystałem moment, gdy Willow odwróciła
się do mnie tyłem i szybko otworzyłem drzwi. Zanim dziewczyna zdążyła wykonać
jakikolwiek ruch, już byłem na zewnątrz. Przebiegłem kilka przecznic chcąc
wyrzucić z siebie obraz tej dziewczyny. Jednak on uparcie przewijał się pod
moimi powiekami, jakby ktoś wrzucił go tam na stałe. Zamiast spokojnie wrócić
do zacisza swojego domu postanowiłem poszwendać się bez celu po mieście. Nawet
nie zauważyłem jak minęła prawie godzina. Podświadomie kręciłem się z pobliżu
antykwariatu niczym szaleńczo zakochany nastolatek, oczekiwałem, że Willow
odczyta mój telepatyczny telegram i wyjdzie na zewnątrz. Gdy po kolejnych
trzydziestu minutach nie wyszła, postanowiłem zrezygnować. Czułem się jak
prześladowca, zwłaszcza, że kompletnie nie znałem tej dziewczyny. Było w niej
jednak coś, co nie pozwalało mi tak po prostu zrezygnować. Rzuciłem ostatnie
spojrzenie w stronę wyjścia i powoli skierowałem się do pobliskiej kawiarni po
kawę, która miała ukoić moje zmarznięte ciało. Nie chcąc straszyć swoim
wyglądem innych ludzi wziąłem swoją kawę i skierowałem się w stronę metra.
Niektórzy mówią, że pierwsze spotkanie to przypadek, drugie to przeznaczenie a
trzecie to wieczność… W momencie, gdy wpadłem na kogoś z impetem słonia, nie
spodziewałem się, że będzie to spotkanie z przeznaczeniem. Najwidoczniej Willow
także nie spodziewała się spotkać mnie po raz drugi. Czyste zdumienie malujące
się w jej oczach mówiło samo za siebie. Po chwili jednak zdumienie przerodziło
się w czysty upór.
-Dobrze, że cię spotkałam.
-Tak? A to dlaczego?
Widziałem jak zdenerwowanie przepełnia rudą. Nerwowo poprawił pasek od
spodni i spojrzała mi prosto w oczy. Czułem jakby chciała odczytać z nich każdy
mój sekret.
-Musimy porozmawiać o twojej porannej wizycie w antykwariacie…
Skrzywiłem się słysząc te słowa.
Wiedziałem, że prędzej czy później czeka mnie taka rozmowa, jednak wolałem
zrobić to później. Nie byłem gotowy do wyjścia z ukrycia i pokazaniu się
światu. Szybko wycofałem się z rozmowy pod byle pretekstem i uciekłem, chowając
się w bezpiecznych ścianach własnego domu. Nie mogłem pozbyć się Willow z mojej
głowy. Każda czynność lub gest w jakiś dziwny sposób przypominały mi o niej.
Nie znałem jej wcale, a jednak czułem między nami niewidzialną więź, dużo
głębszą niż cokolwiek innego. Dni mijały powoli, łącząc się w całość. Jakby
ktoś wyrwał kartki z kalendarza. Nie mogłam przestać myśleć o szarookiej
dziewczynie z antykwariatu. Dawno się tak nie czułem. Starałem się zablokować
wszelkie uczucia, wiedząc, że nie zasługuję na szczęście. Poza tym, kto
chciałby spotykać się z kimś tak oszpeconym jak ja? Wiedziałem doskonale, że
Willow nigdy nie spojrzy na mnie przychylnie, jednak z uporem maniaka
codziennie chodziłem za nią krok z krok. Zaczynałem zachowywać się jak prześladowca
z kiepskiego horroru. Tamtego dnia nie planowałem jej spotkać w tym samym parku.
Poruszałem się po nim swobodnie, odkrywając swoją twarz w całej okazałości. Gdy
usłyszałem cichy szloch, ruszyłem w tym kierunku by sprawdzić, kto aż tak
bardzo cierpi. Położyłem niepewnie ręce na ramionach dziewczyny. Gdy uniosła
znajome szare oczy, otworzyłem oczy ze zdumienia. Nie spodziewałem się, że
szlochającą dziewczyną jest Willow. Byłem tak zaskoczony całą sytuacją, ze
dopiero po chwili dotarł do mnie brak kaptura. Zanim ruda zdążyła cokolwiek
powiedzieć odwróciłem się napięcie i odszedłem. Wiedziałem, co by się stało
gdybym tego nie zrobił, a na to nie byłam jeszcze gotowa. Pozwoliłem by dni
zlały się w jedno, nie myśląc o przeszłości czy przyszłości. Nadal obserwowałem
Willow, szukając podświadomie zmian w jej zachowaniu. Jednak ona nadal była
uśmiechnięta i przyjazna. Zwłaszcza względem jednej osoby. Blondyn, który
prowadził antykwariat doprowadzał mnie do szału. Widziałem jak patrzył na Willow,
gdy ta nie patrzyła. Drażnił mnie fakt, że on miał ją codziennie, podczas gdy
ja nie mogłem nawet z nią porozmawiać. Postanowiłem zagrać nieczysto by ją
zdobyć. Wysłanie odpowiedniego listu do antykwariatu zajęło chwilę. Wiedziałem,
że chłopak otrzyma wiadomość następnego dnia. Postanowiłem obserwować jego
porażkę. Z ironicznym uśmiechem czekałem aż otworzy odpowiednią kopertę.
Zdenerwowanie aż się z niego wylewało, gdy wykonywał telefon po przeczytaniu
informacji. Nie przewidziałem wszystkiego. Zamiast oddzielić Willow od
blondyna, jeszcze ich do siebie zbliżyłem. Dziewczyna pojawiła się w
antykwariacie bardzo szybko i wtuliła się w chłopaka jakby, co najmniej
umierał. Złość aż kipiała ze mnie. Cisnąłem telefonem komórkowym, który akurat
trzymałem w ręku i odwróciłem się napięcie, kierując swoje kroki w stronę
metra. To nie był jeszcze koniec. Wiedziałem, że Willow musi być moja. Tylko
moja.
----------------------------------------
O kurcze!:D Mnożycie się czy co?:P Nie przeszkadza mi to a wręcz
przeciwnie :D Zauważyłam, że rozdziały są coraz dłuższe, mam nadzieję że wam
się to spodoba :D Ten rozdział jak pewnie zauważyliście jest napisany inaczej.
Chciałam przedstawić dokładnie historię Louisa, zanim wszyscy wyobrażą sobie
własną wersję jego historii : ) Jest to także pierwszy rozdział z dedykacją.
Dedykuję go mojego kochanej siostrzyczce z wyboru! <3 Specjalnie dla ciebie
Aggsik : * Gdybyście nie wiedzieli, dzięki niej skończyłam ten rozdział,
fragment „. Kiedyś byłem dorastającym nastolatkiem,
która walczy z przeciwnościami losu, który szuka siły w innych ludziach, szuka
wsparcia. Byłem dzieckiem dla moich rodziców, byłem wiecznym dzieckiem, które
nigdy nie chce dorosnąć. Byłem po prostu człowiekiem.” Należy do niej, co
prawda troszkę go zmieniłam, ale to wciąż są słowa Aggs. Więc wielkie brawa dla
niej za pomoc! <3 Mam nadzieję że rozdział was nie znudzi bo jest dość długi
:P Enjoy! : ))
Rozdział jest baardzo długi. I cudowny. I dbzhsushwpioe <3 Najlepszy blog Ever <3 <3 <3 <3 <3 :* :* :3 :3
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie :) zdarzają sie błędy ale godne zniesienia :) @Niella_1D_Swag
OdpowiedzUsuńRozdzial bardzo dlugi ale bardzo ciekawy , historia Louisa mnie zaintrygowala . Bardzo chce wiedziec co bedzie dalej. Kiedy czytam o Louisie przychodza mi na mysl slowa ktore kiedys sama napisalam "Jesli nie masz swojego miejsca w zyciu musisz je znalesc i cieszyc sie nim do samego konca..."Louis jest postacia ktora chcialabym poznac w normalnym zyciu. Intrygujacy i tajemniczy .Moze poprostu lubie bad boyów??:) Masz malutki błąd w tekśie : "Wiedziałem co by się stało gdybym tego nie zrobił, a na to nie byłam jeszcze gotowa." Nie ta osoba powinien mówić Louis ,ale to akurat jest malutkie przejezyczenie ktorego nie ma sensu sie czepiac:) Wiem ze nie lubisz lania wody tylko szczerosc. Ach i Christoph heh sentymentalna jestes:D:D mialam nadzieje ze o nim nie zapomnisz:):)Bardzo ciepla i przyjazna osoba.Ale wciaz w tym opowiadaniu intryguje mnie bardziej Louis. Dlugosc odcinka dla mnie jest naprawde dobra bo wolę kiedy mam sie do czego przysiasc wiec mnie to absolutnie nie przeszkadza wrecz przeciwnie bardzo podoba. Werdykt brzmi : Extra dobre. bardzo mi sie podobalo i czekam na wiecej. Dziekuje za dodanie piosenek napewno powiem ci jak cos mi jeszzcze wpadine do glowy.Oficjalnie kocham twoj blog opowiadanie w szcegolnosci postacie:D:D no i oczywiscie ciebie.Twoja Nikita:*
OdpowiedzUsuńMi się nigdy nie znudzi czytanie tych długich rozdziałów. Właśnie w nich jest najwięcej zawarte, czekam na więcej-@Paula190201
OdpowiedzUsuńSuper ;) Bardzo dobrze zrobiłaś dając rozdział z perspektywy Lou. Masz za to wielkiego plusa :D Mam tylko, jedno zastrzeżenie, a mianowicie jak pisałaś 'blondyn' to nie wiedziałam czy chodzi o Nialla, czy tego drugiego xd. Poza tym wszystko świetnie i bardzo dziękuję za informowanie ;D
OdpowiedzUsuń/niall-horan-polish-imagine.blogspot.com
cześć.
OdpowiedzUsuńświetnie.
pa.
.
.
.
.
kocham Cię <3
Zacznę od tego, że jestem zachwycona faktem, że dodałaś rozdział z perspektywy Louis'a <3 jest to, jak do tej pory, mój ulubiony rozdział :D
OdpowiedzUsuńCzytałam na jakimś blogu z poradami, że warto jest czasem zmienić perspektywę, by czytelnicy poznali wszystko z innego punktu widzenia i oto pokazałaś mi jak to idealnie zrobić *.* bardzo Ci dziękuję i mam nadzieję, że nie obrażasz się jak ja trochę od Ciebie ściągnę i w którymś z kolejnych rozdziałów napiszę z innego 'POVa' xD :D
Piszesz cudownie i to mnie martwi :P głupio mi podawać tak cudownej pisarce link do swojego badziewia :/ jednak cały czas jestem zdania, że Twoje uwagi pomogą mi w ulepszeniu umiejętności (których na razie jeszcze nie posiadam) :P
TU NIE CZYTAJ!!! :D ja nie mam prawa zwracać Tobie uwagi, bo sama popełniam te same błędy, ale ja lubię jak ktoś mi pisze co mam źle xD ja wiem, że to kompletny drobiazg i wgl to nie przeszkadza ;) ale chodzi mi o to, że w kilku miejscach napisałaś z punktu widzenia Louisa, ale tak, jakby był dziewczyną :P teraz nie mogę tego znaleźć, ale wiesz, chodzi mi o coś typu: 'Poszłam', 'Zobaczyłam' ;) ale wgl nie zwracaj na to co napisałam uwagi, bo to najzwyklejsze literówki, których Blogger nie zauważył bo tak naprawdę to są dobrze... Aghhhh... Zaplątałam się :P
W każdym razie rozdział jest wprost genialny, a Twój blog jest jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam ;)
Zapraszam do mnie :D pojawił się nowy rozdział i... szablon! :P bardzo proszę o szczery komentarz zarówno na temat strony 'literackiej' jak i graficznej ;) baaaardzo dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś <3 za te mega długie komentarze i wgl :) nie wiem jak ja Ci się odwdzięczę, ale i tak proszę o więcej takich opinii <3
Kocham Cię !!! <3 http://theredroses-fanfiction.blogspot.com
Zapomniałam!!! xD
Usuń1. Przepraszam, że tak późno weszłam ale tt mi się wali i nie widziałam Twojego tweet'a wcześniej :/
2. Orzeczytalam na tt że jesteś Teddier :D SKĄD TY ZNASZ PIOTRKA?!?! :P
Hye <3 Dziękuję Ci bardzo :) Wzruszyłam się strasznie czytając twój komentarz :D Nie przeszkadza mi to,ponieważ nie ja jedna tak robię więc droga wolna :) Co do błędów,dziekuję że zwracasz (nie tylko ty) na nie uwagę bo to oznacza,że wszyscy czytacie moje rozdziały z pełnym skupieniem :D:D Wiem,że pojawił się nowy rozdział i cała reszta,już zostawiłam komentarz co do graficznej strony a co do treści to nadal nie miałam kiedy nadrobić.Wybacz!<3 Dziękuję za każdą radę i dobre słowo.Nie jestem pisarką,jeszcze bardzo daleko mi do tego,ale może kiedyś nią zostanę:D Dziękuję za to,że tak mnie nazwałaś xD Co do błędów,to nie przeczytałam dokładnie rozdziału i w pędzie na imprezę dodałam go z kilkoma błędami za co przepraszam :) A Piotrek...Znam go z tt xD Sam (mam nadzieję,że na bieżąco:D) czyta mojego bloga :)) A ty skąd go znasz? :)
UsuńTa historia jest niesamowita. Z każdym rozdziałem coraz bardziej wciąga mnie twój blog.<3 <3 <3 :*
OdpowiedzUsuńKochaaam !!! <3 <3 *.*
OdpowiedzUsuń